[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strony jednak jak poszukiwacz przygód pod aj cy tropem tajemnicy, któr lada chwila odkryje.
- A co si sta o z latarnikiem?
Ismael zastanawia si chwil , jakby próbowa sobie przypomnie . Wreszcie odpowiedzia :
- Pewnej nocy wsiad do swojej ódki i odp yn . Tak jak sta . Niczego ze sob nie zabra .
- A dlaczego tak zrobi ?
- Nigdy tego nie wyjawi - odpar Ismael.
- A ty jak my lisz? Dlaczego uciek ?
- Ze strachu.
Irène prze kn a lin i zacz a rozgl da si niespokojnie, jakby spodziewa a si , e zaraz
po schodach zacznie j goni , niczym wietlisty demon, widmo owej topielicy i rzuci si na ni z
wyci gni tymi szponami, z twarz bia jak porcelana, z dwiema czarnymi obwódkami wokó
p on cych oczu.
- Tu nikogo poza nami nie ma, Irène. Jeste my ca kiem sami - powiedzia Ismael.
Dziewczyna przytakn a bez wi kszego przekonania.
- Tylko mewy i kraby, tak?
- W a nie.
Schody prowadzi y na górn platform latarni, z której, niczym z wie y stra niczej,
rozci ga si widok na ca B kitn Zatok . Irène i Ismael wyszli na zewn trz. Rze ki wiatr i
wiat o s oneczne natychmiast rozgoni y najmniejszy cho by cie zjawy pokutuj cej we wn trzu
latarni. Irène g boko odetchn a i da a si porwa urzekaj cemu widokowi, jaki mo na by o
ogl da jedynie z tego miejsca.
- Fajnie, e mnie tu zabra e , dzi kuj - szepn a.
Ismael pokiwa g ow , jakby od niechcenia, unikaj c zarazem jej wzroku.
- Mo e co przek simy? Umieram z g odu - stwierdzi .
I tak oto oboje usiedli na skraju platformy i z nogami zwisaj cymi w powietrzu zacz li
opró nia koszyk piknikowy. Ani jedno, ani drugie nie by o tak naprawd zbyt g odne, ale jedzenie
zajmowa o r ce i g owy.
W oddali miasteczko spa o w s o cu popo udnia najzupe niej oboj tne wobec tego, co si
dzia o na tej wysepce z dala od wszystkich i wszystkiego.
* * *
Przy trzeciej fili ance kawy Simone nadal gaw dzi a z Lazarusem nie wiadoma, e zrobi o
si ju ca kiem pó no. Rozmowa, która rozpocz a si od kurtuazyjnej wymiany uprzejmo ci,
szybko zacz a dotyka powa niejszych tematów, takich jak ksi ki, podró e, drogie ich sercom
wspomnienia. Min o zaledwie kilka godzin, a Simone ju mia a wra enie, e zna swojego
pryncypa a od lat. Stwierdzi a ze zdumieniem, e po raz pierwszy od miesi cy odwa y a si
odnale w pami ci sceny i obrazy z ostatnich dni ycia Armanda, a opowiadanie o nich przynios o
jej niespodziewan zupe nie ulg . Lazarus s ucha bardzo uwa nie, nie przerywaj c jej zwierze
adnym zb dnym komentarzem. Wiedzia , kiedy nale y taktownie zmieni temat, a kiedy pozwoli ,
by strumie wspomnie p yn swobodnie.
Z trudem przychodzi o jej my le o Lazarusie jako o pryncypale. Teraz fabrykant zabawek
wydawa si jej raczej przyjacielem, dobrym przyjacielem. Tego popo udnia Simone zrozumia a - i
poczu a wówczas wyrzuty sumienia i niemal dzieci cy wstyd - e w innych okoliczno ciach, gdyby
ycie potoczy o si inaczej, to niezwyk e zupe nie porozumienie, jakie nawi za o si mi dzy nimi,
mog oby sta si zal kiem czego wi cej. Ale nad ni wisia cie wdowie stwa i przesz o ci, która
nie dawa a o sobie zapomnie , atmosfer Cravenmoore za przesyca a niewidzialna obecno chorej
ma onki Lazarusa. W innych okoliczno ciach Gdyby ycie potoczy o si inaczej
Podczas tej kilkugodzinnej pogaw dki Simone wyczyta a w oczach Lazarusa, e podobne
my li chodzi y po g owie i jemu. Wyczyta a w nich jednak tak e, e m czyzna zamierza dochowa
wierno ci swojej onie i e przysz o ma im do zaoferowania jedynie przyja . Prawdziw ,
g bok przyja podobn do niewidzialnego mostu pomi dzy dwoma samotnymi wiatami, które
dzieli ocean bolesnych wspomnie .
Z ociste wiat o, zapowiadaj ce zmierzch, wpada o teraz do gabinetu Lazarusa,
rozpo cieraj c pomi dzy nimi siatk s onecznych refleksów. Lazarus i Simone przez chwil patrzyli
na siebie w milczeniu.
- Czy mog zada panu osobiste pytanie?
- Oczywi cie.
- Dlaczego zdecydowa si pan zosta fabrykantem zabawek? Mój zmar y m te by
in ynierem, do utalentowanym. Ale pa skie prace s wiadectwem naprawd niepospolitego
talentu. Wie pan lepiej ode mnie, e wcale nie przesadzam. Czemu w a nie zabawki?
Lazarus u miechn si bez s owa.
- Nie musi pan odpowiada - doda a Simone.
Fabrykant wsta i podszed do okna. Bursztynowe wiat o zala o jego sylwetk .
- To d uga historia - zacz . - Kiedy by em jeszcze dzieckiem, moja rodzina mieszka a w
Pary u, w starej dzielnicy Les Gobelins. Zna pani pewnie te okolice, uboga dzielnica starych,
ponurych kamienic. Szara, widmowa cytadela, w skie, n dzne zau ki. W czasach mojego
dzieci stwa miejsce to wygl da o chyba jeszcze gorzej ni dzi , o ile to w ogóle mo liwe. Moja
rodzina zajmowa a male kie mieszkanie w rozpadaj cym si budynku przy rue des Gobelins. Cz
elewacji grozi a zawaleniem i wspiera a si na stemplach, ale adna z mieszkaj cych tu rodzin nie
mog a pozwoli sobie na przeprowadzk w jakie bardziej przyjazne miejsce. Do dzi pozostaje dla
mnie zagadk , jak zdo ali my si tam wszyscy pomie ci , moi trzej bracia, ja, moi rodzice i wujek
Luc Ale zaczynam odbiega od tematu.
By em samotnym ch opcem. Zawsze. Wi kszo ch opaków z mojej ulicy interesowa a si
rzeczami, które mnie nie obchodzi y wcale. Nie zna em te nikogo, z kim móg bym porozmawia o
tym, co zajmowa o mnie. Na szcz cie nauczy em si czyta . Ta umiej tno by a dla mnie
prawdziwym wybawieniem, od tej pory moimi przyjació mi sta y si ksi ki. Moja matka na pewno
by si tym zmartwi a, ale w nat oku innych trosk nie zdo a a chyba nawet tego zauwa y . Zawsze
uwa a a, e zdrowe dzieci stwo polega na bieganiu po ulicach i e tam w a nie, od towarzyszy
zabaw, mo emy nauczy si wszystkiego, co w yciu najwa niejsze.
Mój ojciec natomiast czeka cierpliwie, a osi gniemy odpowiedni wiek, by zacz zarabia
pieni dze, tak w naszym domu potrzebne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]