[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strażnika, z kim pragnie się zobaczyć, w odpowiedzi usłyszała jedynie wybuch śmiechu.
Dopiero gdy w przebłysku geniuszu wyjęła wizytówkę antykwariusza, wartownik
zatelefonował do swoich zwierzchników i po krótkiej rozmowie pozwolił Kady pojechać
prywatną windą na ostatnie piętro.
Tam jednak napotkała na przeszkodę w postaci postawnej, nachmurzonej kobiety, która
najpierw chciała wyrzucić ją z recepcji, a po krótkiej rozmowie telefonicznej oznajmiła, że
Kady nie może się zobaczyć z panem Jordanem.
Dziewczyna dopiero po dłuższej chwili zrozumiała, że ta zmiana tonu oznacza jedynie
tyle, że strażnicy nie wywloką jej na siłę z poczekalni.
- Zostanę tutaj i zaczekam - powiedziała, ale kobieta wzruszyła tylko ramionami.
Przez następne półtorej godziny Kady usiłowała się domyślić, dlaczego pozwolono jej
zostać. Czyżby ktoś skontaktował się z antykwariuszem? I dlaczego recepcjonistka nie
chciała jej powiedzieć, jaki jest pan Jordan, czym się zajmuje jego firma i czy ma rodzinę.
Wyniosła kobieta patrzyła na Kady z taką miną, jakby się dziwiła, że komuś tak biednie
ubranemu wolno przebywać w pobliżu gabinetu jej szefa.
Pod wpływem impulsu Kady wyjęła notatnik z szuflady stojącego w rogu biurka i
zaczęła pisać.
Drogi Panie,
Nie mieliśmy okazji się poznać, ale chciałabym z Panem porozmawiać o pańskiej babce i
o tym, co się zdarzyło w Legendzie.
Pod listem zamieściła swój nowojorski adres, a następnie złożyła kartkę i poprosiła
recepcjonistkę, by doręczyła ją szefowi.
- Pan Jordan będzie bardzo zły, jeśli nie otrzyma tej wiadomości - powiedziała
groznie, a jej ton odniósł zamierzony skutek, bo kobieta natychmiast wstała i wyszła z
poczekalni z kartką w ręku.
Gdy Kady odwróciła głowę, zobaczyła, że na jednym z krzeseł usiadł mężczyzna i patrzy
na nią zainteresowaniem. Kilka tygodni wcześniej Jane nazwalają kokietką, więc dziewczyna
postanowiła wykorzystać swoją nową umiejętność nabytą w Legendzie.
- Stara się pan o pracę? - spytała niewinnie.
Mężczyzna otaksował ją wzrokiem i to, co zobaczył, najwyrazniej mu się spodobało, bo
uśmiechnął się do Kady i skinął głową.
- Ja też - wyznała. - Jeśli pan otrzyma posadę, to może mnie również się poszczęści -
szczebiotała, trzepocząc rzęsami. - Pewnie pan wie, jaki jest szef.
Mężczyzna połknął przynętę.
- Bardzo sobie ceni prywatność. Nie pokazuje się publicznie.
- Przysłała mnie tutaj agencja, więc nawet nie wiem, czym się zajmuje ta firma.
- Kupuje i sprzedaje. No i oczywiście dba o aktualny stan posiadania.
106
- Ach tak? - zdziwiła się Kady. - Więc pan Jordan jest bogaty?
- Nie czytuje pani Forbesa ? - spytał mężczyzna, z trudem powstrzymując chichot.
- Wolę Dobrą kuchnię .
- Rozumiem. Nasz nieuchwytny pan Jordan jest bardzo bogaty.
- Dobry Boże! Naprawdę? A jak się można z nim spotkać?
- Przyjmuje tylko tych, których sam zaprasza. Oczywiście utrzymuje również kontakt
z najbliższymi współpracownikami oraz prywatną sekretarką.
W tej samej chwili wróciła recepcjonistka, obrzuciła Kady kolejnym wrogim
spojrzeniem, a następnie poinformowała mężczyznę, że czeka na niego pan Caulden.
- Pan Jordan pojechał do domu - powiedziała, gdy petent wyszedł z poczekalni. - Nie
będzie się pani mogła z nim spotkać.
Kady poczuła skurcz żołądka.
- Przekazała mu pani wiadomość?
- Tak, ale on twierdzi, że nie zna żadnej Ruth Jordan i nigdy nie słyszał o Legendzie
w stanie Kolorado.
A więc to koniec - pomyślała Kady, a potem spytała recepcjonistkę, czy może skorzystać
z toalety.
Myjąc ręce, spojrzała w lustro i nagle skojarzyła sobie, że nie umieściła w liście
informacji, iż Legenda znajduje się w stanie Kolorado.
- On wcale nie wyszedł z biura i wie o Legendzie - powiedziała głośno.
Szybko wytarła ręce. Ruth dała jej zaledwie sześć tygodni na odnalezienie Jordanów, a
ona postanowiła, że uczyni wszystko, by spełnić prośbę tej uroczej damy.
Wymknąwszy się z toalety nie wróciła do recepcji, ale skręciła w prawo, w kierunku
biura. Minęła piąta i pracownicy już wyszli. Pozostały po nich jedynie na drzwiach mosiężne
plakietki z nazwiskami przywodzącymi na myśl Harvard lub Yale. Przy niektórych widniały
nawet rzymskie cyfry, na przykład: III.
Przy końcu holu znajdowały się imponujące, rzezbione, dębowe drzwi, na których nie
wisiała żadna tabliczka. Kady domyśliła się natychmiast, że te eleganckie podwoje prowadzą
do biura C.T. Jordana.
Nie zastanawiając się zupełnie nad tym, co robi, pochwyciła mosiężną klamkę i
otworzyła drzwi na oścież.
W wystawnie urządzonym wnętrzu stał mężczyzna ubrany od stóp do głów na czarno,
zupełnie tak, jakby wybierał się na trening walk wschodnich. W chwili gdy Kady pchnęła
drzwi, wkładał właśnie czarną bluzę, ale słysząc, że ktoś wchodzi do gabinetu, zamarł w
bezruchu i nie przeciągnął jej do końca przez głowę, więc twarz miał prawie całkowicie
zasłoniętą - widać było tylko jego oczy.
Kady wstrzymała oddech z wrażenia. Te oczy poznałaby wszędzie. C.T. Jordan był
mężczyzną z jej snów.
Przychodził do niej zawsze wtedy, gdy była smutna lub zmartwiona. Dzięki niemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]