[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co mówiłeś. Przyjmujecie tutaj mniej pacjentów. Nie
potrzebujeszwSaipaażtrzechlekarzy, ajedenwAsan-
baghto za mało. Wżadnymwypadku...
- Wiem- przerwał jej - że przemawia przeze mnie
egoizm, ale chyba lubię, gdyjesteś wpobliżu. Strasznie
długo przebywałemzupełnie sam.
Jego nieoczekiwane wyznanie sprawiło, że Helen na
chwilę zapomniała o swojej niechęci. Matt przesiadł się
bliżej, a ona poczuła na policzkachzdradzieckie ciepło.
Natychmiast przypomniała sobie jednak jego wstrętne
insynuacje. Według Matta leciała na każdego mężczyz-
nę - na Johna, na Ashoka. Skoro uważał ją za osobę
amoralną, to absolutnie nie mogła się zdradzić, że tak
na nią działał. Biedaczek, pomyślała ze złością. Poczuł
się samotnyi pragnie towarzystwa.
janessa+endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
76
-Ja... to znaczy... - Wzruszyła bezradnie ra-
mionami.
- Wybacz, jeśli wprawiłem cię w zakłopotanie.
- Matt uniósł palcemjej brodę i spojrzał woczy.
- Jesteś wyjątkowo atrakcyjną kobietą. Częściowo
dlatego obawiamsię o twoje bezpieczeństwo w Asan-
bagh.
- Przecież... nie możesz... - Znów się zająknęła, bo
pieszczotliwy dotyk jego ręki całkiemją rozpraszał. Nie
wątpiła, że Matt prawi komplementy, aby skłonić ją do
pozostania wSaipa. Chciała raz na zawsze zakończyć
ten spór, lecz nie miała pojęcia, jak tego dokonać.
Odwróciła głowę, słysząc czyjeś głosy.
- Rozumiem, że to koniec zawieszenia broni? Przed-
stawię ci teraz moich współpracowników. - Wstał
i chwyciwszy jej rękę, pociągnął Helen za sobą.
- Cześć, Mitu, znalazłeś tego człowieka? - zapytał.
- Na szczęście tak - odparł z dumą młody lekarz.
Na jego lśniącej twarzy pojawił się radosny uśmiech.
- Jest już w szpitalu. Mamy też mnóstwo chorych
czekających w kolejce. Wrócili wszyscy, którzy byli
tutaj rano.
- Pomożemy ci - obiecał Matt. - A to jest doktor
Renshaw. Przyjechała asystować Johnowi wAsanbagh.
Zapoznaję ją z naszymi warunkami.
Mitu nieśmiałoujął jej dłoń.
- Jaksię pani miewa?
- Bardzo mi miło, że tu jestem - wymruczała
równie stereotypową formułkę. Wciąż nie mogła przy-
wyknąć do oficjalnych zwrotów, tak często używa-
nych przez hinduski personel. - Gdzie przyjmujecie
pacjentów?
Mitu zaprowadził ją na tyły budynku. Duża plas-
tykowa płachta zapewniała niezbędny cień.
- Gupta, dlaczego nie ma pielęgniarki? - spytał
Mitu.
- Shila zaraz tu będzie. - Jego pomocnik już ot-
wierał wielkie metalowe pudło z opatrunkami.
janessa+endra
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
77
Przez następne kilka godzin pięć osób pracowało
bez przerwy. Wkońcu kolejka skurczyła się do kilku
osób.
- Helen, mógłbymzostawić tutaj ciebie i Guptę?
- spytał Matt. - Chciałbymz Mitu zobaczyć Kai, tego
pacjenta z trądem.
Skinieniem głowy wyraziła zgodę. Wiedziała, że
Matt jest zmęczony i niewyspany.
- Przyjdz donas, jaktu skończysz - poprosił.
- WezmiemyShilę, żebyją zapoznać z terapią - dodał.
Helen była zadowolona, że Matt pozostawił jej
swobodę działania. Z pomocą Gupty szybko i sprawnie
udzieliła pomocy nielicznej już grupie chorych.
- Może posprzątamrazemz tobą? - zaproponowa-
ła, choć nie wiedziała, gdzie należy schować zapasy
leków i sprzęt. Nie chciała jednak tego obowiązku
zwalić wyłącznie na głowę Hindusa. Lecz Gupta oświa-
dczył, że porządkami zajmie się sam.
Znalazła wszystkich w małym pokoiku, tuż przy
wejściu do szpitala. Byli tak pochłonięci omawianiem
leczenia, że wpierwszej chwili nikt Helen nie zauważył.
Matt podniósł nagle wzrok, jakby wyczuł jej obecność
i uśmiechnął się ciepło. Serce Helen zabiło mocniej.
- Mamy do czynienia z niezmiernie trudnymprzy-
padkiem. - Matt posunął się, aby zrobić jej miejsce
obok siebie. - Obecnie często udaje namsię postawić
diagnozę bardzo wcześnie. Dzięki temu terapia przy-
nosi pożądane skutki i objawy cofają się. W tym
stadiumchoroby to niestety niemożliwe.
- Ale reżimleczniczy jest taki sam, prawda? - Helen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]