[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siłków. To tutaj, dzięki pracy lekarza, życie wielu rodzin
może ulec zasadniczej zmianie. Z jednej strony czuł, że jest
coś porywającego w tej pracy, z drugiej zaczynał się bać. Co
będzie, jeśli popełni błąd?
Wiedział, że wkrótce opuści to dziwne miejsce i wróci do
dawnych zajęć. Jednak perspektywa powrotu do domu wła-
ściwie przestała go cieszyć. Jeszcze kilka dni temu nie przy-
szłoby mu nawet do głowy, że może wyjeżdżać stąd z cięż-
kim sercem. Tymczasem teraz zaczynał się wahać, a już naj-
bardziej niepokoiła go myśl, że może więcej nie spotkać
Alex...
Wyciągnął się na kanapie i przymknął powieki. Właśnie
minęła ósma, z czego wynikało, że ma za sobą dwanaście
godzin ciężkiej pracy. Lecz mimo że zmęczenie mocno da-
wało mu się dzisiaj we znaki, miał wręcz ogromne poczucie
satysfakcji.
Podniósł do ust kieliszek wina i nie otwierając oczu, wsłu-
chał się w muzykę płynącą z jednej z płyt Grahama. Zaczy-
nała ogarniać go senność, kiedy Alex otworzyła drzwi.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że...
- Zasypiam? Nie. Chciałem tylko chwilę odpocząć.
- A co? Zaczynasz mieć dosyć? - zażartowała. - Nic
dziwnego. To był naprawdę ciężki dzień. Ale nie będę ci
przeszkadzać. Przyszłam tylko po książkę - oznajmiła i zdję-
ła z półki niezbyt opasły tom.
S
R
- Pokaż.
Stephen z pewnym rozbawieniem spojrzał na tytuł i zdję-
cie na miękkiej okładce.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że lubisz romanse.
- Każdy ma jakieś słabostki. Połykam kilka tych powieści
na tydzień i naprawdę przy nich odpoczywam. - Przyjrzała
mu się uważnie. - No, przyznaj się. Jaka jest twoja najwię-
ksza słabość?
Patrzył na Alex z nieskrywaną przyjemnością. Zdążyła się
już przebrać w spodnie w kolorze khaki i luzną, białą koszul-
kę. Wyglądała świeżo i młodo, jak zwykle, a gdyby jeszcze
rozpuściła teraz włosy...
- A kto twierdzi, że w ogóle mam jakieś słabości?
- Ja. Nie można przeżyć tylu lat bez ulegania pokusom.
- A ileż to według ciebie mam lat? - Udał, że czuje się
urażony.
- Trzydzieści pięć. Powiedzieć ci, skąd wiem?
- Nie wątpię, że od Grahama.
- No pewnie. Nie wyobrażasz sobie, jak często o tobie
opowiada.
Stephen sięgnął po butelkę z winem. Obawiał się, że roz-
mowa znowu zaczyna zmierzać w niebezpiecznym kierunku.
- Może się napijesz? Sam mogę pozwolić sobie tylko na
jeden kieliszek, bo mam dziś dyżur przy telefonie. Mogłabyś
więc mi pomóc rozprawić się z tą butelką.
Zawahała się, ale po chwili usiadła w fotelu.
- Właściwie, czemu nie?
Stephen napełnił kieliszek i postawił go przed Alex.
- Może wzniesiemy jakiś toast? - zaproponował.
- Za co? - zapytała z lekkim przestrachem.
- Zawsze jesteś aż tak ostrożna? - Czujność Alex zaczy-
nała go bawić.
S
R
- Oczywiście. Zamierzam kiedyś dołączyć do grona anio-
łów.
- Z tym nie powinnaś mieć większych problemów. Ale
przyznaj się, zdarza ci się czasem posłuchać głosu serca?
- No pewnie, tak jak wszystkim. To za co pijemy? -
zmieniła temat. - Nie każ mi dłużej czekać, bo to wino pa-
chnie aż nazbyt zachęcająco.
Stephen uśmiechnął się ze zrozumieniem. Nie miał jej za
złe, że wykręciła się od odpowiedzi, bo dobrze zdawał sobie
sprawę, jak bardzo zamkniętą jest osobą. Mógł tylko zacho-
wać cierpliwość i żywić nadzieję, że z czasem uda mu się
skłonić Alex do zwierzeń.
- Za pokonanie trudności, które stanęły nam dziś na dro-
dze. Co ty na to?
- Zwietnie.
Stuknęli się kieliszkami i Alex zanurzyła usta w winie.-
- Pyszne. Podejrzewam, że nie jest to jedna z tych bute-
lek, które Graham trzyma w kredensie na wypadek wizyty
nieproszonych gości?
Stephen roześmiał się.
- Jak na kogoś, kto tak bardzo dba o innych, Graham jest
nieprawdopodobnie mało towarzyski, prawda? Chyba przez
to, że tak bardzo poświęca się pracy. Wydaje mu się, że nie
może pozwolić sobie na żadne przyjemności.
- Masz rację. Jestem tu już od pół roku, a jeszcze nie
widziałam, żeby choć raz wziął wolne i zrobił coś wyłącznie
dla siebie. - Podwinęła stopy pod siebie i podniosła do góry
kieliszek, podziwiając w blasku lampy rubinowy kolor wina.
- Wiesz, ta jego poświęcenie czasem sprawia, że zaczyna
mnie prześladować poczucie winy.
- Zmartwiłby się, gdyby to słyszał - zauważył Stephen
z powagą. - Graham po prostu chce, żeby każdy prowadził
S
R
takie życie, na jakie ma ochotę, a jeśli ten ktoś może przy
okazji pomóc blizniemu, tym lepiej dla niego. Graham jednak
od nikogo nie oczekuje, żeby poszedł w jego ślady. I właśnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]