[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamknęłaś się tutaj. Ale każdy, komu naprawdę na tym zależało, mógł się
dostać do środka. Chodzmy do Maelgi. Przygotuje nam jakąś kolację.
Uśmiech przemknął jej po twarzy i wygładził ostre rysy.
Widzę, że jesteś mądry, mój Tamie. Ja straciłam wszystko, a ty jesteś wład-
cą w trudnej sytuacji, którego ważni doradcy i przywódcy biegają po lesie za
cudownymi zwierzętami. Nie wiem, co przyniesie nam obojgu dzień jutrzejszy.
Ale dzisiaj jestem głodna i uważam, że powinniśmy coś zjeść.
Poszli razem srebrzystowłosa czarodziejka i młody król, pomiędzy wysoki-
mi, szumiącymi cicho drzewami; za nimi mgły przetaczały się po zboczach góry
Eld i skrywały nagi, grozny szczyt. Maelga powitała ich, śmiejąc się i płacząc
równocześnie, włosy miała skręcone w dzikie loki. Zostali do pózna, aż zmierzch
niby dym przesączył się spomiędzy drzew, a księżyc popłynął wśród gwiazd nad
Eldwoldem jak srebrny statek bez masztu.
Tam wrócił w końcu do domu w towarzystwie zmęczonych gwardzistów. Sy-
bel siedziała w milczeniu przed kominkiem Maelgi, z kubkiem grzanego wina
w dłoniach. Oczy miała nieruchome; patrzyła w głąb siebie. Maelga kołysała się
w fotelu, a pierścienie na jej palcach odbijały błyski światła świec.
Jaka to spokojna kraina bez swoich wojowników odezwała się wresz-
cie. Jak zagubione dziecko. Kobiety w Sirle śpią dzisiaj samotnie, a dzieci
zasypiają bez ojców. Czy powrócą?
Nie wiem szepnęła Sybel. Nie znam już myśli tych bestii. Nie po-
trafię się o to martwić. Wydaje mi się, że miałam sen. . . tyle że żaden sen nie może
tak głęboko zranić ani trwać tak bez końca. Maelgo, jestem jak znużona ziemia
po bitwie, skuta mrozem. . . Nie wiem, czy kiedyś wyrośnie ze mnie jeszcze coś
zielonego i żywego. . .
Bądz dla siebie łagodna, moja biała. Chodz ze mną jutro do lasu. Będziemy
zbierały czarne grzyby i zioła, które skruszone w palcach dają magiczny zapach.
Poczujesz ciepło słońca na włosach, ziemię pod stopami, wiatr pachnący śniegiem
z ukrytych miejsc na górze Eld. Bądz cierpliwa, jak zawsze trzeba być cierpliwym
z nasionami zakopanymi w ciemnej ziemi. Kiedy nabierzesz sił, znów przyjdzie
pora na myślenie. Na razie wystarczą uczucia.
Dniem i nocą przemykały razem przez bezczasową ciszę, której Sybel nie
próbowała oceniać. Aż pewnego dnia ocknęła się wpatrzona w nieruchomą pla-
mę światła na podłodze; milczące kamienie wyrastały wokół, a gdzieś wewnątrz
zbudziło się maleńkie nasienie niepokoju. Ruszyła przez nieruchomy dom, przez
puste ogrody; przystanęła na brzegu łabędziego jeziorka, by popatrzeć, jak małe
142
ptaki piją wodę. Ominęła je i zeszła do jaskini Gylda, gdzie oczami duszy znów
go zobaczyła, zwiniętego w ciemnościach, a głos jego myśli zaszeleścił w umy-
śle, wilgotne kamienie otaczały jednak tylko pustkę, która nie miała głosu. Sybel
odwróciła się plecami do ciszy i zawróciła ku wędrownym jesiennym wiatrom
podążającym jasnymi ścieżkami po zboczach Eldu.
Wróciła do domu i usiadła w pokoju pod kopułą. Znowu zaczęła szukać, po-
przez Eldwold i poza Eldwoldem wołając Liralena. Mijały godziny, gwiazdy za-
mrugały nad kopułą. Sybel zagubiła się w wołaniu. Czuła, jak jej moc budzi się
i wzmacnia umysł. Przed świtem, kiedy księżyc zaszedł, a gwiazdy zblakły na
niebie, ocknęła się i wstała sztywno. Otworzyła drzwi, stanęła w progu. W powie-
trzu wisiał zapach wilgotnej ziemi i cichych, mokrych od rosy drzew. I wtedy za
otwartą bramą zobaczyła, jak Coren zeskakuje z siodła i prowadzi wierzchowca
na dziedziniec.
Wyprostowała się, czując nagłą suchość w gardle. Zatrzymał się, kiedy zauwa-
żył. Oczy miał nieruchome, wyczekujące. Odetchnęła głęboko i jakoś odzyskała
głos.
Coren. . . Wołałam Liralena.
Przywołałaś mnie. Umilkł, wciąż czekając.
Proszę. . . wejdz.
Zostawił konia w bocznej szopie i usiadł obok Sybel przed zimnym paleni-
skiem. Zwiece płonęły w półmroku. Zbudziły się wspomnienia. . .
Sybel szybko odwróciła głowę.
Jesteś głodny? Musiałeś jechać przez całą noc. A może zatrzymałeś się
w Mondorze?
Nie. Wczoraj po południu wyjechałem z Sirle. Wpatrywał się w nią, aż
wreszcie uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Jego głos utracił nieco swego chło-
du.
Jesteś taka szczupła. . . Co robiłaś?
Sama nie wiem. Szyłam, pieliłam, szukałam z Maelgą ziół. . . A potem,
wczoraj, pierwszy raz usłyszałam, jak cicho jest w domu, jak pusto. . . Dlatego
znowu zaczęłam wołać. Nie. . . nie chciałam cię niepokoić.
A ja nie chciałem być niepokojony. Kiedy obudziłem się tamtej nocy i zo-
baczyłem, że zniknęłaś, nie sądziłem, że znowu usłyszę twój głos, który mnie
wzywa. Bracia gniewali się na mnie, że się z tobą pokłóciłem. Mówili, że ode-
szłaś, bo zachowałem się nierozsądnie.
Nie dlatego uciekłam.
Wiem.
Zacisnęła palce na poręczach fotela.
Co wiesz? szepnęła, szeroko otwierając oczy.
Odwrócił głowę i zapatrzył się w zimny kominek.
143
Domyśliłem się odparł znużonym głosem. Nie tego ranka, ale póz-
niej, w te ciche, spokojne dni, kiedy czekałem na powrót braci. Słyszałem o nagłej,
niezwykłej śmierci Drede a, o dowódcach wojsk Eldwoldu znikających w dniu bi-
twy. Cała kraina aż brzęczała od plotek nie do uwierzenia: o jasnych zwierzętach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]