[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozmawialiśmy u niego w mieszkaniu, którego ściany były obwieszone obrazami i plakatami
z lat siedemdziesiątych i które umeblował sofami, lampami, krzesłami i stołami na modłę tamtej
epoki.
Zdecydowanie odmówił mi zgody na wejście do mieszkania Mońka i zabranie paru jego
rzeczy, pomimo zalotnego uśmiechu na mojej twarzy i rozpiętego guzika przy dekolcie.
- Pozbawienie tego niepoczytalnego osobnika dostępu do rzeczy osobistych ma na celu
zmuszenie go do spłaty długu - wyjaśnił Phoef. - Wątpię, aby ten dusigrosz skłonny był zapłacić
choć pół centa bez jakiejś formy nacisku.
- Był przecież dobrym lokatorem - powiedziałam. - Czystym, cichym, uprzejmym.
- Któregoś dnia pozrywał z drzwi mieszkaniowych w całym budynku nieparzyste cyfry, a
kiedy go zapytałem, dlaczego to zrobił, odparł, że jego czyn niczym się nie różni od ratowania ludzi
z płonącego budynku.
- To był incydent.
- Zbierał podpisy pod petycją o eksmisję mieszkającego nad nim sąsiada, tylko dlatego, że
człowiek miał amputowaną jedną nogę.
- Rzeczywiście, może pan Monk popełnił parę drobnych błędów, ale nie ma pan prawa
zamykać mieszkania i pozbawiać go rzeczy osobistych.
Phoef zaśmiał mi się w twarz.
- Gdyby miał pieniądze na prawników, to mógłby zapłacić również czynsz. Otworzę mu drzwi
w dniu, w którym wpłynie zaległa zapłata, a na ulicy stanie ciężarówka do przeprowadzki. Jeśli do
tego nie dojdzie, zlicytuję wszystkie jego rzeczy, żeby pokryć dług.
Nie dałam mu w zęby.
Za to zadziałałam w jedyny rozsądny i przemyślany sposób. Poczekałam, aż się ściemni,
włamałam się do mieszkania Mońka, ukradłam z niego komplet pościeli, rzeczy na zmianę i
wzięłam tyle butelek z wodą Summit Creek, ile tylko udało mi się udzwignąć.
Jeszcze tego samego wieczoru podrzuciłam je do mieszkania Stottlemeyera. Kapitan nie wrócił
Jeszcze z posterunku, a Monk bardzo się ucieszył na mój widok. Miał na sobie fartuch kuchenny, a
na dłoniach gumowe rękawiczki. Od razu zauważyłam, że wszystkie meble odsunięte są pod ścianę,
przy której stały również dziesiątki kartonów starannie oklejonych taśmą.
- Co to jest? - zapytałam, wskazując ręką pudła.
- Zmieci. Stottlemeyer nie pozwolił mi niczego wyrzucać bez jego zgody.
- Mam wrażenie, że zapakował pan do kartonów wszystko, co kapitan posiada.
- Dziś rano kapitan zalał mieszkanie. Doszło do toksycznego skażenia. Niczego nie udało się
uratować. Na pewno nie chciałabyś o tym nic słyszeć.
Nie powiedziałam mu, że już o tym słyszałam, i ma absolutnie rację, iż nie chciałabym o tym
więcej słyszeć. Wręczyłam Monkowi rzeczy, które ukradłam z jego mieszkania, ale skłamałam, że
udało mi się przekonać Phoefa, aby wpuścił mnie do środka.
Monk pokiwał głową.
- Oto, co się stało. Pięścią zbiłaś szybę w oknie kuchennym na tyłach mieszkania, przykładając
do niej ręcznik, żeby nie zranić ręki i żeby nikt nie słyszał odgłosu tłuczonego szkła. Potem
odsunęłaś zasuwkę, otworzyłaś okno i weszłaś do środka. Zabrałaś tylko tyle, ile w ciągu dwóch
minut udało ci się wziąć w obie ręce, a potem wymknęłaś się przez tylne drzwi.
Osłupiałam.
- Skąd pan to wie?
- To proste. Dowody same...
- Nieważne - przerwałam mu szybko. - Głupia jestem, że pana o to pytam.
- Nie chcesz posłuchać mojego podsumowania?
- To nie będzie konieczne, panie Monk. Z góry się przyznaję. Złapał mnie pan.
- Ale nie wiesz, w jaki sposób do tego doszedłem.
- To już mnie nie obchodzi - powiedziałam. - Zawiadomi pan policję?
- Zarzut włamania i rabunku może prowadzić do kary pozbawienia wolności, a w przyszłości
także do pozbawienia cię szansy na znalezienie zatrudnienia, poza tym nie jesteś w pełni władz
umysłowych i emocjonalnych z powodu trwającej u ciebie kobiecej przypadłości, więc nie
zawiadomię policji.
- Co za ulga.
-...pod warunkiem, że pozwolisz mi dokonać podsumowania.
- Jesteśmy sami, panie Monk, nie ma nikogo, na kim mogłoby to zrobić wrażenie.
- Ty jesteś.
Pozwoliłam mu mówić dalej. Z radością w oczach, choć powiedziałabym raczej, że z
prześmiewczą drwiną, wytknął mi wszystkie głupie błędy popełnione przeze mnie w czasie
przestępstwa, które uważałam za doskonałe. Nie ma jednak najmniejszego powodu, żebyście tego
wysłuchiwali - i tak płonę ze wstydu.
To doświadczenie czegoś mnie jednak nauczyło. Wiem już teraz, jakie to uczucie być
zdemaskowanym przez najgenialniejszego detektywa świata.
Upokarzające.
Do tego stopnia, że człowiek ma ochotę kogoś zamordować.
Jego.
Detektyw Monk pracuje za darmo Zapomniałam wspomnieć, że po wyjściu z mieszkania
Phoefa Suttona, a jeszcze przed włamaniem do mieszkania Mońka, całe popołudnie spędziłam u
siebie przy stole w kuchni, poprawiając nasze CV.
Zanim zostałam asystentką Mońka, chwytałam się tak wielu rozmaitych zajęć, że przy
nieznacznych modyfikacjach moje CV pasowało właściwie do wymagań każdej oferty. Jednak CV
Mońka wymagało prawdziwie twórczego talentu pisarskiego. Silniej podkreśliłam jego
umiejętności, niezawodność, zwracanie uwagi na detale i umiłowanie czystości niż doświadczenie
funkcjonariusza policji czy konsultanta wydziału zabójstw.
Jeśli składa się podanie o posadę sprzedawcy, urzędnika, sekretarza czy pracownika branży
usługowej, to ludzi zatrudniających nowych pracowników nie interesuje tak naprawdę, ile trudnych
śledztw przeprowadził kandydat. Natomiast doceniają takie cechy, jak czystość, wykształcenie,
odpowiedzialność i inteligencję, a Monk posiadał wszystkie te atrybuty.
Kiedy póznym wieczorem wróciłam z mieszkania Stottlemeyera, usiadłam przed komputerem,
połączyłam się z Internetem i wchodziłam na kolejne portale z ofertami pracy. Nasze podania
zostawiałam pod każdą ofertą, która dotyczyła zatrudnienia w San Francisco i nie wymagała
licencji, koncesji, stopni uniwersyteckich bądz długoletniego doświadczenia w danej branży
zawodowej czy gospodarczej.
Prawdę mówiąc, nie dawało to wielu możliwości. Znalazłam na przykład ofertę pracy dla
zmywacza naczyń w jednej z restauracji w Fisherman's Wharf. Pomyślałam, że Monk miałby duże
szanse, gdyby tylko mógł się umówić na rozmowę kwalifikacyjną i pokazać, co potrafi w tej
dziedzinie.
Ale wiedziałam też, że byłoby tragedią, gdyby Monk rzeczywiście dostał tę posadę. Jasne,
cieszyłby się jak dziecko, gdyby mu pozwolono zmywać naczynia, ale zarabiałby tam marny grosz,
a na dodatek marnowałby zdolności i wielki talent.
To po prostu niesprawiedliwe. Przyłapałam się na tym, że marzy mi się, by w mieście pojawił
się jakiś seryjny morderca i zaczął dziesiątkami mordować ludzi, wywołując taką falę paniki, że
policja nie będzie miała innego wyjścia i znowu zatrudni Mońka.
Oto, jak nisko upadłam. %7łyczyłam ludziom masakry tylko po to, bym mogła odzyskać pracę i
nie musiała się bać utraty domu.
Może jednak Monkowy sposób patrzenia na świat wcale nie był taki zły.
O północy zrezygnowałam ze składania podań
0 coraz marniejsze posady, zamknęłam laptopa
1 zmęczona, przygnębiona i pełna obaw powlokłam się do łóżka. Byłam pewna, że nigdy nie
zasnę, tak szarpały mną nerwy. Ale nie minęło sześćdziesiąt sekund, a spałam kamiennym snem jak
suseł.
Telefon zadzwonił dokładnie o godzinie 3.33 w nocy. Gdyby Monk zobaczył taką godzinę na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]