They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tować to przez bagna, które Nate widział z grzbietu konia?
Ale to był problem Miltona. Nate miał inne zmartwienia.
Kobieta przyniosła ciepłą kawę i świeże ciasteczka. Usiedli na trawie obok
stajni, prowadząc miłą pogawędkę. Trzech małych przyjaciół Nate a trzymało się
blisko, jakby w obawie, że może im zniknąć. Znów minęła godzina.
Tomas, najmłodszy z rodzeństwa, pierwszy usłyszał buczący odgłos. Powie-
dział coś, wstał i wskazał na niebo. Pozostali zamarli. Dzwięk przybierał na sile
i wkrótce rozpoznali charakterystyczny terkot helikoptera. Wybiegli na środek lą-
dowiska i patrzyli na niebo.
Maszyna wylądowała. Z otwartych drzwi wyskoczyło czterech żołnierzy
i podbiegło do grupki. Nate ukląkł między chłopcami i dał każdemu po dziesięć
reali.
 Feliz Natal  powiedział. Wesołych świąt. Potem przytulił ich krótko,
podniósł walizkę i pobiegł do śmigłowca.
Jevy i Nate machali do farmerów, kiedy maszyna unosiła się w powietrze.
Milton był zbyt zajęty, dziękował pilotom i żołnierzom. Z wysokości stu pięć-
dziesięciu metrów Pantanal obejmował cały horyzont. Na wschodzie zapadł już
zmrok.
Ciemności panowały również w Corumbie, kiedy pół godziny pózniej lecieli
nad miastem. To był wspaniały widok: budynki i domy, świąteczne światła, ruch
uliczny. Wylądowali w bazie wojskowej na zachód od miasta, na cyplu nad rze-
ką Paragwaj. Komendant wyszedł im na spotkanie i otrzymał podziękowania, na
które zasłużył. Zdziwił się, nie widząc rannych, lecz ucieszył z pomyślnego za-
kończenia misji. Odesłał ich dżipem z młodym cywilem.
Kiedy wjechali do miasta, samochód skręcił niespodziewanie i zatrzymał się
przed małym sklepikiem. Jevy wszedł do środka i wrócił z trzema butelkami piwa
Brahma. Jedną dał Miltonowi, drugą Nate owi.
Nate po krótkim wahaniu podniósł butelkę do ust. Piwo było mokre i zimne,
wspaniałe. Poza tym, do diabła były święta. Panował nad sytuacją.
Gdy tak jechał na tylnym siedzeniu dżipa zakurzonymi ulicami i czuł, jak
wilgotne powietrze owiewa mu twarz, z zimnym piwem w dłoni, przypomniał
sobie, jak wielkie ma szczęście, że żyje.
Cztery miesiące wcześniej próbował popełnić samobójstwo. Siedem godzin
temu cudem przeżył katastrofę samolotową.
Ale dzień nie przyniósł sukcesu. Nate nie był bliżej Rachel Lane niż wczoraj.
Pierwszym przystankiem był hotel. Nate złożył wszystkim życzenia świątecz-
ne, poszedł do swojego pokoju, rozebrał się i przez dwadzieścia minut brał prysz-
nic.
88
W lodówce znalazł cztery butelki piwa. Wypił je w ciągu godziny, zapewnia-
jąc się przy każdej, że nie ma to nic wspólnego z załamaniem i nie prowadzi do
niczego złego. Kontrolował sytuację. Oszukał śmierć, więc dlaczego nie uczcić
tego świątecznym toastem? Nikt się nie dowie. Sam sobie z tym poradzi.
Poza tym trzezwość nigdy nie wychodziła mu na dobre. Udowodni sobie, że
może zapanować nad niewielką ilością alkoholu. Nie ma sprawy. Kilka piw tu,
kilka tam. Co to szkodzi?
14
Nate, wyrwany ze snu, nie od razu odebrał telefon. Piwo zdążyło mu już wy-
wietrzeć z głowy, pozostało tylko poczucie winy, ale przygoda w cessnie dawała
się we znaki. Szyja, barki i pas przybrały ciemnoniebieską barwę  rzędy sinia-
ków pojawiły się tam, gdzie pasy bezpieczeństwa trzymały go w miejscu, gdy
samolot uderzył o ziemię. Na głowie miał przynamniej dwa potężne guzy, ale pa-
miętał tylko pierwsze uderzenie. Kolanami grzmotnął w tył fotela pilota  z po-
czątku obrażenia nie były bolesne, lecz w nocy dały o sobie znać. Ramiona i szyję
spaliło słońce.
 Wesołych świąt!  Poznał głos Valdira. Dochodziła dziewiąta.
 Dziękuję  odparł Nate.  Nawzajem.
 Jak się czujesz?
 Dzięki, dobrze.
 Tak, no cóż, Jevy dzwonił do mnie wczoraj wieczorem i opowiedział o wy-
padku. Milton jest chyba szalony, skoro wylatuje podczas burzy. Nigdy już nie
skorzystam z jego usług.
 Ja też nie.
 Dobrze się czujesz?
 Tak.
 Wezwać lekarza?
 Nie.
 Jevy mówił, że chyba nic ci się nie stało.
 Wszystko w porządku, trochę boli w paru miejscach.
Nastąpiła krótka przerwa.
 Dziś po południu urządzamy w domu małe przyjęcie. Tylko moja rodzina
i kilku znajomych. Chciałbyś przyjść?
W zaproszeniu wyczuwało się pewną rezerwę. Nate nie umiał stwierdzić, czy
Valdir tylko stara się być uprzejmy, czy może jest to sprawa języka i akcentu.
 To bardzo miłe z twojej strony  odrzekł.  Ale mam mnóstwo roboty.
 Na pewno?
 Tak, dziękuję.
90
 Rozumiem. Mam dobre wieści. Wczoraj wynająłem łódz.  Przejście od
przyjęcia do wynajęcia łodzi nie zajęło dużo czasu.
 Zwietnie. Kiedy wyruszam?
 Może jutro. Przygotowują ją. Jevy zna tę łódz.
 Nie mogę się doczekać, kiedy wypłyniemy. Szczególnie po wczorajszej
przygodzie.
Valdir zaczął się rozwodzić nad tym, jak targował się z właścicielem łodzi,
znanym skąpcem, który początkowo zażądał tysiąc reali tygodniowo. Stanęło na
sześciuset. Nate słuchał, ale nic go to nie obchodziło. Spuścizna Phelana poradzi
sobie z tą sumą.
Valdir pożegnał się, ponownie życząc mu wesołych świąt.
Nate włożył szorty i podkoszulek. Buty jeszcze nie wyschły, ale mimo to je
założył. Spróbuje pobiegać, ale jeśli się okaże, że jest zbyt obolały, wystarczy mu
spacer. Potrzebował świeżego powietrza i ruchu. Snując się po pokoju, dostrzegł
puste puszki po piwie w koszu na śmieci.
Zajmie się tym pózniej. To nie było załamanie i nie prowadzi do katastrofy.
Wczoraj całe życie błysnęło mu przed oczami, a to wiele zmienia. Mógł zginąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl