[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lecz po chwili namysłu zatrzasnęła drzwi i pobiegła po pomoc. Dwie
rozzłoszczone pszczoły leciały za nią korytarzem i w końcu wbiły jej żądła
w pulchne przedramiona, ale dziewczyna na to nie zważała. Przerażona
pędziła wezwać na ratunek ludzi.
Gdy Tina przekazała wiadomość o wypadku, w pałacu zapanowało
zamieszanie. Wkrótce do gabinetu wpadli silni mężczyzni. Z pomocą
dymiących polan i garnków z parującą wodą zdołali rozpędzić pszczoły na
tyle, by wyciągnąć Olego w bezpieczne miejsce.
RS
122
Twarz mu napuchła, a czerwone plamy pod okiem dokładnie
wskazywały, gdzie utkwiły żądła. Na ręce też widać było ślady ukąszeń. Ole
ruszał głową i jęczał, ale nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Czuł tylko,
że ciało mu płonie. Oddychał słabo i nierówno. W oczekiwaniu na
przybycie doktora służba położyła go do łóżka, okładając zimnymi
okładami.
Tina niecierpliwie dreptała po holu, czekając na Flemminga. To
niemożliwe, by potrzebował aż tyle czasu! Nagle główne drzwi się
otworzyły i do środka wbiegli Ib i Sophie.
- Co tu się dzieje?
Tina wyskoczyła jak łasica, zagradzając schody. Z niechęcią patrzyła na
młodych.
- Pan Ole potrzebuje doktora. Sophie i Ib wymienili spojrzenia.
- Chcemy pomóc, może przydamy się do czegoś - powiedział Ib.
- Sądzę, że nie - odparła Tina krótko.
- Na co zachorował? To coś poważnego? Czy to się stało nagle? - Sophie
wyglądała na szczerze zrozpaczoną, ale Tina nie ruszała się z miejsca. -
Przepuść nas!
Służąca zdecydowanie pokręciła głową. I teraz wreszcie powiedziała to,
co należało:
- Słucham wyłącznie poleceń pani Hannah i panicza Olego. Najlepiej
będzie, jak stąd pójdziecie, dopóki się nie dowiemy, co doktor o rym myśli.
Sophie i Ib wyraznie stracili pewność siebie.
- Chodzmy stąd - szepnęła w końcu Sophie. - Z pewnością i tak nic nie
możemy poradzić.
Ib niechętnie ruszył za nią do drzwi, ale jeszcze się odwrócił.
- Czy to bardzo poważne?
- Uważam, że tak - oświadczyła Tina.
Gdy Ib zamykał za sobą ciężkie wrota, o mało nie przewrócił go
Flemming. Doktor zdawał sobie sprawę, że czas nagli, jeśli sytuacja w
istocie przedstawia się tak, jak mu ją opisano. A Hannah nie może przeżyć
kolejnej tragedii.
W pokoju chorego Flemminga powitała pszczoła, która od razu użądliła
go w twarz. Zaraz jednak o tym zapomniał na widok nagiego ciała
puchnącego od mnóstwa ukąszeń. Flemming skupił się przede wszystkim na
gardle chłopaka, zadbał o to, by Ole miał jak oddychać. Dopiero gdy
upewnił się, że Ole się nie udusi, zaczął liczyć użądlenia. Na szczęście nie
znalazł ich aż tak dużo, jak się początkowo wydawało, lecz sytuacja i tak
RS
123
była poważna. Większość żądeł tkwiła w prawym ramieniu i w lewej nodze,
a zaledwie kilka w głowie.
- Jesteś młody i silny, chłopcze. Musisz dać sobie radę. - Flemming
mruczał do siebie podczas zabiegów, ale z przerażeniem patrzył, jak ręka
Olego puchnie mu w oczach. Aydka już była nabrzmiała jak balon, a twarz
chłopaka ogniście czerwona. Skórę miał suchą i rozpaloną. Flemming w
całej swojej karierze lekarskiej nie spotkał się z podobnym przypadkiem.
Wielu chłopów w okolicy hodowało pszczoły, miód stanowił dodatkowe
zródło zarobku. Sorholm również miało własne ule, stały jednak daleko od
budynku mieszkalnego. Jak więc mogło do tego dojść?
Ole oddychał płytko. Flemming musiał nachylać się aż do jego ust, by się
upewnić, czy chłopak jeszcze żyje. Serce uderzało nieregularnie, ale z
czasem i w tej nieregularności znalazł pewną regularność, która go
uspokoiła. Rozpoczął mozolną pracę usuwania żądeł.
Podczas gdy Flemming zajmował się Olem, ogrodnik, zarządca stajni i
jeden z wozniców usuwali pszczoły z gabinetu. Raz po raz, gdy już im się
wydawało, że się z tym uporali, rozlegało się brzęczenie kolejnych owadów.
W końcu praca dobiegła końca, a Tina nakryła do stołu, by mężczyzni mogli
się wzmocnić i odpocząć.
- Ależ to straszne! - Woznica odstawił szklankę. - Czy w ogóle można
przeżyć coś takiego? - zadał na głos pytanie, które wszyscy powtarzali w
duchu.
- Jeśli w ogóle ktoś jest w stanie to przeżyć - mruknął ogrodnik - musi to
być panicz Ole. Jest silny i zdrowy, a w żyłach ma dobrą norweską krew. To
powinno wystarczyć.
- Miejmy nadzieję. To miły chłopak i ma dobrą rękę do koni - wyraził
swoje zdanie zarządca stajni.
Wszyscy trzej zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji, ale żaden nie
potrafił wyjaśnić, w jaki sposób pszczoły znalazły drogę do gabinetu. Jedno
było pewne, okno w pomieszczeniu zostało otwarte od środka. A więc to
sam Ole musiał wietrzyć.
Słońce stało już wysoko na niebie, gdy Flemming wreszcie uznał, że
zrobił już wszystko, co mógł. Ole kilka razy poruszył głową, mrucząc coś
bez ładu i składu, ale zaraz zapadł w głęboki sen. Flemming nie odstępował
jego łóżka.
Nie wierzył, że rój pszczół w gabinecie to niewytłumaczalny zbieg
okoliczności. Raczej przeciwnie, ktoś chciał usunąć i jego, i chłopaka, lecz
nie rozumiał, kto by to mógł być. Westchnął z rezygnacją i przysunął sobie
krzesło do łóżka. Cieszył się już na ten dzień, kiedy będzie mógł wsiąść do
RS
124
powozu, który zawiezie go ku Hemsedal. Wszystkie te dziwne wydarzenia
w Sorholm zaczynały go już męczyć. No i cieszył się, że będzie mógł znów
przytulić Hannah. A potem przyjdzie na świat jego rodzone dziecko. Oczy
zaszły my łzami, spojrzał na chłopca i po raz pierwszy od dawna Flemming
Vilbo złożył ręce. Zasmucony spuścił głowę i zaczął się modlić o Olego.
W bocznym skrzydle Ib i Sophie dowiedzieli się wreszcie, co się stało.
Trochę upokarzające było to, że musieli wypytywać stajennych. Zrozumieli
jednak, że życie Olego wisiało na włosku.
- Pszczoły? - Sophie zadrżała. - Jak to, na miłość boską, możliwe?
Przecież nasze ule stoją daleko i...
- Cicho, cicho. - Zielone oczy Alice błyszczały z podniecenia. Można
było wręcz podejrzewać, że cieszy ją ta sytuacja. Kobieta stała w korytarzu
z wysoko podniesioną głową. Nie chciała czekać, koniecznie musiała wyjść
dzieciom na spotkanie, by usłyszeć nowiny. - Czasami zdarza się, że rój
zabłądzi, nie ma w tym nic dziwnego.
- Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek pszczoły zbliżyły się do
głównego budynku.
- Gdzie, u diabła, jest Frederik? - Ib niewiele się odzywał, ale był
wyraznie przejęty. Ruszył na poszukiwanie brata.
Alice przyciągnęła córkę do siebie.
- Posłuchaj, Sophie! Teraz naprawdę masz możliwość okazać Olemu
swoją troskę i dobroć. Niech się przekona, jaka jesteś czuła. Pielęgnuj go z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]