[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komicznem, i od śmieszności tej nie mogło nas uwolnić nic gdybyśmy byli
łącznemi siłami przesadzili jednym susem wodospad Niagary, gdybyśmy bez popasu
dotarli byli do zródeł Nilu, albo gdybyśmy chyżością i śmiałością lotu
wyprzedzili byli kulę. działową, w szarży na pozycję dwa razy mocniejszą od
Somo-Sierry, bylibyśmy niezawodnie zarobili na nieśmiertelną sławę u potomności,
ale współczesny nam p. Jakób, eks-wachmistrz go pułku ułanów, i jeszcze
bardziej współczesna nam panna Elwira Starowolska, byliby w nas widzieli zawsze
tylko pobudzającą do śmiechu ultra-prozaiczną karykaturę Centaura. Nie lepiej
wiodło mi się z tańcem i z myśliwstwem. Ile razy puściłem się mazura, pan Jakób
twierdził, że potrzeba zawołać chirurga, bo widocznie połknąłem jedną z wież
kościoła ławrowskiego, a przynajmniej rubel od siana ile razy ubiłem lub
postrzeliłem zająca, i zmuszony byłem opowiadać szczegóły tego bohaterskiego
czynu, borykałem się rozpaczliwie, ale niefortunnie z terminologją myśliwską;
jeżeli nie wspomniałem nic o jego nogach, albo uszach to niezawodnie trafiłem
go w serce, a tymczasem pokazało się, że tradycja temu przeklętemu gryzoniowi
odmawia wszystkich tych części ciała i przypisuje mu natomiast skoki, słuchy,
komorę itd. Nikt nie uwierzy, ile miałem serdecznych zmartwień z powodu takich
drobiazgów, i jak okrutną, niedobrą, umiała nieraz być Elsia przy takiej
sposobności. Znienawidziłem powoli, w głębi mej duszy, dnie pogodne, począłem
kochać słotę i pragnąć, aby trwała jak najdłużej, bo wówczas ustawały moje męki
siadywało się długo przy stole w pokoju jadalnym, albo w salonie pani Staro
wolskiej, rozmowa o koniach, chartach i strzelbach bywała prędko wyczerpaną, i
mówiło się przecież o czemś innem... Elsia stawała się senzatką, słuchała
wszystkiego uważnie, popisywała się czasem swoją erudycją z pensjonatu
wyniesioną, a nieraz, gdy zostałem sam z nią i z Józiem, wszczynaliśmy poufną
pogadankę o rozmaitych romansidłach francuskich, składających bibljotekę pani
Starowolskiej, a przez nas pilnie wertowanych. Nie było tam broń Boże, nic
złego: Walter Scott i Bulwer w tłumaczeniu, Dumas ojciec, Eugenjusz Sue, Balzac
i coś trochę pani George Sand, wszystko bardzo romantyczne i uczuciowie, i
najzupełniej wystarczające do zrobienia nieporządku w piętnastoletnich i
czternastoletnich głowach. Und es will mir schier bedunken, że w jednej i w
drugiej może głowie, biorącej udział w owych poufnych gawendach, wszczął się
wówczas jakiś mały nieporządek... Ach, Elwira była tak dobrą, tak słodką, tak
łagodną, gdyśmy trafili na ten temat
taki jakiś smęt rozlewał się po jej przecudnej twarzy jak w bajdzie
szkockiej blask księżyca skąpany w górskiem jeziorze, lub kąpiący szczyty
Grampianu i baszty starożytnych zamków w srebrzystem swem świetle, taki urok
nęcił tajemniczo z jej oczu, i zwała się Elwira, i u stóp naszych szumiała
wezbrana rzeka, i czerniły się nad nią gigantyczne skały, i w dali sterczały
zwaliska zamku, i mieliśmy niebezpiecznych lat piętnaście i szesnaście, a od
tygodnia lało jak z cebra i pies z sąsiedniej wsi nie zabłąkał się do Starej
Woli, ona zaś z pensjonatu przybyła na wakacje, podczas gdy ja z krwią zielonej
"Erin" odziedziczyłem należną, dozę północnego marzycielstwa!... Ztąd to
niezawodnie brały się w mojej głowie problemata, na które ani Pitagoras ani
Gauss nie wynalezli formułki, ztąd brały się u niej Pewne westchnienia, i
spojrzenia, i pól-wyznania nieokreślonej jakiejś tęsknoty... I ztąd potem,
gdyśmy szli z Józiem na spoczynek do naszego pokoju, z niewytłumaczonej mi
przyczyny czułem się szczęśliwym kochałem Józia, kochałem świat cały, nawet p.
Klonowskiego i Gucia, i miewałem pózniej sny rozkoszne, a w uszach brzęczała mi
melodja starej piosneczki o zakochanym, ubogim rycerzu i o jasnowłosej córce
lorda z Kenmare, którą, niegdyś nuciła wieczorami ta, która z nieba teraz
patrzyła na mnie...
Odwrotną stronę medalu stanowiły dnie pogodne Z walecznego rycerza mgły i
promieni księżycowych, stawałem się znowu "księdzem kapelanem" albo "panem
doktorem", ze smętnej pensjonarki, Elsia stawała się modną, damą. i amazonką, co
chwila spotykało mig jakieś zmartwienie, a wieczór, idąc spać, irytowałem
poczciwego, wesołego Józia moim kwaśnym humorem gdyśmy zgasili światło i gdy
oddałem się kontemplacji, kończyła się ona łzami i innemi symptomatami,
zapowiadającemi bliskie pęknięcie serca, które na szczęście nigdy nie następuje,
bo inaczej każdy romans kończyłby się na czwartej swojej stronicy. Sny miewałem
ponure, grobowe, i dopiero gdy już na serjo zdawało mi się, że umrę z bolu, na
pół ockniony widywałem chylącą, się ku mnie główkę dziecięcia o ciemnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]