They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wczoraj, czuły, namiętny. Może po prostu nie lubi wcześnie wstawać i
rano ma zły humor.
Istniała inna możliwość, lecz Kerry nie chciała nawet o niej
myśleć. Niemożliwe, żeby ta jedna noc to było wszystko, na czym mu
zależało.
Zaledwie weszła do kuchni, zrozumiała. Nadzieja prysła. Linc
ledwie na nią spojrzał, a w jego bursztynowych oczach nie doszukała
się ani krzty ciepła. Powściągliwie skinął głową i dalej w milczeniu
sączył kawę.
- Dzieńdoberek! - zaszczebiotała Jenny, karmiąc Trenta
płatkami. - Cage, nalej Kerry soku.
- Wystarczy mi kawa.
- Co byś zjadła? - spytała Jenny, odsuwając szklankę poza zasięg
rączek dziecka i wycierając mu buzię.
- Nic, dzięki. - Kerry nawet nie podniosła głowy.
A czego oczekiwała? Wyznań miłości przy kuchennym stole?
Obiecywał tylko przyjemność i obietnicy dotrzymał.
- Wyglądasz zjawiskowo - zauważyła Jenny.
220
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Właśnie chciałem to samo powiedzieć - podchwycił Cage. -
Nowa sukienka?
- Tak, dzięki. - Miała na sobie żółtą jak słońce, prostą płócienną
sukienkę. - Po ciuchach w stylu safari wszystko wygląda dobrze. -
Siliła się na wesołość, lecz nie wypadła zbyt przekonująco. -Jak
dzieciaki? Gotowe?
- Przed chwilą u nich byłem - odparł Cage. -W przyczepach
panuje stan kontrolowanego chaosu, ale dzielnie się pakują.
- Co nowego w sprawie Lisy?
- Na razie nic, niestety.
Linc zgrzytliwie odsunął krzesło od stołu. Nie odezwał się,
odkąd Kerry weszła do kuchni.
- Obiecałem Joemu, że zniosę go na dół. Lepiej pójdę sprawdzić,
czy nie trzeba mu pomóc - mruknął i już go nie było.
- Idz umyć łapki, Trent. - Jenny postawiła synka na ziemi, choć
Cage piorunował ją wzrokiem. -Kerry, dolej sobie kawy. Cage,
pomożesz mi? Nie mogę dosięgnąć jednej rzeczy w pralni.
Zaledwie małżeństwo przeszło do pomieszczenia za kuchnią,
Jenny ściszyła głos:
- Jesteś pewny, że to Linc wczoraj był u Kerry?
- Tak.
- O której wyszedł?
- A ty kto, matka przełożona?
- Został u niej na noc? - szepnęła.
- Tak mi się zdaje, ale to nie nasza sprawa.
221
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Co ich dzisiaj ugryzło?
- Każdy miewa czasem mniej udaną noc.
- Ty jakoś nie - odparła, a on uśmiechnął się i pocałował ją w
kark.
- Cage, przestań. Martwię się o nich.
- Jenny. - Delikatnie ścisnął żonę za ramiona. - Wiem, że
powtarzam się jak zdarta płyta, ale powiem jeszcze raz to samo. To
nie jest twoja sprawa.
- Ale oni się kochają. Ja to wiem!
- Lepiej się ze mną pokochaj, a ich zostaw w spokoju.
- Och, jesteś niemożliwy!
- Wracajmy już. Zanosi się na ciężki dzień. Zmierzchało, gdy
Hendrenowie, Kerry oraz Linc mogli wreszcie usiąść na ganku przed
domem i trochę odpocząć po męczącym dniu.
Piknik, który miał pomóc sierotom i ich nowym rodzinom
przełamać pierwsze lody, okazał się trafionym pomysłem.
Pary, które przyjechały po dzieci, okazały się takie, jak Kerry
mogła sobie tylko wymarzyć. Zapłakana pomachała im na
pożegnanie, spokojna, że każde z dzieci będzie wzrastać w domu
pełnym miłości.
Roxy i Gary zabrali do domu swoje dwie córki. Pastor Hendren
z żoną i z Joem pożegnali się niewiele pózniej. Chłopak przełykał łzy,
Linc kurczowo zaciskał usta, lecz tylko uścisnęli sobie dłonie i
ślubowali często do siebie pisać. Kerry patrzyła na nich ze ściśniętym
sercem.
222
Anula
ous
l
a
and
c
s
Spojrzała na Trenta, który bawił się z Lisą na trawniku przed
domem. Lisa nie sprawiała wrażenia nieszczęśliwej. Prawdę mówiąc,
to nawet nie spytała o swoją nową rodzinę.
- Zostało trochę pieczystego. - Jenny ze zmęczeniem machnęła
ręką w stronę domu. - Jak ktoś jest głodny, to proszę bardzo.
- Głodny nie jestem - odezwał się jej mąż - ale piwa bym się
napił. Linc?
- Powinienem powoli ruszać na lotnisko.
Był gotowy do wyjazdu. Ubrania kupione w La Bota leżały,
schludnie poskładane, w nowej torbie podróżnej, nowe aparaty z
dodatkowymi obiektywami spoczywały w specjalnych pokrowcach.
Musiał tylko zapakować bagaże do samochodu i mógł ruszać.
Wieczorem doleciałby do Dallas, a stamtąd do Nowego Jorku.
Kerry dowiedziała się o jego planach podróżnych od Jenny.
Serce jej pękało, lecz zachowywała się tak obojętnie, jak on od rana.
Utrwalił jej obraz na zdjęciach, lecz nie w swoim sercu. Za kilka
tygodni nie będzie o niej pamiętał. Stanie się kolejnym karbem na
jego pasku, jednym z wielu imion na długiej liście podbojów Lincolna
O'Neala.
Niech ta męka się skończy! Kiedy zostanie sama, wypłacze się
do poduszki.
- Chyba zdążysz wypić jedno piwko - odezwał się Cage.
- Zgoda. Ale tylko jedno.
- Przyniosę. - Jenny dzwignęła się z fotela. - I tak muszę iść do
łazienki.
223
Anula
ous
l
a
and
c
s
Zrobiła zaledwie kilka kroków, nagle chwyciła się za brzuch i
krzyknęła przenikliwie:
- Och!
Cage zerwał się na równe nogi.
- Co się dzieje? Znowu te przeklęte skurcze?
- Nie.
- Niestrawność? Mówiłem, żebyś nie przesadzała z tym mięsem.
On sypie tyle pieprzu, że...
- To nie jest niestrawność. - Jenny uśmiechnęła się promiennie. -
To dziecko.
- Dziecko? - powtórzy! niezbyt inteligentnie Cage.
- Dziecko. Taki mały człowieczek, jeszcze nie-dorosły.
- O Chryste! O cholera! - Cage chwycił ją za rękę. - Skąd wiesz?
Boli cię? Kiedy... - Urwał nagle i podejrzliwie zmrużył oczy. - Jesteś
pewna, że to już?
Jenny roześmiała się szczerze, zdając sobie sprawę, iż jej mąż
podejrzewał fałszywy alarm, obliczony na zatrzymanie Linca.
- Tak, jestem pewna.
- Ale to trzy tygodnie za wcześnie.
- Może według kalendarza. Dziecko uznało, że już pora. Jeśli nie
chcesz, żebym rodziła twoją córkę na ganku, lepiej biegnij na górę po
moją walizkę. Jest w...
- Wiem, gdzie jest. O cholera, to naprawdę już. Jenny, usiądziesz
ty wreszcie?! - ryknął Cage, rzucając się w stronę domu. - Dzwonić do
szpitala? Do twojego lekarza? Co ile masz skurcze? Co mam robić?
224
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Najpierw się uspokój. Potem leć po tę walizkę, tak jak cię
prosiłam. Kerry, zadzwonisz do lekarza? Numer jest na kartce
przyczepionej do korkowej tablicy przy telefonie w kuchni. Linc,
zajmiesz się Trentem? Lisa właśnie nakarmiła go jakimś żuczkiem -
mówiła spokojnie Jenny.
Usiadła na ganku i patrzyła rozbawiona, jak troje dorosłych
biega w tę i z powrotem, potykając się i wpadając na siebie, usiłując
na wyścigi spełnić jej życzenia.
Cage zapomniał o dobrych manierach i wrócił do słownictwa,
jakiego nauczył się od wiertników, którzy na salonach raczej nie
bywali. Trent chrupał chrabąszcza z wyraznym ukontentowaniem i aż
zawył z żalu, gdy Linc, który pozieleniał na twarzy i minę miał co
najmniej niewyrazną, wyciągnął mu żuka z buzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl