[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, nigdy mnie nie widział. Podsunął mu tę myśl jeden ze znajomych z pubu
Damnation, Degradation and Death . Nic nie znaczący złodziejaszek, który dla mnie
pracował. Uprzedzałem pana, inspektorze... grzebie się pan w śliskich sprawach. Nie
będę tonął samotnie.
Dobelyou wyglądał na zadowolonego z siebie.
Czy potwierdza to pan, Filipie? zapytał Higgins.
Młody człowiek milczał niewzruszenie.
A pan, sir?
Profesor był mocno zakłopotany.
Ten wypadek wydaje mi się bardzo osobisty...
Nie zgadzam się zaprotestował Higgins. Musimy poznać prawdę, aby zro-
zumieć zachowanie pańskiego syna. Czy wyniósł on archeologiczny obiekt z pańskiego
biura w British Museum?
Tak potwierdził lord Mortimer zgaszonym głosem. Bardzo szybko się zo-
rientowałem, J.J. Battiscombe poinformował mnie o niespodziewanej wizycie syna,
pewnego wieczoru, kiedy uczestniczyłem w konferencji. Filip nie interesował się egip-
tologią. Wypytałem go i przyznał się do nieszczęsnego kroku. Twierdził, że zdążył
wydać wszystkie pieniądze. Zabroniłem mu przekraczać próg mego biura. Frances wie-
działa o tym zdarzeniu.
Kto dał mu klucz tego wieczoru? dopytywał się Higgins. Pan, panie
Battiscombe?
Myślałem, że postępuję właściwie odparł nocny strażnik. Syn lorda
Mortimera, rozumie pan... ale uprzedziłem jego ojca!
Nie rozumiem, panie Battiscombe! Zapomniał pan nawet zapisać wizytę Filipa
w rejestrze...
Myślałem, że uczciwość rodziny Mortimerów...
Mam wrażenie, że zapomniał pan, iż Scotland Yard prowadzi śledztwo w spra-
wie zabójstwa. Fałszywe zeznania są również ciężkim przestępstwem. Zwłaszcza jeżeli
ukrywa się zasadnicze sprawy.
J.J. Battiscombe zbladł.
To prawdopodobnie przy tej okazji ciągnął Higgins Filip Mortimer zro-
bił odciski niezbędne do wykonania drugich kluczy. Nie konsultował się w tej oprawie
z panem, panie Dobelyou, ani osobiście, ani przez pośredników?
121
Absolutnie! odparł Dobelyou. Już panu mówiłem, że nie interesują mnie
egipskie starocie.
Sam pan sobie przeczy zauważył Higgins. Przecież za dobrą cenę sprze-
dał pan statuetkę wyniesioną przez Filipa Mortimera... Egipskie figurki są być może ła-
twiejsze do sprzedania niż pan twierdzi. Nawet mumia...
William W. Dobelyou wolał milczeć. Higgins wstał i podszedł do Filipa Mortimera.
Przemówił do niego prawie ojcowskim tonem.
Nic mi nie było wiadomo o tej starej historii. Kradzież... a być może ta droga za-
wiodła pana jeszcze dalej. Jest pan świetnym strzelcem, łatwo było to sprawdzić na
strzelnicy. A zabójca Frances Mortimer użył broni palnej. W pańskiej kolekcji starej
broni znajdował się jeden raczej zaskakujący egzemplarz. Współczesny rewolwer, zu-
pełnie banalny. Skąd on pochodzi, panie Mortimer?
Filip z uporem wpatrywał się w podłogę. Nadinspektor Marlow stanął u jego boku.
Panie Mortimer, nie może pan dłużej milczeć... Czy zdaje sobie pan sprawę, co to
może oznaczać?
Chłopak podniósł w końcu głowę, jakby budził się z letargu.
Możecie sobie oskarżać mnie, o co tylko się wam podoba powiedział urywa-
nym głosem. Jest mi wszystko jedno.
Broń zbrodniarza nie została odnaleziona dorzucił Higgins. Rewolwer,
który znalazłem w pańskiej kolekcji, został zbadany w Scotland Yardzie. To nie tą bro-
nią posłużył się zabójca. A jednak...
Spojrzenia wszystkich uczestników zawisły na ustach Higginsa.
A jednak, panie Mortimer, miał pan czas zastrzelić Frances Mortimer, wyjść z biu-
ra, zamknąć drzwi i przywołać pomoc. Doskonały scenariusz zabicia kobiety, którą pan
kochał, a która kategorycznie odmówiła panu swych względów.
Filip Mortimer nagle się zmienił. Miejsce apatii zajęła furia.
Jeszcze jedno słowo, a uduszę pana!
Scott Marlow przytrzymał chłopaka, który chciał rzucić się na Higginsa.
Niech się pan uspokoi, panie Mortimer!
Sir John Arthur był wstrząśnięty tym, co odkrywał. Niewzruszony Higgins zaczął
przechadzać się po laboratorium.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]