[ Pobierz całość w formacie PDF ]
plantatorów, dowiedzieć się, co myślą.
Jeśli tam pojedziesz, wciąż będę wspominała tamten pocałunek,
pomyślała i rozpaczliwie starała się wymyślić jakiś racjonalny argument.
- Jestem pewna, że masz dużo pracy.
- Mogę wykonywać wiele zadań na raz.
- Ten zjazd jest planowany od miesięcy. Pewnie już za pózno na
rezerwację lotu.
David zastanawiał się, dlaczego Tanya nie chce, żeby jechał.
- Polecę firmowym samolotem.
- Twoja firma ma samolot? - Nie miała pojęcia, że David jest aż tak
anula & polgara
ous
l
anda
sc
bogaty. Wiedziała, że jego firma dobrze prosperuje, ale własny samolot?
Czymś takim mogą się pochwalić tylko najwięksi potentaci.
- To odrzutowiec. Zciągnę go do Savannah, będzie za dwie,
najwyżej trzy godziny. Odwołaj swój lot i poleć ze mną.
Poczuła, że sytuacja wymyka się jej spod kontroli.
- Nie mogę tego zrobić.
- Oczywiście, że możesz. - Podszedł do niej bliżej. - Pojedziemy do
Savannah i na lotnisku wsiądziemy do mojego samolotu. Zapewniam
cię, że moim odrzutowcem podróżuje się dużo przyjemniej niż liniami
komercyjnymi.
Nerwowo zwilżyła wargi.
- Nigdy jeszcze nie leciałam samolotem... przynajmniej od czasu,
gdy straciłam pamięć.
- Nigdy? Naprawdę? Mój ojciec nigdzie cię nie zabierał?
Wyraznie skrępowana, umknęła wzrokiem.
- Czasami gdzieś wyjeżdżałam samochodem, niezbyt daleko. Twój
ojciec często prosił mnie, żebym mu towarzyszyła w biznesowych
podróżach, ale zawsze odmawiałam. - Teraz jednak, gdy już nie żył,
pojedzie na zjazd. Musi.
- Dlaczego?
- Bałam się, że coś mi się stanie - wyznała cicho. Tylko w
Cottonwood czuła się bezpiecznie... David delikatnie, dotknął jej
ramienia.
- Pojadę z tobą, Tanyu - oznajmił stanowczo. - I obiecuję, że nic ci
się nie stanie. - Nie miał dotąd pojęcia, że Tanya boi się opuszczać
plantację, lecz z uwagi na to, co przeszła, rozumiał ją.
- Poradzę sobie sama.
- Nie wątpię. Ale i tak tam pojadę.
Chciałaby zezłościć się na niego, wykrzyczeć, że ingeruje w jej
sprawy, ale nie potrafiła. Nagle zrozumiała, co David przemilczał.
Przecież był właścicielem plantacji, ona tylko najemnym pracownikiem.
Dlatego tak się uparł na ten wyjazd. Musi dopilnować swoich interesów.
No cóż, gdyby tylko mógł, z radością by się jej pozbył.
- Masz do tego prawo jako właściciel plantacji - rzuciła obojętnie.
- Dobrze. A więc załatwione. - Pogłaskał ją po policzku. - Może w
anula & polgara
ous
l
anda
sc
takim razie pojedziemy dzisiaj? Zanim dotrzemy do Savannah, samolot
będzie już czekał.
- Sama nie wiem... - Od jego dotyku przebiegł ją przyjemny dreszcz.
Czuła, że zaczyna mu się poddawać.
- Zgódz się. Spędzimy noc w Waszyngtonie, pójdziemy na kolację
do jakiejś sympatycznej knajpki, a potem się wyśpisz. A tak prosto z
lotniska musiałabyś pędzić na zjazd.
Propozycja była kusząca.
- Dobrze - zgodziła się po namyśle.
Pogłaskał ją po głowie, przez chwilę bawił się kosmykiem włosów.
- W takim razie pójdę zadzwonić.
- Zaraz, David. Nie będzie już wolnych pokoi. Gdzie się
zatrzymasz?
- A gdzie masz rezerwację?
Wymieniła nazwę jednego z najlepszych hoteli w Waszyngtonie.
- Zwykle w takich hotelach mają wolne pokoje dla VIP-ów. Nie
martw się. Wymyślę coś.
Jej serce biło jak oszalałe, kiedy patrzyła, jak David odchodzi.
Kilka godzin pózniej, siedząc w aucie obok Davida, z zachwytem
przyglądała się świątecznym dekoracjom w mieście.
- Uwielbiam tę porę roku. - Oczy Tani błyszczały z radości. -
Zwłaszcza uroczystości z okazji Zwięta Dziękczynienia w Cotton Creek.
David roześmiał się.
- Wciąż tak hucznie obchodzicie to święto? - Zanim wyjechał, co
roku uczestniczył w uroczystościach organizowanych przez
mieszkańców miasta. Nagle ujrzał obrazek z przeszłości. Mały chłopiec
stoi obok swojej matki i z radością czeka, aż kupi mu duże lukrowane
ciastko. Wzruszenie ścisnęło mu serce. Zmieszne, jak długo o tym nie
myślał.
- Tak, nic się nie zmieniło. Cała feta zaczyna się w czwartek.
- Rzeczywiście! - Ogarnęło go dziwne podniecenie. Tak chętnie by
tam poszedł z Tanyą. - Wiesz, zanim wyjechałem na studia, co roku
bawiłem się na ulicach miasta.
- %7łeby poznać miejscowe dziewczyny? - Uśmiechnęła się złośliwie.
- Cotton Creek nie jest zbyt duże, a w tamtych czasach było tylko
anula & polgara
ous
l
anda
sc
jedno liceum. Znałem większość miejscowych dziewcząt.
- Ach tak. Tęsknisz za Atlantą?
- Teraz jest już w porządku. Mam dobrą łączność z biurem, więc
najważniejsze decyzje mogę podejmować na bieżąco, a Justin West, mój
zastępca w Taylor Corporation, świetnie sobie beze mnie radzi.
Natomiast z trudem przestawiam się na inny, o wiele spokojniejszy tryb
życia. - Rozprostował ramiona i spostrzegł, że jego mięśnie, zazwyczaj
napięte, są teraz rozluznione.
W Cottonwood wszystko wyglądało inaczej. Cisza, wspaniałe
powietrze, a nocne niebo miało prawdziwą czerń, na której świeciło
mnóstwo gwiazd. %7ładnego warkotu samochodów, spalin, nocnej
miejskiej łuny. Miało to swoje niezaprzeczalne zalety.
Tanya przygryzła wargę. A więc ciągle był niezadowolony, że
zmuszono go do życia w Cottonwood. Jego miejsce było w Atlancie. Był
przystojny, pewny siebie, odnosił sukcesy zawodowe, i, co przyznawała
niechętnie, był też fascynującym mężczyzną. Z pewnością przez te lata
miał w życiu kogoś, kto był dla niego szczególnie ważny. Nie mogła
powstrzymać się od zadania tego pytania.
- Byłeś żonaty?
- Nie.
Usłyszała w jego głosie dziwny ton. Zapadło niezręczne milczenie.
- Ale był w twoim życiu ktoś szczególny? - zapytała po dłuższej
chwili.
- Tak mi się zdawało. - Chciał jak najszybciej zakończyć ten temat,
lecz na przekór charakterystycznej dla niego rezerwie dodał: - Melanie i
ja byliśmy zaręczeni, ale nam nie wyszło.
- Nadal o niej myślisz?
- Staram się nie myśleć, ale nie zawsze mi się to udaje.
- Co się właściwie stało?
- Bardziej fascynowały ją pieniądze prezesa Taylor Corporation niż
niejaki David Taylor.
- Jesteś tego pewny? Skąd wiesz?
- Od Justina. Melanie wypaplała wszystko jego dziewczynie.
Chwaliła się, jak łatwo dostawała ode mnie wszystko, czego chciała.
Justin zaprosił mnie na drinka i wszystko powtórzył. Nie uwierzyłem, ale
anula & polgara
ous
l
anda
sc
ufałem Justinowi, więc zacząłem baczniej przyglądać się Melanie.
Dałem jej kartę kredytową bez limitu, dzięki czemu miałem wgląd do jej
rachunków. - David zamilkł na chwilę. - Zorientowałem się, że żyje
tylko z moich pieniędzy, i to na bardzo wysokiej stopie. Potem
dowiedziałem się, że zwolniła się z pracy. Gdy ją o to zapytałem,
stwierdziła, że nie zamierza więcej pracować, skoro mogę jej wszystko
kupić. To był dla mnie ostrzegawczy sygnał. Zasugerowałem jej, żeby
poszukała innej pracy i ograniczyła wydatki. Wtedy po prostu się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]