[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robić to, czego się po mnie spodziewano. Choćby wbrew sobie.
Czasami w głębi duszy przyznawałam Darcy'emu rację. Ale ostatnio
odnalazłam w sobie siłę, dzięki której mogę wreszcie żyć, jak mi się
podoba. - Otarła się o niego całym ciałem. - Więc idziesz grzecznie do
łazienki, chłopcze, czy mam użyć siły? Pamiętaj, że...
- Wiem - wpadł jej w słowo - to cholerne judo. Do diabła z tym
wszystkim. - Mocno pocałował ją w usta.
- Wygrałaś, Irlandko - powiedział, biorąc ją na ręce - ale
pamiętaj, że cię ostrzegałem.
- Pamiętam. - Objęła go mocno za szyję i westchnęła, - Czy nie
mówiłam ci, że miłość do ciebie dosłownie ścina mnie z nóg?
Dużo, dużo pózniej, Claren siedziała na wprost Dasha przy
obdrapanym stoliku w Cafe Formica". Po długim, wspaniałym i
pełnym niespodzianek prysznicu wśród luster opuścili w końcu ów
śmieszny pokój i wybrali się na śniadanie. Claren umierała z głodu.
Wybrała wafle, truskawki z bitą śmietaną i lody, podczas gdy Dash,
nie krępując się jej uwagą o braku oryginalności, zamówił befsztyk z
124
jajkiem i smażone kartofle. Darcy zwykł mawiać, że apetyt rośnie w
miarę jedzenia. Do dzisiaj nie wiedziała dokładnie, co to oznacza. Do
chwili, kiedy kochała się z Dashem. Okazało się, że nie może się nim
nasycić. Tak niedawno byli razem, a już pragnęła jego pieszczot. I za
każdym razem, kiedy ją brał aż do utraty tchu, chciała, żeby to trwało
wiecznie. Dzięki ci, kochany Darcy. Mimo że śmierć wuja zostawiła
nie zabliznioną ranę w jej sercu i kładła się cieniem na jej życie, była
nieprzyzwoicie szczęśliwa.
Dash nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się bardziej zagubiony.
Instrukcje, które otrzymał, były ściśle określone. Miał zabrać Claren
Wainwright do domu Darcy'ego O'Neilla i zostać tam z nią tak długo,
jak będzie trzeba. To nie powinno zabrać ci dużo czasu." St. John
zawyrokował swoim kategorycznym tonem. Dash był profesjonalistą.
Jednym z najlepszych. Podjął tę pracę z całą świadomością. Gdyby
musiał przespać się z panną Wainwright, żeby zdobyć informacje,
zrobiłby to bez wahania. Skąd więc bierze się to nieznośne poczucie
winy, którego nie doświadczał do tej pory? Zdecydował, że nie ma to
znaczenia. Ani dla niej, ani dla niego.
- Zapowiada się piękny dzień - odezwała się Claren. Dash
wyjrzał przez okno.
- Zdaje się.
Powinna być strapiona jego obojętnym tonem. Ale nie była.
Przeciwnie. Uśmiechała się do niego znad filiżanki kawy.
- Interesuje cię ten festiwal, Dash?
Był tak zamyślony, że nie dosłyszał jej pytania.
125
RS
- Jest pewna rzecz, o którą powinienem zapytać cię wczorajszej
nocy.
- O co?
- Brałaś pigułkę, tak?
Miał taką minę, że powinna skłamać. Ale nie chciała tego robić.
- Szczerze mówiąc, nie. Potarł ręką brodę.
- Obawiałem się tego.
Co się z nim dzieje, do cholery. %7łycie nauczyło go przesadnej
wręcz ostrożności. I zawsze ją zachowywał. A jednak ani przez chwilę
nie pomyślał o jakimkolwiek zabezpieczeniu.
Claren wyciągnęła rękę i nakryła nią jego opaloną dłoń.
- Jestem pewna, że wszystko będzie w porządku.
- Mhm. - Pociągnął łyk kawy i spojrzał na nią oczami bez
wyrazu. - Założę się, że to samo mówiła moja matka, w tych samych
okolicznościach.
Claren postanowiła za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby
ponury nastrój Dasha zepsuł piękny poranek
- Wiesz - powiedziała - myślę, że dowiedziałeś się już
wszystkiego o mojej rodzinie ode mnie i od Darcy'ego. Za to ty nawet
słowem nie wspomniałeś nic o swojej.
- Moja matka była krawcową w Guthrie w Oklahomie.
- No proszę, a ja nie mam pojęcia o szyciu. Ciotka Winifred
uczyła mnie haftować, ale ja zawsze kaleczyłam się igłą w palec i
brudziłam pościel, którą miałam dostać jako wyprawę. Ciotka wciąż
powtarzała, że będzie ze mnie kiepska pani domu.
- A kim był twój ojciec?
126
RS
- Mój ojciec był Indianinem.
- Naprawdę? - Zaskoczyła go swoim autentycznym zachwytem.
- To Cudowne! Ach, to stąd te twoje wspaniałe kości policzkowe. Jak
mogłam nie wpaść na to wcześniej! Z jakiego szczepu pochodził?
- Był Czejenem.
- Czejeni... - Usiłowała gorączkowo przypomnieć sobie lekcje
historii Ameryki. - To plemię przebywało na równinach, prawda?
Polowali na bawoły i żyli w wigwamach. I byli wojownikami.
Zawsze fascynowały ją opowieści z Dzikiego Zachodu.
Pamiętała historie o waleczności Czejenów i nie zapomni, jak było jej
smutno, kiedy dowiedziała się, że zabrano im ziemię. Sama została
pozbawiona rodzinnego domu w County Clare. Doskonale rozumie,
co musieli odczuwać przodkowie Dasha w podobnej sytuacji.
- Mój ojciec był potomkiem Sięgającego Chmur, wodza, który
poległ w bitwie z Indianami Pawni -mówił Dash. - Jego plemię
krwawo zapłaciło za najazd białych. Czejenowie stracili więcej
wojowników w bitwach z białymi niż którekolwiek z innych
indiańskich plemion.
Pomyślała o swoich krewnych i przodkach, którzy ginęli w
odwiecznych wojnach z Anglią,
- O'Neillowie byli prześladowani i też stracili swoje ziemie -
powiedziała miękko. - Zabroniono im wyznawać i praktykować ich
religię i mówić ich starym językiem. Tak samo jak ludziom z
plemienia twojego ojca. - Uśmiechnęła się. - Z tego widać, że mamy
więcej ze sobą wspólnego, niż by się wydawało.
127
RS
- Jest jednak pewna różnica - rzekł Dash. - Mój ojciec nigdy nie
ożenił się z moją matką. Mógłby to zrobić, ale... - powtarzał słowa,
które tak często słyszał od matki i w które tak rozpaczliwie pragnął
wierzyć - ale on był zawodowym jezdzcem na rodeo i zanim miała
szansę poinformować go o tym, że jest w ciąży, zginął.
- Och, Dash. - W oczach Claren pojawiły się nagle łzy. - Jakie to
musiało być straszne dla twojej matki!
- Ona była niezwykłą kobietą.
- Była?
- Umarła.
- Przepraszam. - Z jej oczu popłynęły łzy, ale natychmiast je
otarła. Dash wzruszył ramionami.
- To było dość dawno temu. Ale na pewno w tamtych czasach
nie było łatwo być samotną matką, do tego z nieślubnym dzieckiem. I
chociaż wiem, że dużo się zmieniło i ludzie stali się bardziej
tolerancyjni, za nic na świecie nie chciałbym być odpowiedzialny za
skazanie cię na podobne kłopoty.
Claren uznała, że czas porozmawiać o czymś weselszym.
- Czy zdarzyło ci się kiedyś dostać na gwiazdkę prezent od
kogoś, komu ty nic nie dałeś?
- Oczywiście.
- I czułeś się winny z tego powodu?
- Nie.
W ostatnią Wigilię Bożego Narodzenia, którą spędzili razem,
Julia wykupiła praktycznie cały magazyn Brooks Brothers w
poszukiwaniu odpowiedniego prezentu dla niego. Zmęczony
128
RS
hipokryzją i fałszem, które wkradło się do jego małżeństwa, nie zadał
sobie trudu, żeby kupić jej prezent.
- Właściwie...-przyznał niechętnie, przypominając sobie wyraz
szczerego bólu w oczach Julii - przypuszczam, że nie czułbym się
zbyt dobrze w takiej sytuacji.
- Nikt by się nie czuł zapewniła go Claren. - To jest zawsze
jeden z najbardziej denerwujących momentów. Pamiętam, kiedy
byłam w college'u, miałam koleżankę z klasy, której nigdy specjalnie
nie lubiłam, a ona też nie pałała do mnie sympatią. Nagle, tuż przed
Bożym Narodzeniem, kupiła mi pudełko kandyzowanych migdałów.
Czułam się okropnie, bo ja naturalnie nawet nie pomyślałam, żeby jej
coś sprezentować.
Rozgadała się, ale jemu to nie przeszkadzało, gdyż zdążył
polubić jej głos i szczere ożywienie, które towarzyszyło wszystkiemu,
co robiła. Położył dłonie na jej rękach i złączył razem ich palce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]