They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatapiając się w głębinie niespokojnych, fioletowych oczu.
 Llesie  szepnął, łapiąc się rozpaczliwie ostatnich
nici świadomości  pomóż... szybko...
Pomyślał, że on również jest na swój sposób
 rozdwojony , noszący w jednym ciele dwie uzupełniające
się osobowości.
Spierali się wzajemnie w pozornej równowadze.
Nagle Tsi poruszyła się niespokojnie i wykrzykując coś
niezrozumiałego podbiegła do leżącej w pobliżu Potęgi.
Nie mogąc pogo-dzić się ze swym podwójnym istnieniem,
a jednocześnie nie zdobywając przewagi w toczącej się
walce, Tsi postanowiła umrzeć. Jej umysł emanował tylko
tym jednym pragnieniem. Potęga roziskrzyła się
gwiezdnym blaskiem i wypuściła ze swego wnętrza w
kierunku dzie-wczyny świetlny strumień, który otoczył ją
gęstym całunem i unicestwił...
Zaklęte złoto
Miller siedział pochylony, z twarzą ukrytą w
dłoniach. Nie wiedział już ile czasu upły-nęło od tamtych
wydarzeń. Orelle podeszła do niego uśmiechając się
nieznacznie, zachowując jednak powagę.
 Jak się czujesz?  zapytała.  Jesteśmy
bezpieczni, Miller, i to dzięki tobie. Prawdę powiedziawszy
jaki okrutny musi być twój świat, jeśli dopuszcza istnienie
takich anomalii jak schizofrenia. Ocaliłeś nas, mając
określoną wiedzę. Dzięki ci. Proś o co chcesz, Miller! 
125
powiedziała.
Instynktownie spojrzał w stronę Potęgi.
Orelle spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
 Jeśli chcesz zrobimy dla ciebie jej duplikat. Jednak
musisz wiedzieć, że nie ma to większego sensu.
Nie rozumiał, co chciała przez to powiedzieć. Orelle
jednak milczała uparcie. Rozejrzał się wówczas po
otaczającym ich krajobrazie, pełnym wyraznych, czystych
barw i dzwięków.
 Nie potrzebuję duplikatu Potęgi, ponieważ nie
zamierzam was opuścić. Chcę tu pozostać, żyć w waszym
świecie.
Orelle pokręciła przecząco głową. Jej piękne oczy
nabrały jeszcze smutniejszego wyra-zu.
 O co chodzi?  zapytał zaniepokojony Miller.
Usłyszał od Llesie odpowiedz, która ostatecznie
wyjaśniła jego położenie.
 Więc zrozumiałeś, że jest to zaklęte złoto, które
umyka ci z rąk, gdy się do niego zbliżyć  powiedział
Belg.
Miller spojrzał na niego pustym wzrokiem. Bez słowa
przyjął podany mu kieliszek. Zapadła długa chwila ciszy.
 Opowiedz mi  przerwał ją Van Hornung  czy
to wszystko jeszcze tam istnieje: zamki, muzyka, kolory...
ludzie, którzy mogą sięgać gwiazd...
 Nie chciałem wierzyć w słowa Llesie  rzekł nie
słysząc jego pytania Miller  odmawiałem
zaakceptowania całej prawdy, która nagle okazała się zbyt
ciężka.
 Istnieją legendy  odezwał się Belg  o
ludziach, którzy dotarli do Raju, by być z niego
126
wyrzuconymi... Nie jesteśmy ani pierwszymi, ani zapewne
ostatnimi spośród nich.
Oczy Millera rozpaliły się ognikami gniewu.
 Nie mogliśmy tam pozostać!  wykrzyknął. 
Strukturalne zmiany w naszych organizmach nie trwały
wiecznie. Po jakimś czasie musiały ustąpić, a my tym
samym musie-liśmy powrócić do stanu początkowego.
 Tak ciężko jest żyć z świadomością, że miało się
naprawdę wiele, a teraz zostało z tego tylko wspomnienie
 stwierdził Belg.
Miller przytaknął ze zrozumieniem. Powrót do
dawnego życia okazał się rzeczywiście nadzwyczaj trudny.
Czuł się jak ślepiec, któremu odebrano wzrok, by nigdy
więcej nie mógł cieszyć się pięknem światła. Był martwy,
martwy za życia, tak jak przepowiadał mu kiedyś Van
Hornung. Wciąż pamiętał chwilę pożegnania. Odchodził,
pozostawiając za sobą cały ich świat, Orelle, Llesie,
szklany zamek... Potem ta rzeczywistość przemieniała się
dla niego w nicość, nagle niedostępna, choć tak bliska
jeszcze przed chwilą. Energetyczne reakcje, zachodzące w
jego ciele, były niestety nieubłagane... Zabrał ze sobą
miniaturę Potęgi, którą wykonał dla niego Llesie. W miarę
jak posuwał się naprzód, jej gwiezdny blask słabł i mato-
wiał. Wytworzona z materiału, istniejącego wyłącznie w
innym wymiarze, Potęga traciła swą moc w zewnętrznym
świecie ludzi. Zrozumiał wreszcie, co Llesie miał na myśli,
mówiąc, że jego plany są nieziszczalne. Potęga w jego
rękach stawała się bezużyteczna.
 Co chcesz teraz robić?  zapytał Belg.
 Nie wiem  odpowiedział Miller.  Nie wiem,
czy istnieje jeszcze dla mnie coś warte mojego wysiłku.
 Możesz zostać ze mną  zaproponował Van
127
Hornung.  Tak wiele nas łączy.
Drzwi otworzyły się z hałasem i do pokoju wszedł
Slade. Spojrzał z niedowierzaniem i wykrzyknął:
 Miller! Więc wróciłeś.
 Przed chwilą  powiedział obojętnie Miller.
 Masz to?  zapytał niecierpliwie.
 Co?
 No jak to? Nie pamiętasz? yródło energii!
Miller spojrzał na niego z chwilową uwagą. Tak
bardzo Slade przypominał w tej chwili Branna  miał ten
sam wyraz twarzy, tę samą żądzę władzy i posiadania. Był
zadowolony z faktu, że Slade nigdy nie posiądzie Potęgi.
Wykorzystałby ją pewnie do swych niecnych celów,
zadając ból i siejąc wokoło zniszczenie.
 Zostawiłem ją tam, gdzie jej miejsce  powiedział
spokojnie.
 To znaczy gdzie?
 Na Szczycie Siedmiuset. Udaj się tam i wez ją
sam.
 Zorganizuję ekspedycję!  wykrzyknął Slade.
 Odnajdz tam czerwoną ścieżkę i podążaj nią, a
znajdziesz swą energię  zamilkł, głuchy na dalsze
pytania.
Slade wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
 Dlaczego to zrobiłeś?  zapytał Belg.
 Uda się tam i spotka go dokładnie to co nas.
Widzisz, nienawidziłem kiedyś Slade'a. Wyrządził zbyt
wiele krzywd, mnie i innym. Kiedy powróci stamtąd,
będzie niezdolny do dalszego działania. A Potęgi i tak nie
zdobędzie.
Belg przytaknął, sięgając po kieliszek.
128
 Być może kiedyś porozumiemy się z naszymi
braćmi z Gór  powiedział marząco Miller.  Ale zanim
to nastąpi upłynie jeszcze wiele, wiele czasu.
Miller wzniósł kolejny toast, po czym zatopili się we
własnych wspomnieniach.
Jak bogowie
Nowe światy
Obserwował rozciągający się przed nim
pazdziernikowy poranek, jakby nigdy dotąd nie widział
podobnego zjawiska. Oczywiście nie była to prawda, ale
nie mógł zapomnieć o tym, że być może nie zobaczy go już
więcej. Chyba że pazdziernikowe poranki istniały także w
świecie, do którego zmierzał. Nadzieja ta wydawała mu się
jednak płonną, pomimo opowieści Starego Człowieka o
tajnikach maszyn, różnorodnych światach zagubionych w
nieskończono-ści jak wirujące okruchy materii.
 Przecież jestem człowiekiem!  wykrzyknął,
siedząc po turecku na rozgrzanej, brązowej ziemi.
Absurdalność powyższego stwierdzenia uświadomił sobie
czując podmuch wiatru, delikatnie muskający powierzchnię
jego skrzydeł. Podrażnione w ten sposób mięśnie karku i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl