[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wbrew jej woli i rozsądkowi.
ROZDZIAA DZIESITY
Kolacja miała miejsce w jadalni z widokiem na wspaniały, wielki basen, podświetlany niebieskimi
światełkami, zainstalowanymi pod powierzchnią wody. Efekt był magiczny, szczególnie kiedy pa-
trzyło się na fontannę pośrodku basenu i krople wody, które migotały w powietrzu. W ogrodzie,
pomiędzy bujną roślinnością i kwiatami, porozstawiane były rzezby rzymskich bogów.
Widok był cudowny i kojący. Jenny co chwila zerkała przez ogromne, otwarte okno. W ten sposób
chociaż na chwilę rozładowywała stres związany z odgrywaniem roli Belli.
Marco Rossini nie brał ją dzisiaj pod lupę ani w krzyżowy ogień pytań. Siedział wygodnie oparty w
fotelu, niczym widz w kinie, słuchając tego, co się dzieje przy stole pomiędzy trójką jego wnucząt.
Inicjatywę przejęła Lucia. Na szczęście jej pytania nie sprawiały zbyt dużych trudności Jenny.
- Czy w Australii masz jakiegoś narzeczonego? - zechciała wiedzieć Lucia.
- Nie. A ty? Masz chłopaka? - odbiła piłeczkę Jenny.
WIZYTA NA CAPRI
103
Lucia wzruszyła ramionami.
- Nikogo ważnego. Mogę mieć w każdej chwili każdego faceta, który wpadnie mi w oko.
Bogactwo idzie w parze z arogancją, pomyślała Jenny. Dante zapewne kierował się w życiu podob-
nym przeświadczeniem. Rzucił Anyę jak zepsutą zabawkę. %7ładnego emocjonalnego zaangażowania.
Lucia i Dante bawią się ludzmi, są nieludzko okrutni. Jenny musi to sobie zapamiętać raz na zawsze.
Lucia kontynuowała przesłuchanie.
- Czym się zajmujesz w wolnych chwilach?
- Rysuję i maluję.
- Urocze - powiedziała Lucia z fałszywym uśmiechem. - A co dokładnie tam sobie rysujesz?
- Głównie portrety. Jestem... artystką uliczną. Portrecistką. - Wyjawienie prawdy sprawiło jej
perwersyjną przyjemność. - Spacerowicze w Małej Wenecji w Sydney płacą mi za wykonanie ich
portretu na miejscu, na deptaku.
- Dio! Przecież to niemalże jak bycie żebrakiem!
- Lubię to, co robię - powiedziała niezrażona. - Wokół jest tyle interesujących twarzy... Dajmy na to,
Dante. Chciałam go narysować, zanim usiadł na moim taboreciku.
- Dante zrobił to z własnej woli? Zapłacił za taką atrakcję dla pospólstwa? - Lucia była oburzona.
Nigdy nie podejrzewała kuzyna o ciągoty do plebejstwa.
Dante rzucił Jenny ostrzegawcze spojrzenie mó-
104
EMMA DARCY
wiące: igrasz z ogniem! Następnie spojrzał na Lucię.
- To było moje pierwsze spotkanie z Bellą. Chciałem zamienić z nią parę słów, zanim wyjawiłem moje
wobec niej zamiary.
- Chciałbym zobaczyć ten portret - odezwał się nagle Marco wątłym głosem.
Wszyscy spojrzeli na niego. W jego oczach widać było błysk zainteresowania. Na ustach pojawił się
pogodny uśmiech, kontrastujący z szarą, zmęczoną twarzą.
- Przywiozłeś go ze sobą, Dante?
- Nie - rzekł smutno wnuk.
- Portret jeszcze nie jest ukończony - wyjaśniła Jenny. - Kiedy Dante mi zdradził, kim jest...
- Bella w mig zabrała swoje rzeczy i uciekła jak oparzona - dokończył Dante cierpkim tonem. - Nie
chciała mieć z naszą rodziną nic wspólnego.
- A dlaczego? - zdziwiła się Lucia.
- Ponieważ nie byliśmy nigdy częścią jej życia... a powinniśmy być - powiedział Marco z wielkim
żalem. - Czy mogłabyś narysować portret Dantego w czasie swojego tutaj pobytu? Zrób to dla mnie.
Jenny rozłożyła ręce.
- Przykro mi. Nie przywiozłam swoich przyborów.
- To nie problem. Dante się tym zajmie, prawda? Zamów dla Belli wszystko, czego zapragnie, aby
narysować twój portret - zwrócił się do wnuka.
WIZYTA NA CAPRI
105
- Oczywiście. Zajmę się tym jutro z samego rana - obiecał Dante.
- Wystarczy węgiel i kartki - rzuciła pośpiesznie Jenny. Nie chciała od nich niczego więcej.
Marco skrzywił się i machnął ręką.
- Węgiel? Ach, dziecino! Nie rób mi przykrości. Jaki artysta nie chciałby uchwycić soczystych barw
Capri? Taka okazja nie zdarza się co dzień. Ty mi ofiarujesz swoje towarzystwo, a ja chcę ci dać
możliwość robienia tutaj tego, co kochasz. Sprowadz dla Jenny komplet przyborów, Dante - zaor-
dynował dziadek.
Jenny uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję. Z przyjemnością postaram się namalować parę pejzaży. - Pomyślała, że to świetny
pomysł. W ten sposób czas będzie płynął szybciej. Poza tym będzie to dobry pretekst, by unikać towa-
rzystwa Dantego i Lucii.
- Czy udało ci się kiedykolwiek sprzedać swoje obrazki...pardon, dzieła? - zapytała Lucia z przeką-
sem. Była poirytowana tym, że dziadek był tak miły wobec swojej nowej wnuczki. Za wszelką cenę
chciała zdyskredytować Bellę w jego towarzystwie.
- Tak. Nie były to jednak bajońskie sumy - odparła zgodnie z prawdą Jenny.
Na ustach Lucii pojawił się na chwilę triumfalny uśmieszek.
- Cóż, nie każdy rodzi się Picassem... Marco zmarszczył czoło.
- Przynajmniej Bella ma coś, co kocha! Ma w ży-
106
EMMA DARCY
ciu pasję. W przeciwieństwie do ciebie - wybuchnął nagle dziadek. W jego oczach płonęła złość. Był
zdegustowany zachowaniem wnuczki.
Lucia była zdumiona. Szybko jednak się otrząsnęła.
- Sugerujesz, że ja również mam zacząć bawić się w malowanki? - powiedziała urażonym tonem.
- Sama musisz odkryć swoje powołanie. Zajrzeć w głąb siebie. Znalezć coś, co daje ci satysfakcję
- poradził jej Marco.
- Ależ ja jestem usatysfakcjonowana swoim życiem! - zaprotestowała Lucia.
- W takim razie masz małe ambicje, moja droga
- ocenił dziadek. - Skończysz jak twoja matka. Wszyscy ją całe życie wykorzystywali.
Lucia z trudem opanowała wybuch furii.
- Nikt mnie nigdy nie wykorzysta! - wycedziła.
- Na własne oczy widziałam, co się dzieje z moją matką. Uczyłam się na jej błędach.
- Sophia cierpi na to samo, co ty - powiedział Marco, ignorując zapewnienia wnuczki. - W jej życiu
zionie pustką. Nie ma nic, z czego mogłaby być dumna. Nic, czemu mogłaby poświęcić swoje życie.
Jakie osiągnięcia życiowe ma twoja matka?
- Pytanie było retoryczne. - Dante nie ma i nigdy nie będzie miał podobnego problemu. Tak samo jak
Bella. Oni mają pasję, mają w życiu cel. Lecz ty jesteś na najlepszej drodze, by zrujnować sobie życie.
Rozmienić się na drobne. Poświęcić się bzdurom i błahostkom.
WIZYTA NA CAPRI 107
Długa tyrada dziadka zmęczyła go. Opadł na fotel i wziął głęboki wdech.
- Zabierz mnie do pokoju, Dante. Muszę odpocząć.
Lucia skoczyła na równe nogi.
- Pomogę ci, dziadku! - zaoferowała się słodkim głosem.
- Siadaj - rozkazał Marco. - Dante, idziemy. Dante usadowił dziadka na wózku inwalidzkim.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]