[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikomu! Ale gdyby Murdock uświadomił sobie, że testowanie żywności nie należy do ła-
twych zadań...
- Czekasz, aż zacznie mi flaki wyżerać? - Ross wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Travis zaczerwienił się lekko, gdy zdał sobie sprawę, że spojrzeniem zdradził swoje
myśli. Przesunął chrupki chleb, wstał i sięgnął po wysoki cylinder, w którym coś
zachlupotało zachęcająco, kiedy dobrał się do przykrywki.
- Nieszczęścia chodzą parami - kontynuował Ross. - Jak to pachnie?
Odkrycie chleba dodało Travisowi animuszu. Powąchał z nadzieją, ale szybko odsunął
od nosa pojemnik o stożkowatym otworku, gdyż zaczęła się z niego wylewać biała piana.
- Może trafiło ci się mydło w płynie - skomentował Ross. - Poliż to, masz tylko jeden
żołądek do stracenia w służbie dla kraju.
Travis polizał, spodziewając się czegoś niezjadliwego. Ku swemu zdziwieniu,
przekonał się, że choć piana była dość słodka, smakowała o wiele lepiej niż bigos. W
zetknięciu z językiem dawała odświeżający efekt i w pewnym stopniu łagodziła uporczywe
pragnienie. Zjadł więcej i usiadł w oczekiwaniu na ewentualne fajerwerki w żołądku.
- Dobre? - zapytał Ross. - Cóż, nie może cię ciągle prześladować pech.
- Ciężko stwierdzić, czy to pech czy szczęście. - Travis zamknął pojemnik, z którego
wciąż uchodziła piana. - %7łyjemy i wciąż lecimy.
- Podróżowanie samo w sobie jest pozytywne. Nieco więcej informacji o celu podróży
byłoby pocieszające. Albo wprost przeciwnie.
- Zwiat konstruktorów tego statku nie może zbytnio różnić się od naszego. - Travis
powtórzył wcześniejsze spostrzeżenia Ashe'a. - Oddychamy ich powietrzem, nie czując
dyskomfortu, i możemy jeść niektóre produkty żywnościowe.
- Dwanaście tysięcy lat... Wiesz, mogę to powiedzieć, ale nie potrafię nadać tej liczbie
realnego wymiaru w swoim umyśle. - Wrogość Rossa zniknęła. - Wymawiasz słowa, lecz nie
potrafisz wysilić wyobrazni na tyle, by coś wyrażały... Wiesz, co mam na myśli? - rzucił
wyzywająco.
Travis opanował w sobie wzburzenie, zanim odpowiedział.
- Częściowo tak. Spędziłem cztery lata na uniwersytecie. Nie nosimy koców i piór
przez cały czas.
Ross podniósł wzrok. W jego zimnych, szarych oczach zabłysło zdumienie.
- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. - Uśmiechnął się i po raz pierwszy w jego
spojrzeniu nie pojawiła się wyższość czy ironia. - Chcesz znać całą prawdę, kolego? Zanim z
cholernym trudem dostałem się do projektu, sam uczyłem się, czego mogłem. %7ładnych
uniwersytetów. Ty studiowałeś archeologię, jak nasz szef?
- Tak.
- W takim razie co znaczy dla ciebie dwanaście tysięcy lat? Odmierzasz czas w
dużych porcjach, czyż nie?
- To szmat czasu. Przeskakujemy dokładnie do okresu człowieka jaskiniowego.
- Taak. Zanim wzniesiono piramidy w Egipcie, zanim wynaleziono pismo. Cóż,
dwanaście tysięcy lat, a ci błękitni chłopcy już mieli gwiazdy dla siebie. Ale założę się, że ich
nie utrzymali! W naszym świecie żadna cywilizacja, nawet ta w Chinach, nie przetrwała tak
długo. Wspinają się do góry, do góry, a potem... - pstryknął palcami - kaput i ktoś inny
przejmuje władzę. Może kiedy dotrzemy do portu, do którego, zgodnie z opinią Renfry'ego,
zmierzamy, niczego tam nie znajdziemy albo będzie tam na nas ktoś czekał. Można obstawiać
jedną albo drugą możliwość i mieć spore szansę wygranej. Jeśli jednak rzeczywiście niczego
nie znajdziemy, może być z nami cienko.
Travis musiał się zgodzić z logiką tego stwierdzenia. Przypuśćmy, że przybędą do
portu, który istotnie przestał istnieć, wylądują w dziwnym świecie, z którego nie będą mogli
odlecieć, ponieważ nie potrafią pilotować statku. Resztę życia spędzą jako wygnańcy w
kosmosie, niezbadanym przez swoich współziomków.
- Jeszcze nie umarliśmy - powiedział Travis. Ross roześmiał się.
- Mimo wszystkich naszych wysiłków? Nie, myślę, że to nasza prywatna bitwa.
Dopóki człowiek żyje, dopóty przebiera nogami. Ale dobrze byłoby się dowiedzieć, jak długo
będziemy zamknięci w tym statku. - Typowy dla niego, na wpół lekceważący ton złagodniał,
jakby skrzętnie wypielęgnowane poczucie samowystarczalności zaczynało drżeć w posadach.
Eksperymenty zjedzeniem zakończyły się częściowym sukcesem. Krakersy, które
Travis wciąż określał mianem kukurydzy", piankę i kapusto-fasolę Rossa system
pokarmowy człowieka trawił bez większego trudu. Do tej listy dodali jeszcze lepką pastę o
konsystencji dżemu, smakiem przypominającą bekon, i ciastkopodobną substancję, jadalną
pomimo kwaśnego smaku. Travis poklepał pojemnik z wodą obcych i pociągnął tęgi łyk.
Chociaż płyn pozostawiał po wypiciu metaliczny posmak, którym trudno było się
rozkoszować, okazał się nieszkodliwy.
Co więcej, młodsi członkowie przypadkowej załogi okazali się bardzo przydatni w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]