[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyciągało, żeby zdobyć potrzebne informacje. - Zamilkł, a gdy znów się odezwał,
można było odnieść wrażenie, że każde słowo przychodzi z trudem. - Ale później posta-
nowiłem kochać się z tobą, ponieważ nie mogłem się powstrzymać.
Chociaż serce zabiło jej mocniej, a puls przyspieszył, nie chciała ryzykować kolej-
nego zranienia. W milczeniu czekała na kolejne słowa.
- Gdy byliśmy razem, zapominałem o Peterze. Przez ciebie... przez to, jak na mnie
działałaś, nie mogłem realizować swojego idealnego planu.
- Idealnego? - rzuciła gniewnie. - Chyba bezwzględnego.
- To prawda. Jestem bezwzględny. Bezwzględny i arogancki. Nie miałem prawa
potraktować cię tak, jak to zrobiłem. Powinienem był ci wyznać, kim naprawdę jestem,
kiedy tylko się poznaliśmy.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś? - zapytała, nieruchomiejąc z napięcia.
- Ponieważ spodziewałem się, że będziesz taka jak wszystkie kochanki Petera:
piękna, elegancka i pusta. Zamiast tego poznałem dziewczynę, która próbowała ugasić
pożar wężem ogrodowym. Dziewczynę, która nawet w kłębach dymu nie straciła hartu
ducha i potrafiła mi rozkazywać bez zająknięcia. Kobietę, którą mógłbym pokochać. W
jednej chwili straciłem zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Wmawiałem sobie, że mam
wszystko pod kontrolą, ale tak nie było.
Taryn zbladła. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Sądziła, że otępiały umysł
płata jej figle.
- Sam jestem sobie winien - przyznał odważnie - ale nie wierzyłem, że potrafię ko-
chać. Przez cały czas wmawiałem sobie, że rozkochuję cię w sobie wyłącznie dlatego, że
chcę poznać okoliczności śmierci Petera. Myliłem się jednak i to bardzo. Z każdym ko-
lejnym dniem zakochiwałem się w tobie coraz bardziej, chociaż nie chciałem tego zaak-
ceptować. Chociaż wciąż zamierzałem zapytać cię o Petera, tak naprawdę wcale tego nie
chciałem.
Cade zaczął krążyć przy oknie. Taryn również nie mogła usiedzieć w miejscu,
wstała, ale nie zdołała ruszyć się dalej. Obserwowała Cade'a, który w pewnym momencie
przystanął i spojrzał na ogród pogrążający się w mroku.
- Kocham cię, Taryn. Odesłałem cię do Nowej Zelandii, ponieważ potrzebowałem
czasu, by pogodzić się z tym, czego dowiedziałem się o swoim bracie. Musiałem też od-
wiedzić matkę. Ale teraz już wiem, że nie potrafię bez ciebie żyć. Dlatego przyjechałem.
Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Napięcie między nimi było niemal
namacalne. Chociaż mu wierzyła, paraliżował ją strach. Bardzo wolno wypuściła powie-
trze, dając przy tym upust tłumionym emocjom.
- Czułam, że łączy nas coś wyjątkowego. Nie potrafiłam tego nazwać, ale nie mia-
łam wątpliwości, że przybiera na sile z każdą sekundą. Gdybym nie wierzyła, że jest
między nami coś więcej niż pożądanie, nigdy bym ci nie uległa.
Bez zastanowienia pokonał dzielącą ich odległość. Stanął przed nią i wbił w nią
spojrzenie. Potem głębokim głosem zapytał:
- Jesteś pewna?
- Tak. Ten czas, który spędziłam bez ciebie, utwierdził mnie w przekonaniu, co do
ciebie czuję. - Uśmiechnęła się niepewnie. - A ty?
- Zasługujesz na więcej, niż mogę ci dać. Jednak postaram się ze wszystkich sił
podarować ci szczęście. Potrzebuję cię, Taryn. Jesteś moją nadzieją na lepsze życie.
Gdy porwał ją w ramiona, do oczu napłynęły jej łzy.
- Nie płacz, najdroższa. Już nigdy cię nie opuszczę.
Zaśmiała się cicho, tuląc się do niego, po czym zamarła. Spojrzała na niego z po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]