[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się zrelaksować nawet na chwilę. Nie spotkała nikogo
innego, kto byłby obdarzony równie potężną energią,
a do tego tak bardzo nieświadomy potrzeb otoczenia.
Nash zawsze oczekiwał, że wszyscy dokoła będą dawać
z siebie tyle co on. Owszem, to na nim spoczywała
największa odpowiedzialność. Ale nawet Hayley potra
fiła od czasu do czasu powiedzieć sobie stop.
SPÓyNIENI MAA%7Å‚ONKOWIE 55
Postawiła tacę na brzegu biurka, uważając, by nie
zrobić przy tym bałaganu w papierach, i nalała kawy do
filiżanki. Nash przyjął ją bez słowa, czując, jak napięcie
między nimi narasta z każdą chwilą.
- Zrobiłaś dziś znakomitą kolację - powiedział
w końcu, szukając możliwie neutralnego tematu. Nie
jadał równie dobrze, odkąd matka wyprowadziła się
z tego domu.
- Bardzo dziękuję - odrzekła Hayley z ledwie wy
czuwalną ironią. - Te kotlety wieprzowe były moją ma
Å‚Ä… zemstÄ….
Nash uśmiechnął się w głąb filiżanki.
- Kiedy właściwie nauczyłaś się tak dobrze gotować?
- Z konieczności - wyjaśniła krótko. - Musiałam
coś jeść i oszczędzać przy tym pieniądze na szkołę. - Jej
uśmiech nieco przygasł. - Program, który większość
ludzi kończy w cztery lata, mnie zajął sześć. Musiałam
pracować, oszczędzać, chodzić do szkoły, a potem prze
rywać studia i pracować jeszcze więcej, dopóki nie na
zbierałam na kolejny semestr.
Chętnie podarowałby jej trochę pieniędzy, żeby jej
ulżyć, ale wiedział, że nie przyjęłaby ich.
- A gdzie pracowałaś?
- Wszędzie. Jestem wszechstronnie wykwalifi
kowana. - Podniosła butelkę z bourbonem i spojrzała
na niego pytająco, a gdy skinął głową, dolała sobie od
robinÄ™ do kawy. - Praca w agencji Kate odpowiada mi
czasowo i jest dobrze płatna.
56 SPÓyNIENI MAA%7Å‚ONKOWIE
Z filiżanką w ręku przeszła się po gabinecie, zatrzy
mując się przy wiszących na ścianach trofeach myśliw
skich. Nigdy tu jeszcze nie była. Nash powiedział jej
pierwszego dnia, że gabinet nie należy do jej terytorium,
i przestrzegała tej zasady. Zastanawiała się, czy dziew
czynki mają tu prawo wstępu.
- To twoja siostra Samantha, tak? - zapytała, wska
zujÄ…c na jednÄ… z kilku fotografii w ramkach. Nash ski
nął głową. - Jest piękna - stwierdziła Hayley.
Nigdy nie poznała siostry Nasha, ale podobieństwo
było wyrazne: te same ciemne włosy, te same przenikli
we niebieskie oczy. Twarz stojącego obok mężczyzny
promieniała miłością. Dziewczynki wspominały, że
mąż Samanthy ma na imię Daniel.
- Dziękuję, chociaż to nie moja zasługa. Uganiali się
za nią wszyscy mężczyzni w okolicy. Danielowi udało
się ją złowić, zanim rodzice wysłali ją gdzieś daleko.
- Za bardzo szalała?
Nash uśmiechnął się pod nosem.
- Gdyby ojciec wiedział o wszystkich jej wyczy
nach, to wysłałby ją na drugi koniec świata, gdy...
Hayley czekała przez chwilę, a gdy Nash nie kończył
zdania, dopowiedziała:
- Gdy zaczęły jej rosnąć piersi?
- Gdy dojrzała.
- A czy twój brat Jake mieszka gdzieś w pobli
żu? - pytała dalej Hayley, wskazując na inną fotografię,
na której łudząco podobny do Nasha chłopak, udekoro-
SPÓyNIENI MAA%7Å‚ONKOWIE 57
wany wielkim medalem za zwycięstwo w ,rodeo, stał
obok konia.
- Niedaleko, w sÄ…siednim powiecie.
Hayley przechodziła od ściany do ściany i czuła, że
wzrok Nasha podąża za nią. Gabinet umeblowany był
skórzanymi kanapami w kolorze burgunda oraz stolika
mi z kutego żelaza i szkła. Męskie klimaty, pomyślała
Hayley, w tej atmosferze było jednak coś ogromnie
uwodzicielskiego. Na gzymsie kominka stały pamiątki
z wojny secesyjnej - ołowiana kula i resztki strzelby
z drewnianą kolbą, a w gablocie obok znajdowała się
para okularów, grafitowy pręcik w metalowej obudo
wie, jak automatyczny ołówek, oraz wypłowiały list
razem z kopertą. Hayley przyjrzała się mu bliżej.
- To list miłosny - stwierdziła.
- Jeden z moich przodków napisał go do swojej żo
ny - wyjaśnił Nash, stając obok niej. - Litery tak wy
płowiały, że ledwie można je odczytać, ale wspomina,
że zmierza w stronę Pensylwanii.
- Do Gettysburga? - domyśliła się Hayley.
- Tak. Tam zginął. Ten list dotarł do domu razem
z jego rzeczami osobistymi i listem od przełożonego.
- A więc nie zdążył go wysłać - zamyśliła się Hay
ley. - To smutne.
- Zostawił żonę i troje dzieci. Tutaj, w tym domu.
Hayley spojrzała na Nasha ze zdumieniem.
- A więc ten dom jest aż taki stary?
- O ile mi wiadomo, ma ponad 225 lat.
SPÓyNIENI MAA%7Å‚ONKOWIE
58
- Rany... - szepnęła i jeszcze raz rozejrzała się po
gabinecie. - Zdumiewające, że wciąż należy do twojej
rodziny.
- Jednemu z Rayburnów udało się utrzymać go pod
czas rewolucji i wojny secesyjnej dzięki temu, że za
opatrywał armię w konie.
Hayley zatrzymała wzrok na jego twarzy.
- To fascynujÄ…ce, Nash. Niewielu ludzi zna tak
dokładnie swoje korzenie i może powiedzieć: tu się
wszystko zaczęło, stąd pochodzę - rzekła, myśląc
o tym, że ona sama prawie nie pamiętała własnego
dziadka i nawet twarz matki była tylko zamglonym
wspomnieniem.
Nash spojrzał na pustą filiżankę, którą trzymał w rę
ku, i wrócił za biurko. Sięgnął po butelkę, ale po chwili
cofnął dłoń. Ostatnie lata przetrwał jedynie dzięki cór
kom. Musiał brać pod uwagę przede wszystkim ich
potrzeby, nie swoje.
Przez cały czas wodził wzrokiem za Hayley i ze
sztywniał, gdy podeszła do małej fotografii w kącie. To
było zdjęcie z dnia jego ślubu. Hayley przez chwilę
przyglądała mu się w milczeniu.
- Pięknie wyglądała - powiedziała w końcu.
- Tamtego dnia, owszem.
Hayley nie była w stanie spojrzeć na jego twarz.
- Powiedziałeś to takim tonem, jakby był to jedyny
taki dzień.
Skrzywił się i mimo wszystko dolał sobie bourbona.
SPÓyNIENI MAA%7Å‚ONKOWIE 59
- Ona nie żyje, więc wolałbym nie rozmawiać na ten
temat.
- Kochałeś ją - powiedziała Hayley przez ściśnięte
gardło.
Nash zastygł z filiżanką w ręku.
- Hayley, proszÄ™ ciÄ™, nie pytaj mnie o to.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]