[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lecz profesor Garner nie chciał uznać tych reguł, tak zgodnych ze zdrowym rozsądkiem.
Dowodzenia Garneta wywołały też żywe dysputy. Zniecierpliwiony postanowił zetknąć się bliżej z
małpami, których mnóstwo gatunków żyje w lasach Afryki południowej.
Skoro się nauczę języka gorylów i szympansów powiedział sobie wtedy powrócę do Ameryki
i ogłoszę ich język, jego gramatykę i słownik. A wtedy każdy przyzna mi słuszność .
Czy pan Garner doprowadził do celu swoje przedsięwzięcie? Była to kwestja jeszcze nie
rozwiązana, co do której miał także wątpliwości doktór Johansen, jak się o tym przekonamy pózniej.
W r. 1892 Garner wyjechał z Ameryki i przybył do Gabonu, do Libreville, dnia 13 pazdziernika.
Tu obrał sobie mieszkanie w faktorji Jana Holtance i rozpoczął swoje badania. Na małym
parowym statku popłynął rzeką Ogue, aż do Lambarene, i 22 kwietnia 1794 r. dostał się do misji
katolickiej w Fernando-Vaz.
Ojcowie Z-ego Ducha przyjęli go bardzo gościnnie w domu misyjnym, zbudowanym nad brzegiem
wspaniałego jeziora Fernando-Vaz. Nie można było wymarzyć przyjazniejszych warunków do tego
rodzaju badań naukowych, jak te, w jakich się znajdował Garner. Za budowlami zakładu rozciągał
się olbrzymi las, w którym zamieszkiwało mnóstwo małp. Ale chcąc badać ich obyczaje, należałoby
poniekąd dzielić ich egzystencję.
W tym celu Garner kazał sobie zbudować żelazną, przenośną klatkę i takową postawić w lesie.
Podobno Garner przebywał w tej klatce trzy miesiące, po większej części sam i spokojnie badał
obyczaje goryla w stanie dzikości.
Rzeczywistą prawdą zaś jest to, że przezorny Amerykanin kazał ustawić swą klatkę o dwadzieścia
minut drogi od zabudowań misjonarskich, w pobliżu fontanny, skąd czerpano wodę, w miejscu, które
nazwał fortem goryli, i do którego dochodziło się drogą cienistą. Spał nawet w tej klatce przez trzy
noce, lecz z powodu, mustyków nie mógł wytrzymać dłużej. Powrócił więc i poprosił znowu Ojców
o gościnność, która bez trudu została mu udzielona.
Nakoniec 18 czerwca wybrał się z powrotem i przez Angję powrócił do Ameryki, przywożąc ze
sobą, jako jedyne wspomnienie z podróży, dwa małe szympanse, które jednak nie chciały z nim nigdy
rozmawiać.
Taki jedynie rezultat osiągnął Garner ze swej podróży. Jeżeli małpy porozumiewały się ze sobą,
ludzie nie potrafili dojść do zrozumienia wydawanych przez nie dzwięków.
Profesor utrzymywał, ze zrozumiał niektóre dzwięki. I tak: wuw miało oznaczać pożywienie, cheny
napój, jek strzeż się! i wiele innych.
Pózniej, robiąc doświadczenia w ogrodzie zoologicznym w Waszyngtonie i za pomocą fonografu,
udało mu się pochwycić jeszcze inne dzwięki.
Podług niego, język małpi składa się z ośmiu, czy dziewięciu dzwięków zasadniczych,
uzupełnionych trzydziestoma jeszcze dzwiękami.
Owa domniemana mowa małp, podchwycona przez naturalistę Garnera, była tylko szeregiem
dzwięków, za pomocą których porozumiewają się ze sobą psy, konie, barany, gęsi, jaskółki, mrówki,
pszczoły i t. d. Porozumiewają się one za pomocą krzyków, znaków lub ruchów, wyrażając tym
sposobem radość lub trwogę.
Kwestja tak ważna nie miała być rozstrzygnięta przez jednego człowieka. W dwa lata pózniej
pewien doktór niemiecki postanowił rozpocząć w tym kierunku badania, lecz w pośród puszczy, w
której przebywają małpy, a nie w pobliżu mieszkań ludzkich, jak to czynił profesor Garner.
Doktór ten, nazwiskiem Johansen, mieszkał w Kamerunie, w Malinba; zajmował się on więcej
zoologją i botaniką niż medycyną i gdy się dowiedział o bezowocnych poszukiwaniach Garnera,
postanowił je rozpocząć na własną rękę chociaż był człowiekiem mającym przeszło lat pięćdziesiąt.
Ponieważ doktór często przyjeżdżał do Libreville, Jan Cort znał go dobrze.
Choć niemłody, doktór Johansen cieszył się doskonałym zdrowiem; mówił doskonale po angielsku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]