[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rusanymi policzkami.
Jaki tatuS? Ja nie mam ¿adnego tatusia.
Rachel ze zrozumieniem skinêÅ‚a gÅ‚ow¹.
Ja te¿ ju¿ nie mam ojca. Ale nie traæ nadziei. Krewni, którzy siê
tob¹ opiekuj¹, te¿ mog¹ ci kupiæ jak¹S zabawkê na Bo¿e Narodzenie.
A pani coS nam kupi? spytała dziewczynka.
ChÅ‚opiec, najwyraxniej urodzony handlowiec, wtr¹ciÅ‚:
40
Pani jest taka Sliczna& Pani kupi! BySmy byli bardzo wdziêczni.
Rachel rozeSmiaÅ‚a siê. OSmielone dzieci podeszÅ‚y bli¿ej.
Chêtnie bym wam coS kupiÅ‚a, ale caÅ‚y mój maj¹tek mieSci siê
tutaj wskazaÅ‚a na swoj¹ wystrzêpion¹ torbê. Obawiam siê, ¿e wy-
starczy mi tylko na opÅ‚acenie noclegu, zanim dotrê do domu.
Dziewczynka kiwnêÅ‚a gÅ‚ow¹ z rezygnacj¹.
ChÅ‚opiec jedynie patrzyÅ‚. Na Rachel, potem na torbê&
Zanim siê zorientowaÅ‚a, pchn¹Å‚ j¹ i zacz¹Å‚ uciekaæ. Dziewczynka
rzuciÅ‚a siê za nim, zarazem wystraszona i rozbawiona. Zszokowana Ra-
chel zdaÅ‚a sobie sprawê, ¿e ukradli jej torbê.
Ja wam poka¿ê! krzyknêÅ‚a ze zÅ‚oSci¹. ZakasaÅ‚a spódnicê i rzu-
ciÅ‚a siê w pogoñ. Kto wie, czy jej nie uciekn¹& Z pewnoSci¹ znali ciemne,
krête ulice na zapleczu Broadwayu lepiej ni¿ ona. No, ale ona byÅ‚a zna-
komit¹ biegaczk¹, zaprawion¹ w dÅ‚ugich marszach po Sniegu i grz¹skich
moczarach, a poza tym wpadÅ‚a we wSciekÅ‚oSæ. CaÅ‚y strach i energia, ja-
kie nagromadziÅ‚y siê w niej w ci¹gu szeSciomiesiêcznej podró¿y stat-
kiem, w tłumie ludzi, w jednej chwili eksplodowały.
Ty Å‚obuzie! Ty niegodziwy dzieciaku! krzyknêÅ‚a, Å‚api¹c chÅ‚op-
ca za koÅ‚nierz. Poczekaj no, zaraz ciê zaprowadzê do twoich opieku-
nów, ju¿ oni ci dadz¹ nauczkê!
WyrwaÅ‚a mu torbê. Dziewczynka, przera¿ona, przywarÅ‚a do swego
towarzysza.
Mog¹ mnie powiesiæ za zÅ‚odziejstwo, ale ja siê nie dam tak Å‚a-
two! wrzasn¹Å‚ chÅ‚opak.
To i mnie powiesz¹, Tommy. Nie puszczê ciê samego pisnêÅ‚a maÅ‚a.
Powiesz¹ ciê? Rachel a¿ zatkaÅ‚o ze zdziwienia. Dostaniesz
najwy¿ej baty, ale przecie¿ nikt ciê nie powiesi.
Policja mnie powiesi. Jeszcze siê uciesz¹ prychn¹Å‚ chÅ‚opak.
Rachel pokrêciÅ‚a gÅ‚ow¹. CaÅ‚a ta sytuacja wprawiÅ‚a j¹ w niemaÅ‚e zmie-
szanie. Dlaczego tutejsze dzieci kradn¹? Wszystkie eskimoskie dzieci, ja-
kie znaÅ‚a, byÅ‚y kochane i pieszczone a¿ do przesady. ¯adne nie musiaÅ‚o
kraSæ, bo dostawaÅ‚y od rodziców wszystko, czego potrzebowaÅ‚y.
Nie zaprowadzê ciê na policjê. Poka¿ mi tylko, gdzie mieszka
twoja rodzina. Ukarz¹ ciê tak, jak na to zasÅ‚ugujesz.
Moja rodzina? chÅ‚opiec byÅ‚ nie mniej osÅ‚upiaÅ‚y ni¿ przed chwi-
l¹ Rachel.
No, krewni, którzy siê tob¹ opiekuj¹. Wiem, ¿e nie masz ojca, ale
gdzie jest twoja matka?
UmarÅ‚a odparÅ‚ niemal obojêtnie.
Nie masz ¿adnej rodziny?
41
Mam siostrê wskazaÅ‚ gÅ‚ow¹ maÅ‚¹, która przywarÅ‚a do niego kur-
czowo.
Rachel patrzyła na nich ze zdumieniem.
Ale kto siê wami opiekuje? Kto was wzi¹Å‚ po Smierci matki? Prze-
cie¿ ktoS musiaÅ‚ siê wami zaj¹æ. Zawsze w takiej sytuacji ktoS zajmuje
siê dzieæmi. Kim s¹ ci ludzie?
A dlaczego ktoS by siê miaÅ‚ mn¹ zajmowaæ? twarz chÅ‚opca wy-
ra¿aÅ‚a szczere zainteresowanie.
Dlaczego? Rachel miaÅ‚a wra¿enie, ¿e uderzono j¹ w twarz. ChÅ‚o-
piec najwyraxniej nie znał czegoS takiego jak współczucie& Nie potra-
fiÅ‚a tego poj¹æ. Na Północy nie byÅ‚o sierot. Eskimosi adoptowali ka¿de
dziecko, które tego potrzebowało, i traktowali je jak dar od ich Boga, na
równi z wÅ‚asnymi dzieæmi. To niemo¿liwe, ¿eby w kraju pozÅ‚acanych
karuzeli, niezliczonych piekarñ i tylu niewyobra¿alnie bogatych ludzi
tych dwoje dzieci byÅ‚o pozostawionych na pastwê losu.
Mówcie prawdê. Muszê wiedzieæ. Kto siê wami zajmuje?
Nikt siê nami nie zajmuje. Nikt odpowiedziaÅ‚ chÅ‚opiec tak twar-
dym i zimnym tonem, ¿e Rachel poczuÅ‚a ból w piersi.
Nie rozumiem. Nie mogê w to uwierzyæ. Tak nie mo¿e byæ. Po-
wiedz prawdê& Jestem pewna, ¿e ktoS siê wami musi opiekowaæ
mówiÅ‚a przez SciSniête gardÅ‚o.
Ja siê nim opiekujê odezwaÅ‚a siê dziewczynka ledwie dosÅ‚y-
szalnym ze strachu głosem.
Rachel przypatrywaÅ‚a siê obojgu przez dÅ‚ugi moment. Ostatnia rzecz,
jakiej potrzebowała, to dwoje dzieci uczepionych jej spódnicy. Nie była
pewna, czy zdoÅ‚a siê zatroszczyæ o siebie sam¹, a có¿ dopiero o innych&
Nie mogÅ‚a jednak odwróciæ siê plecami od tych dwojga zbÅ‚¹kanych dzie-
ciaków. Nie post¹piÅ‚aby tak na Północy, nie zrobi tego i teraz.
WyprostowaÅ‚a siê i ScisnêÅ‚a mocno r¹czkê torby.
Poka¿cie mi, gdzie mieszkacie. Chcê zobaczyæ na wÅ‚asne oczy,
jak siê wam udaje ¿yæ w tym kraju, nie maj¹c nikogo, kto by siê wami
opiekował. Zaprowadxcie mnie.
Zaprowadziæ? A niby dlaczego? odburkn¹Å‚ chÅ‚opiec.
USmiechnêÅ‚a siê niewesoÅ‚o. SpodobaÅ‚a siê jej buntownicza postawa
chÅ‚opca. Có¿, to byÅ‚a jedyna rzecz, jaka pozwalaÅ‚a mu przetrwaæ& Do-
brze wiedziała, jak to smakuje.
Pokazujesz mi, gdzie mieszkasz, gagatku, albo idziemy na poli-
cjê, a wtedy poka¿esz im!
MaÅ‚a skuliÅ‚a siê z przera¿enia. Twarz chÅ‚opaka miaÅ‚a twardoSæ skaÅ‚y.
42
No dobra, poka¿ê pani powiedziaÅ‚ i szarpn¹Å‚ dzieczynkê za rêkê.
Poszli przodem. Rachel pod¹¿yÅ‚a za nimi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]