[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i dużo ważniejsze pamiętaj o tym, że nie wolno nam się do tych ludzi
przywiązać, bo opuścimy Ziemię za około trzydzieści dni. Imprezy nie są
organizowane po to, by rozdzielać ludzi, lecz zacieśniać ich więzi, prawda?
Oni o tobie zapomną, Millie, więc uwierz, wszystkim będzie łatwiej, jeśli
dzisiaj nie pojawisz się na szkolnej potańcówce. Tobie również pomoże to żyć
dalej w przyszłości bardzo różniącej się od życia, które będą wieść twoi
koledzy. Patrzy na mnie poważnie i wiem, że mówi szczerze.
W tym momencie jestem zła na samą siebie za to, że mój durny mózg
nie podsunął mi takiego wyjaśnienia, za to zawładnęły mną egoistyczne
myśli. Aries po prostu stale panuje nad sytuacją może dlatego, że jest
bardziej przyzwyczajony do gwiezdnego trybu życia niż ja.
Przepraszam szepczę, spuszczając głowę.
Nic się nie stało. Czuję jego ramiona zaciskające się na mojej talii.
Przebierz się.
Po co?
Idziemy się rozerwać. Mały podwieczorek? Golden uśmiecha się
zawadiacko.
Dlaczego nie&
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Razem z Ariesem postanowiliśmy od razu po skończeniu szkoły rozpocząć
pracę, głównie przez wzgląd na moich rodziców. To, że nie byli przygotowani
na zbliżające się rozstanie, bardzo mnie dołowało, ale jednocześnie zmuszało
do działania. Dzięki naszej rozpoznawalności mogliśmy wybierać w ofertach
pracy, bo wiele z tych miejsc chciało pochwalić się w mediach, że zatrudniają
córkę prezydenta. Oboje z Ariesem postanowiliśmy wybrać stanowisko
przewodnika w planetarium oddalonym o piętnaście minut drogi autem od
mojego domu.
Gdy wychodzę z domu pierwszego dnia naszej pracy, czarny motocykl już
czeka na podjezdzie.
Witam nową panią przewodnik! woła Aries, a ja wybucham
śmiechem.
Cześć. Jedziemy?
Jasne, wskakuj. Pokazuje głową miejsce za nim.
Sadowię się wygodnie za jego plecami, a mimo to nadal stoimy
w miejscu. Co jest?
Millie, obiecaj mi, że będziemy mieć dzieci i dom.
To zdanie wydaje mi się wyrwane z kontekstu. Nie znam na nie
odpowiedzi, przyszłość jest nieobliczalna i dziś, jako dziewiętnastolatka, nie
czuję, że będę mieć na nią jakikolwiek wpływ. Zwłaszcza jeśli przypomnę
sobie, jakie zadanie czeka nas niedługo. Chcę wierzyć w to, że będziemy
razem do końca świata, ale w głębi serca czai się niepokój.
Obiecuję mówię twardo, gotowa walczyć o to, by te słowa stały się
faktem. Czuję, jak spięty do tej pory Aries stopniowo rozluznia mięśnie
i uśmiecha się, odwracając się lekko w moją stronę. Z werwą odpala
motocykl i już po chwili pędzimy w dół ulicy, kurczowo trzymając się małego
płomyka nadziei, który w nas tkwi.
Planetarium okazuje się być kolosem, którego kopuła zrobiona ze szkła
błyszczy w słońcu. Od razu uznaję to miejsce za przyjazne, więc pewnym
krokiem, mając u boku Ariesa, kieruję się w stronę głównych drzwi. Nasz
przyszły pracodawca już czeka na nas w biurze. Gdy przekraczamy próg jego
siedziby, wita nas, podrywając się zza wielkiego biurka. Widzę w jego oczach
nadzieję na lepsze czasy. Aż tak na nas liczy& ? Przyglądam mu się ciekawie,
gdy się przedstawia.
George Dickens mówi, wyciągając rękę najpierw do mnie.
Jasne włosy opadają mu lekko na ramiona, nie lubię takiego stylu, ale
nie wszystkich muszę lubić i nie wszyscy muszą mi się podobać, prawda?
George tłumaczy nam, gdzie znajdują się poszczególne pomieszczenia,
i opowiada o tym, co będzie należało do naszych codziennych obowiązków.
Moje pierwsze zadanie po krótkim szkoleniu polega na oprowadzeniu grupy
po planetarium. Mam świadomość, że George mnie obserwuje. Nie lubię
jego wzroku, a naprawdę czuję, że bacznie mi się przygląda. Jednym słowem
mój nowy szef mnie denerwuje. Na szczęście moje pierwsze zadanie chyba
poszło mi całkiem niezle, bo grupa opuszcza budynek, debatując żywiołowo
na temat tego, co zobaczyła. George też zniknął, więc muszę czekać do
końca dnia na werdykt.
Po pracy udaję się prosto do biura Dickensa. Idąc, przywołuję w pamięci
ostanie godziny oczywiście, kilka osób mnie rozpoznało i zrobiło się przez
to małe zamieszanie, ale ogólnie było w porządku. Mam nadzieję, że moja
rozpoznawalność nie wpłynie na opinię George a i rzetelnie oceni tylko to,
jak sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, a nie to, że kilka osób chciało
sobie ze mną zrobić zdjęcie. Pukam do drzwi i słysząc zaproszenie, wchodzę
do środka. Okazuje się, że Aries jest w środku i rozmawia z szefem.
Dzień dobry mówię, a spojrzenia obu panów kierują się w moją
stronę. Aries uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam uśmiech,
zapominając na moment o całym świecie i tym, po co tutaj przyszłam.
Panie Golden& George kończy zdanie, które przerwałam mu swoim
wejściem. Mam zatem nadzieję, że zostanie pan z nami, bo potrzebujemy
takich ludzi jak pan i pani Johnson. Z radością przyjmuję was do pracy
oznajmia uroczyście, a ja wymieniam zadowolone spojrzenie z Ariesem.
Jest tylko jedno ale &
Zastanawiam się nad tym, co też knuje nasz szef.
Nie możecie okazywać sobie uczuć w czasie pracy, bo jak widzę i chyba
się nie mylę, coś was łączy. Jego wzrok jest poważny, a ja wręcz wyczuwam
w nim lód.
Dobrze, będziemy uważać odpowiada chłodno Aries i wiem, że
dostosuje się do tego polecenia.
Dni mijają mi zdecydowanie za szybko i nie wiadomo kiedy z poniedziałku
robi się piątek dwa tygodnie pózniej. Idę do gabinetu George a, który
wezwał mnie do siebie jeszcze przed przerwą śniadaniową. Mam złe
przeczucia, boję się zwolnienia, ale raz kozie śmierć idę zdecydowanym
krokiem w stronę biura, kiwając głową do nowo poznanych kolegów z pracy.
Wchodzę do gabinetu, zapominając o tym, by zapukać, i zatrzymuję się
gwałtownie, uświadamiając sobie swój błąd.
O! Jesteś Millie! Siadaj! Dickens zdejmuje nogi z biurka i wskazuje mi
dłonią fotel, po czym wstaje.
Siadam, a uczucie niepokoju zdaje się narastać we mnie z każdą chwilą,
ale staram się je ignorować.
Mam nadzieję, że spotkanie nie potrwa długo, za chwilę pojawią się
kolejne grupy, które mam oprowadzić po planetarium.
Nie martw się o to, Aries na pewno cię zastąpi, jeśli będzie trzeba
odpowiada, kucając obok mnie.
O co chodzi? pytam, patrząc zaskoczona w niebieskie oczy George a,
który znalazł się zdecydowanie za blisko. Krępuje mnie ten brak dystansu.
O nas oznajmia, przesuwając powoli dłonią, po mojej nodze, aż do
kolana.
Odpycham go i szybko wstaję, oddalając się od niego na bezpieczną
odległość. Czuję, jak złość podnosi mi temperaturę ciała, boję się człowieka,
który znów znalazł się tuż obok mnie.
Jakich nas?! Co pan sobie myśli?! wybucham, a on zakrywa mi usta
dłonią.
Ciii& Millie, na pewno się dogadamy. Mów mi George. Będzie mi
miło, jak zwrócisz się do mnie po imieniu, krzycząc z rozkoszy.
Przebiega mnie dreszcz. Już wiem, o co mu chodzi. Chcę krzyczeć, ale on
[ Pobierz całość w formacie PDF ]