[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posterunku. Ostrożnie się odwróciłam i rzuciłam okiem na budzik. Jeśli chciałam dopaść
Harmona jeszcze tego dnia, musiałam się pośpieszyć.
Przez chwilę walczyłam z sennością, która zniknęła jak ręką odjął, gdy przypomniałam
sobie obietnicę złożoną podczas jazdy powrotnej z New Village: dowiem się, kto mnie
wrobił, i urządzę gościa aż miło.
Zerwałam się z łóżka, wskoczyłam za kierownicę oldsmobila i niedługo potem
zmierzałam już w stronę Górnego Manhattanu.
ROZDZIAA DWUDZIESTY DRUGI
Harmon był starszym panem, być może nawet rówieśnikiem Yonaha, ale różnili się jak
niebo i ziemia. Choć obaj zażywali rozmaite świństwa od najdawniejszych czasów, po Rossie
poznać było każdą działkę, podczas gdy Harmon wciąż prezentował się jak klasyczny
dżentelmen, co bardzo mu pomagało w zarabianiu na nałóg. Jakby nigdy nic wślizgiwał się
do ekskluzywnych restauracji i hoteli, skąd wynosił wszystko, co nie zostało przybite do ścian
ani przyśrubowane do podłogi. Jego łupem stawały się części garderoby należące do gości,
porcelana, zastawa dosłownie wszystko. Krążyła plotka, że Harmon jest po studiach i że
zanim wpadł w szpony hery, pisał książki. Jeśli nawet tak było, musiały to być bardzo odległe
dzieje, z czasów jeszcze przed moim urodzeniem. Teraz zajmował się wyłącznie kradzieżą i
ćpaniem, no i przesiadywaniem w kawiarni na Westside, gdzie każdego póznego popołudnia
spożywał kolację, czekając na swych klientów. Ktokolwiek został przezeń obrobiony w ciągu
ostatniej doby, mógł tam przyjść i dobić z nim targu, odzyskując swą własność po rozsądnej
cenie.
Lokal ten wypełniali niemal wyłącznie złodzieje, dziwki i narkomani, z których sporą
część dobrze znałam. Kiedy weszłam, skinieniem przywitała mnie Kate siedząca jak smutna
gracja z podbitym okiem i swym alfonsem, Jackiem Elegancikiem. Mężczyzna uchylił
kapelusza. Siedzący nieopodal John Kapelusznik i John Humpty-Dumpty, pamiętający
jeszcze wprowadzenie ustawy antynarkotykowej Harrisona, unisono pożyczyli mi miłego
dnia. Niewykluczone, że wiedzieli co nieco o losach McFalla, i chętnie bym się do nich
przysiadła, ale powstrzymała mnie obawa o mój portfel, zegarek i spinki do włosów.
Przeciskałam się więc dalej w głąb lokalu, szukając wzrokiem Harmona. Siedział na samym
końcu sali, tuż przy wejściu na zaplecze.
Josephine! poderwał się z miejsca na mój widok.
Na blacie przed nim stała filiżanka kawy i talerz z puddingiem ryżowym. Poczułam,
jak do ust napływa mi ślinka. Zanim więc usiadłam obok niego, zamówiłam przy barze talerz
grillowanych kurzych skrzydełek i parę bajgli i nie odeszłam stamtąd, dopóki nie dostałam
wyżerki. Dopiero wtedy, balansując tacą, wróciłam do Harmona.
Josephine zaskrzeczał. Wyglądasz okropnie. Nie mów mi, że znów zaczęłaś
brać...
Pokręciłam głową, rzucając się najedzenie. Ono także wyglądało okropnie, ale mimo
to pałaszowałam, aż mi się uszy trzęsły. Pomiędzy kęsami wyjaśniłam Harmonowi, że są
gorsze rzeczy od heroiny, i opowiedziałam mu o swych ostatnich perypetiach, czym prędzej
przechodząc do sedna.
Jerry McFall... powtórzył za mną. Gliny już mnie o niego wypytywały.
Wczoraj... a może to było przedwczoraj?... Powiedziałem im wszystko, co wiedziałem, czyli
nic. Rzecz jasna o tobie także nie wspomniałem zapewnił mnie szybko, po czym się
zadumał. Wiesz, wcale mnie nie dziwi, że ten dupek nie żyje. Jakiś czas temu kupiłem od
niego trochę towaru i tyle w nim było mleka w proszku, że praktycznie nie nadawał się do
użytku. Oczywiście uderzyłem w krzyk przy najbliższej okazji, chociaż nie spodziewałem się,
że zechce mi zwrócić pieniądze, ale on ku mojemu zdziwieniu zaproponował, żebyśmy się
spotkali za parę dni w Happy Hour , i obiecał, że coś wymyśli, żeby wilk był syty i owca
cała... Przebąkiwał, że ma na zbyciu czyściusieńki towar i że może mi odpalić gram za darmo,
wyobrażasz to sobie, Josephine? Happy Hour to ta okropna speluna na Czterdziestej
Drugiej Ulicy i trochę się bałem tam iść, ale z drugiej strony gra była warta świeczki. Tyle że
kiedy tam w końcu poszedłem, on był w towarzystwie swoich kolesiów i spuścił mnie.
Zaczepiłem go dopiero, kiedy wychodził, no i tak jak przewidywałem, nie miał niczego ze
sobą. Na odchodnym powiedział mi, że może jutro uda mu się coś dla mnie skombinować, no
ale cóż, jutro dla niego nigdy nie nadeszło... Mówię w przenośni rzecz jasna, bo z tego co
wiem, ukrywał się jakiś czas w Brooklynie, nim go sprzątnęli.
Wysłuchałam wszystkiego w milczeniu, zjadając każde skrzydełko i zagryzając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]