[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drobne ukłucie zazdrości. Ach, jak by to było, gdyby ona sama... Szybko jednak zdusiła w
sobie tę natrętną myśl. Powinna cieszyć się szczęściem Fran. Tym bardziej że przyjaciółka
zasługuje na to, by mieć. wreszcie dobrego męża. Czy mało razy martwiła się o Fran? Zawsze
była taka nieustępliwa i z taką wrogością mówiła o mężczyznach. O tych sprawach myślały
obie zupeÅ‚nie ina¬czej. I proszÄ™! - Cassie poczuÅ‚a znowu zazdrość - oto Fran wychodzi za
mąż...
- ...i naturalnie, to siÄ™ chyba rozumie samo przez siÄ™,
chcielibyśmy, żebyście byli, ty i Charlie, świadkami. W końcu
to wasza zasługa.
Skończyła mówić i teraz stała, patrząc na nią wyczekująco.
- PostanowiliÅ›my razem zamieszkać - powiedziaÅ‚a Cas¬sie. Nie byÅ‚a to może
odpowiedz na pytanie, ale Cassie wie¬dziaÅ‚a, że jej przyjaciółka chciaÅ‚a i o to jÄ… zapytać.
- Tak myślałam - skinęła głową Fran. - Jestem pewna, że będzie wam razem dobrze -
orzekła, ale jakoś bez przekonania.
- Zdawało mi się, że tego nie pochwalasz - uśmiechnęła się Cassie.
- Nie, dlaczego - wzruszyła ramionami Fran.
- Przecież wiem. Nie udawaj. Zawsze byłyśmy ze sobą szczere. Za to właśnie tak cię
lubię. Więc powiedz: uważasz, że robię błąd?
Fran przygryzÅ‚a wargi. OtworzyÅ‚a usta, ale zaraz je za¬mknęła.
- No, powiedz! - nalegała Cassie.
- Nie powinnam się wtrącać.
- ProszÄ™...
- Ale nie będziesz na mnie zła? Chcę, abyś wiedziała, że to, co mówię, nie jest
przeciwko tobie.
- Mów śmiało. Nie będę zła. Przyrzekam - powiedziała Cassie, choć w głębi duszy
pomyÅ›laÅ‚a sobie, że może to nie¬rozważne.
- No dobrze - westchnęła Fran. - Widzisz, trudno kogoś zmienić, Cassie. Ja
przynajmniej nie wierzÄ™ w cuda.
- Ale on mnie kocha!
Dlaczego wÅ‚aÅ›ciwie siÄ™ tÅ‚umaczy? CzuÅ‚a jednak, że ta roz¬mowa jest jej potrzebna.
- Jestem tego pewna - dodała.
- Nie wątpię, kochanie. - Fran objęła ją. - Kocha cię, bo trudno nie kochać kogoś
takiego. Ale kocha ciÄ™ na swój spo¬sób. Na tyle, na ile potrafi. Nie spodziewaj siÄ™ zbyt wiele.
Przez twarz Cassie przebiegł skurcz. Fran dostrzegła to i natychmiast zaczęła się
wycofywać.
- Cassie, przepraszam. Nie chciałam zrobić ci przykrości.
Nie powinnam była niczego mówić. Zresztą, może wcale nie
mam racji. Ty go znasz lepiej. A poza tym, wiesz - jestem
urodzonym cynikiem. Zawsze wszystkich podejrzewam o ja¬
kieś nieczyste intencje - więc się tym nie przejmuj. Trzeba
zawsze robić to, do czego jest się przekonanym, tak uważam
przede wszystkim.
W pokoju rozdzwonił się telefon, ale Cassie nie zwracała na to uwagi.
- Co według ciebie powinnam zrobić? Kocham go i chcę
być z nim, razem.
Fran nie wiedziaÅ‚a, co odpowiedzieć. ZdawaÅ‚a sobie spra¬wÄ™, że tutaj nie ma mÄ…drych.
Kiedy ktoś kocha, nikt nie zdoła go przekonać. Nerwowo splotła palce i milczała. To Cassie
przerwała tę ambarasującą ciszę.
- Czy Charlie już wie? O tobie i o Joe?
- Jeszcze nie - westchnęła Fran. - Prawdę mówiąc, nie wiemy, jak mu o tym
powiedzieć. Rozumiesz: on przyjazni się z Joe, ale nie przepada za mną.
- Nie martw siÄ™. Ja mu to powiem.
- Dzięki.
Kiedy rozstały się, Cassie usiadła w fotelu, wyciągnęła nogi i popatrzyła w okno. Jak
przekonać mężczyznę, którego kocha, że małżeństwo wcale nie jest pułapką?
Postanowiła skorzystać z pretekstu i zacząć rozmowę już dzisiaj. Wracali razem z pracy,
byÅ‚ ciepÅ‚y wieczór i w powie¬trzu czuÅ‚o siÄ™ jakÄ…Å› rzeÅ›kość. Chodniki byÅ‚y peÅ‚ne ludzi, a
uli¬cÄ… mknęły sznury samochodów. Nowojorczycy wracali z wa¬kacji.
- Fran i Joe zamierzajÄ… siÄ™ pobrać, wiesz? - rzuciÅ‚a nie¬
dbale przez ramiÄ™, kiedy przechodzili przez zatÅ‚oczone skrzy¬
żowanie.
Charlie zatrzymał się w miejscu.
- Co? NaprawdÄ™?
- Chodz, bo nas rozjadÄ…. - PociÄ…gnęła go za rÄ™kaw. - Na¬prawdÄ™. SÄ… bardzo szczęśliwi,
sam chyba to zauważyłeś.
MusiaÅ‚ jej przyznać racjÄ™. Fran i Joe promienieli szczÄ™¬Å›ciem. Stanowili wspaniaÅ‚Ä… parÄ™ i
to się rzucało w oczy. Mimo to nie potrafił sobie darować ironicznego komentarza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]