[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zadał sobie pytanie, dlaczego jak ten smarkacz poszedł pytać o radę ko goś, kto nie miał
żadnego pojęcia o tych sprawach. Czego mógł się spo dziewać po mężczyznie w sutannie,
który dobrowolnie zrezygnował...
ech, szkoda gadać. Może przyszedłem tylko, żeby się komuś zwierzyć,
z ludzkiej potrzeby rozmowy i tyle, znowu rozważał w myślach.
Doprawdy nie wiem, co ci powiedzieć, co poradzić. Myślę, że
o tym wszystkim powinieneś porozmawiać nie ze mną, ale z żoną.
Czy uczyniłeś już to? zapytał cicho.
60
Horst nie odpowiadał.
Macie dzieci i mimo wszystko dalej śpicie w jednym łóżku,
nie zdecydowaliście się na oddzielne sypialnie, więc może jest na-
dzieja, tylko potrzeba wam więcej czasu i zrozumienia. Nie naci-
skaj, módl się, sprawy się same rozwiążą szybciej, niż sobie to wy-
obrażasz, a teraz idz w pokoju i nie grzesz więcej.
9
Ja się do nich całkiem przeniosłem. To wszystko było bez sensu.
Nie miałem własnych pieniędzy, bo nie pracowałem, a oni posta-
wili sprawę jasno. Powiedzieli, że jak chcę u nich mieszkać, to mu-
szę im płacić. Mnie się zbytnio u nich mieszkać nie chciało, ale co
miałem zrobić, jeśli u ciebie też nie chciałem mieszkać, a ona na-
wet nie myślała o przeprowadzce. Ty byłaś wspaniałomyślna, nie
pozwalałaś mi zostać żebrakiem. Każdego miesiąca wręczałaś mi
kopertę, a ja potem przekazywałem ją temu śmierdzącemu cha-
mowi. Uśmiechał się wtedy najpiękniej, jak potrafił, i szczerzył
swoje zgniłki. A ja myślałem sobie, że znowu zafundowałaś mi spo-
kój na jeden miesiąc. Kiedyś trafił mnie jednak szlag i postanowi-
łem po tym, jak mnie zaciągnął do roboty na gospodarce, poszukać
pracy. Pojechałem do Hasle do wędzarni i dostałem pracę. Dumny
byłem z siebie bardzo, choć jeszcze bardziej niż dumą pachniało
ode mnie rybami. Kiedy wracałem do nich, patrzyli na mnie z po-
gardą. Jego żona kiedyś przy kolacji zapytała, dlaczego poszedłem
do tej wędzarni, przecież jej mąż i tak mnie oszczędza w gospodar-
stwie. %7łe niby ja prawie tam nic nie robię, to o co mi właściwie
chodzi. Nie lubię rolnictwa", chyba coś takiego ode mnie usłyszeli.
Widziałem, jak ten śmierdziel w jednym momencie stracił kontrolę
nad łyżką. Jago, marno, jakoś inaczej nigdy nie mogłem zapamiętać
ani sobie wyobrazić. On zawsze ślęczał nad tą zupą. Siorbał, wcią-
gał smarki. Więc kiedy mu powiedziałem, że nie lubię rolnictwa, to
61
mu łyżka z ręki wypadła i uderzyła o taflę pomidorowej czy jakiejś
innej, której nigdy nie mogłem w spokoju zjeść, bo miałem wraże-
nie, że siedzę przy świni. Kiedy łyżka utopiła się całkowicie i zni-
kła, jakby przestał mnie zauważać, apotem wyrwał żonie z dłoni jej
łyżkę i zaczął nią wyławiać swoją. Kilka razy próbował i kilka razy,
gdy miał tamtą drugą na powierzchni, wysmykiwała mu się i po-
nownie wpadała do zupy. A on coraz bardziej opryskany nie usta-
wał w tym łowieniu.
Wreszcie udało mu się i trzymając ją z dumą w dłoni, spojrzał mi
w oczy i powiedział coś takiego: Nie lubisz rolnictwa, bo rolnic-
two to zajęcie dla prawdziwego chłopa. Trzeba być upartym i pró-
bować. Kto nie próbuje, ten roli nie okiełzna. Nie lubisz rolnic-
twa, bo jesteś miękki, a jesteś miękki, bo nie miałeś ojca. Ty nawet
nie wiesz, skąd on był i jak wyglądał. Chowała cię matka, chroniła,
przed robotą też. Każdego miesiąca przychodzi z kopertą. A ty, jak-
byś miał honor, to byś nie brał tej koperty od niej, tylko zaczął mi
pomagać. Wtedy nie musiałbyś płacić, bo zarobiłbyś sam na siebie...
u siebie». Oj, mamo, rzygać mi siÄ™ na to wszystko chciaÅ‚o. Rzygać
mi się chciało, bo taki cham pozwalał sobie na takie wyrzuty. Rzy-
gać mi się cały czas chce na siebie, na ciebie, na nich, na nią i na to
całe życie, bo jest przykre. Jezdziłem do Hasle do wędzarni i za-
rabiałem. Zmierdziałem też, ale dumny przez chwilę byłem, kiedy
mogłem ci powiedzieć, żebyś nie wręczała mi już więcej tych ko-
pert. Ale ty zawsze musiałaś postawić na swoim i w ten sposób
uzbierała mi się całkiem ładna sumka.
Wiesz, mamo, kiedy urodziła nam syna, to z jednej strony byłem
szczęśliwy, bo zdawałem sobie sprawę, że oto ja w tym momencie
przerywam łańcuch złej passy, że od dziś mój syn, od tej pierwszej
minuty, będzie znał swojego ojca, że ja jestem, jestem przy nim, nie
będę nigdy dla niego tajemnicą. Obiecałem sobie, że nie będę taki
jak ty. Zaborczy i tajemniczy. Nigdy mi nie powiedziałaś, skąd był
mój ojciec i kim był. Udało ci się wytrzymać do końca. O swoim
63
OJCU też nigdy nie wspominałaś, ale i tak cała wyspa wiedziała, że
twoja matka puściła się z jakimś Niemcem, a on potem zniknął
i nigdy już tutaj nie przyjechał. Ja sobie, mamo, postanowiłem, że
choć z nią wpadłem i wcale jej nie kochałem, to będę ojcem pełną
gębą. Będę przewijał, kochał, chodził na spacery, a jak podrośnie
i zacznie chodzić, to wezmę go nad brzeg morza i razem będziemy
łapać do starych przezroczystych pończoch małe rybki. Będziemy
wspólnie rozpalać ogniska, jezdzić na rowerach i kąpać się o świ-
cie w zimnym Bałtyku, zanim jeszcze pojawią się turyści. A jak mój
syn stanie się dorosły, to napijemy się razem kminkówki i zagry-
ziemy śledziem. Będę się starzał, a on mężniał. Wreszcie przyjdzie
taki czas, kiedy trzeba będzie odejść. I będę mógł odejść. Spokojnie,
bez wstydu, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec
mego syna. I wiesz, mamo, tak właśnie sobie marzyłem, bo czułem,
że dam radę, że dam radę stawić czoła marzeniom. Ty mi dalej da-
wałaś te koperty. A ja sobie pomyślałem, że jeżeli nie chcę tych pie-
niędzy i ciągle je odkładam, to będzie mądrzej, jeśli będę je zbierał
dla Olego. Wciąż jezdziłem do wędzarni, teścia roli palcem nie ty-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]