[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minęła. Oczywiście, nie wiem tego na pewno. Ale zakaz sprowadził wyznawców
do podziemia, skłonił, by traktowali kult bardziej poważnie, jako działalność wy-
wrotową. Nie mam pojęcia, ile takich kaplic znajduje się w siedzibach rozmaitych
rodów. Ale ta jest oczywiście jedną z nich.
Niezwykłe zjawisko socjologiczne przyznałem. A waszą postacią
kultową jest Benedykt?
Roześmiała się.
Nietrudno się domyślić zauważyła.
Szczerze mówiąc, mój brat Mandor opisał mi waszą kaplicę. Twierdzi, że
trafił tam podczas bankietu w Hendrake i nie wiedział, gdzie się znalazł.
Parsknęła.
Z pewnością chciał cię wypróbować stwierdziła. Przez długi czas
praktyki takie były powszechnie znane. A przypadkiem wiem, że on sam jest wy-
znawcą kultu.
Naprawdę? Jak się dowiedziałaś?
Dawniej nie robił z tego tajemnicy. . . przed ogłoszeniem zakazu.
A kim jest jego osobisty patron?
To księżniczka Fiona.
Coraz ciekawsze. . .
Pokazał ci jej kaplicę? spytałem.
Tak. Przed zakazem ludzie często zapraszali przyjaciół na nabożeństwo. . .
Gdy byli szczególnie niezadowoleni z królewskiej polityki.
A po zakazie?
Wszyscy twierdzili, że zniszczyli swoje sanktuaria. Sądzę, że wiele z nich
po prostu przeniesiono za ukryte przejścia.
114
A zapraszanie przyjaciół na nabożeństwa?
To chyba zależy od tego, czy ma się dobrych przyjaciół. Właściwie nie
wiem, jak zorganizowany jest kult Amberu. Skinęła ręką. Coś takiego jest
nielegalne. Dobrze, że nie wiem, gdzie jesteśmy.
Chyba tak przyznałem. Czy wiesz, jaki jest związek między obiek-
tem kultu a rzeczywistą osobą? Moim zdaniem Mandor naprawdę żywi jakieś
uczucia wobec Fiony. Spotkali się, wiesz, a ja byłem przy tym i widziałem. Ktoś
inny, kogo znam, ukradł i umieścił w sanktuarium przedmiot należący do jego. . .
patrona? I to. . . Wstałem, podszedłem do ołtarza i ująłem miecz Corwina.
To jest prawdziwe. Oglądałem Grayswandira z bliska, dotykałem go, trzymałem.
To on. Do czego zmierzam: mój ojciec zaginął, a kiedy ostatni raz go widziałem,
nosił tę klingę. Czy uwięzienie patrona byłoby zgodne z założeniami kultu?
Nigdy o czymś takim nie słyszałam zapewniła. Ale nie widzę prze-
ciwwskazań. Wielbi się przecież ducha danej osoby. Nie ma powodów, żeby samej
osoby nie uwięzić.
Albo zabić?
Albo zabić zgodziła się.
Odwróciłem się od ołtarza.
Zatem, choć to fascynujące, nie pomaga mi w poszukiwaniach.
Ruszyłem do niej, idąc po tym, co musiało być reprezentacją Amberu, styli-
zowaną jak rysunek na kaukaskich dywanach w czarnych i białych kafelkach,
z mozaiką Chaosu daleko po prawej stronie.
Musiałbyś spytać osobę odpowiedzialną za sprowadzenie tu miecza
oświadczyła wstając.
Spytałem już osobę, którą uważałem za odpowiedzialną. Nie uzyskałem
zadowalającej odpowiedzi.
Wziąłem ją pod ramię i skierowałem w stronę przejścia na drzewo. Nagle
znalazła się bardzo blisko.
Chcę służyć nowemu królowi, jak tylko potrafię zapewniła. I cho-
ciaż nie mogę przemawiać w imieniu całego rodu, jestem przekonana, że Hendra-
ke owie pomogą ci wywrzeć nacisk na osobę odpowiedzialną.
Dzięki rzuciłem, gdy się objęliśmy. Jej łuski były chłodne. Jej kły roze-
rwałyby moje ludzkie ucho, lecz w demonicznej formie tylko pieściły. Zwrócę
się do ciebie, jeśli będę potrzebował pomocy w tej sprawie.
Zwróć się do mnie i tak.
Przyjemnie było ją obejmować i być obejmowanym. Tym się zajmowaliśmy,
gdy dostrzegłem ruch w okolicy przejścia.
Merlinie!
Glait!
Isstotnie. Dosstrzegłam, że idziesz tutaj. W ludzkiej czy demonicznej for-
mie, małego czy dorossłego, zawsze cię poznam.
115
Co to jest, Merlinie? zdziwiła się Gilva.
Stara przyjaciółka wyjaśniłem. Glait, poznaj Gilvę. I vice versa.
Miło mi. Przyszłam cię osstrzec, że ktoś się zbliża.
Kto?
Księżna Dara.
Ojej! zawołała Gilva.
Domyślasz się, gdzie jesteśmy zwróciłem się do niej. Zachowaj to
dla siebie.
Cenię swoją głowę, panie. Co robimy?
Glait, do mnie rzuciłem.
Klęknąłem i wyciągnąłem rękę. Wsunęła się i ułożyła wygodnie. Wstałem
i drugą ręką chwyciłem Gilvę. Wysłałem do spikardu nakaz woli.
I zawahałem się.
Nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy naprawdę, fizycznie, w sensie geo-
graficznym. Przejście może człowieka przerzucić za ścianę albo tysiące kilome-
trów od punktu początkowego. . . albo gdzieś w Cień. Skoro nie chcemy korzystać
z przejścia, trochę potrwa, nim spikard zdoła określić naszą pozycję i znalezć dro-
gę powrotną. Byłem pewien, że za długo.
Mógłbym go wykorzystać i uczynić nas niewidzialnymi. Obawiałem się jed-
nak, że czarnoksięskie zmysły matki wykryją naszą obecność na poziomach wy-
kraczających poza czysto wizualne.
Stanąłem przed najbliższą ścianą i zmysłami sięgnąłem poza nią, wzdłuż linii
siły spikarda. Nie znajdowaliśmy się pod wodą, nie dryfowaliśmy po morzu lawy
ani w ruchomych piaskach. Miałem wrażenie, że otacza nas las.
Wobec tego podszedłem do ściany i przemieściłem nas.
Po kilku krokach, pośrodku cienistej polany, obejrzałem się za siebie. Zoba-
czyłem porośnięte trawą zbocze wzgórza. %7ładen śpiew nie dobiegał z głębi. Stali-
śmy pod błękitnym niebem, a pomarańczowe słońce zbliżało się do szczytu swej
drogi. Wokół rozbrzmiewały głosy ptaków i brzęczenie owadów.
Szpik! zawołała Glait, odwinęła się z mojego ramienia i zniknęła w tra-
wie.
Nie odchodz daleko! syknąłem, starając się nie podnosić głosu. Odsze-
dłem z Gilvą od wzgórza.
Merlinie powiedziała. Jestem przerażona tym, czego się dowiedzia-
łam.
Jeśli ty nikomu nie powiesz, to ja też nie zapewniłem. A gdybyś
wolała, to zanim odeślę cię z powrotem na pogrzeb, mogę usunąć ci z pamięci te
wspomnienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]