[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ma również swoich łajdaków.
Anna Claire uśmiechnęła się.
- A zatem, Rory, jesteś na poły łajdak, na poły bohater.
Innis zachichotał.
- Zgadza się. Pięknie byłoby, gdyby wszyscy O'Neilowie
byli dżentelmenami. Ponieważ jednak jest inaczej, strzeż się
mnie, kobieto.
- To ty się mnie strzeż, Rory. Uratowałam ci życie, więc
mam prawo je zabrać.
Wszyscy się roześmieli. Nawet Innis.
Rory rzucił okiem na niebo za oknem.
- Burza już przeszła. Musimy jechać. Serdecznie dzięku
jemy za gościnę. - Wstał i pomógł ojcu Malone podnieść się
z podłogi.
- To ja dziękuję za odwiedziny - rzekł staruszek z cie
płym uśmiechem na pomarszczonej twarzy. - Rzadko mie
wam tak miłych gości. A ciebie, Innis, chcę widzieć tu jutro
na porannej mszy.
Chłopak kiwnął głową.
Wyszli przed kaplicę. Po chwili znowu we trójkę siedzieli
na koniu.
Zakonnik pomachał im na pożegnanie.
- Jedzcie z Bogiem, moje dzieci.
Oddalali się, on zaś odprowadzał ich wzrokiem. Moira miała
rację. Tych dwoje z pewnością się kochało. Lecz w odróżnieniu
od zaniepokojonej tym matki, on, biedny klecha, czerpał z tego
radość i spokój. Na Rory'ego O'Neila spadło dwa lata temu
wielkie nieszczęście. Doświadczył ludzkiego okrucieństwa i za
pałał żądzą zemsty. Teraz to może się zmienić. Ta młoda nie
wiasta może mu wskazać inne cele i zadania.
Wrócił do swojej celi głęboko zamyślony. Co go najbar
dziej zastanawiało, to stosunek Innisa do tej Angielki. Naj
widoczniej chłopak zmuszał się, by ją nienawidzić. Jednak
poruszyła w nim pewną strunę. Na pewno ciekawą rzeczą bę
dzie obserwować, jak w tym chłopcu nienawiść będzie ule
gać sympatii.
Wjechali przez wrota na dziedziniec. Zeskoczyli na ziemiÄ™
i rzucili cugle stajennemu. W drzwiach powitała ich Velia.
- Państwo wraz z Conorem i Brianą czekają w bibliotece
- oświadczyła.
Rory podziękował i weszli do mrocznej sieni. Na scho
dach Anna Claire wydała cichy okrzyk.
- O, Boże! Partia szachów. Zupełnie o niej zapomniałam.
W bibliotece przy kominku na ustawionych w krÄ…g krze
słach siedzieli domownicy i o czymś żywo rozprawiali. Na
hałas u drzwi cztery głowy zwróciły się w tym kierunku.
- Proszę mi wybaczyć. - Anna Claire szybkim krokiem
podeszła do Gavina O'Neila. - Na śmierć zapomniałam
o umówionej partii szachów. Zaskoczyła na burza i... - Po
wiodła spojrzeniem po pobladłych twarzach i przełknęła śli
nÄ™. - Zapewne gniewa siÄ™ pan na mnie, Gavinie O'Neil?
- Tak. Nie. - Wstał i chwycił ją za rękę. - Nie na ciebie,
dziewczyno. Jest coś jeszcze. Coś poważniejszego. - Spoj
rzał na syna. - Rory, musimy porozmawiać. W cztery oczy.
Anna Claire przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
- Jeżeli rzecz dotyczy mojej osoby, to chciałabym uczes
tniczyć w rozmowie.
Gavin spojrzał na syna, a widząc, że i on jest tego zdania,
westchnął i rzekł:
- Byłem dziś rano wraz z Conorem w wiosce. Usłyszeli
śmy niepokojące wieści.
Rory zmrużył oczy.
- Czy chodzi o angielskich żołnierzy?
Gavin przytaknÄ…Å‚.
- PrzeczesujÄ… okolicÄ™, szukajÄ…c ciebie i dziewczyny.
Rory sapnÄ…Å‚.
- Przywiodłem ich pod same drzwi rodzinnego domu.
Gavin dotknÄ…Å‚ jego ramienia.
- Nie mów tak. Nie miałeś wyboru, synu. Twój dom to
twoje jedyne schronienie.
Rory zaczął chodzić niespokojnie po obszernej komnacie.
- Znalazłbym mnóstwo innych miejsc. Ale ja musiałem
powziąć tę głupią myśl o przyjezdzie tutaj.
Moira uniosła się z krzesła.
- GÅ‚upiÄ…? NaprawdÄ™ tak sÄ…dzisz? Ballinarin jest prawdzi
wą fortecą. Nie zdobędą jej.
Rory niecierpliwie machnął ręką.
- Czy nie rozumiecie, że porwałem córkę lorda Jamesa
Thompsona? WykrwawiÄ… siÄ™, a nie odejdÄ… bez niej.
- Jeżeli zdecydują się na szturm, to są głupcami - zauwa
żył Conor. - Wielu bowiem zginie.
Rory kiwnął głową.
- Ale nie wszyscy. Poślą po posiłki. Będą nas oblegać, aż
do skutku.
Annie Claire udzielił się niepokój całej rodziny O'Neilów.
- Więc dlaczego nie oddać im tego, czego poszukują?
Na twarzach wszystkich odmalowało się zaskoczenie.
Pierwsza odezwała się Moira:
- Czy wiesz, o czym mówisz, dziewczyno?
- Jak najbardziej. - Anna Claire uniosła rękę na znak, by
jej nie przerywano. - Powiem im, że uciekłam z niewoli
u twojego syna, pani. Ucieszą się, że mają mnie całą i zdro
wÄ…, i zapomnÄ… o Rorym.
Moira bacznie przyglądała się gościwi. Jej serce krwawi
ło. Właśnie czegoś takiego się spodziewała. Ta kobieta zrobi
to z miłości do Rory'ego. Trudność tkwiła w tym, że ów mi
łosny związek tworzyły dwie osoby.
Rory rzekł głosem drżącym z przejęcia:
- Nigdy o mnie nie zapomnÄ…. Nie zapomnÄ… o Czarnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]