They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tykając miarowo, znacznie jednak głośniej niż wczoraj. Jak wrący pracą ul.
- No i cóż? - zagadnąłem.
- Rozrabiała w nocy - powiedział Burman. - Stłukła mi parę termometrów i wyssała z
nich rtęć. Niektóre szuflady i szafki były zamknięte, inne pootwierane, ale mam niejasne
wrażenie, że buszowała po wszystkich. W każdym razie wsiąkła rolka niklowej folii i szpulka
miedzianego drutu. - Ze złością wskazał na dół drzwi, którymi właśnie wszedłem. - Te dziury to
też jej sprawka. Wczoraj ich przecież nie było.
Rzeczywiście, w drzwiach, u dołu, widniało parę dziur. Nie mogły być one jednak
dziełem szczura - miały idealnie gładkie brzegi i były dokładnie koliste, jakby zostały wycięte
laubzegą, i to przez fachowca.
- Ale co by jej przyszło z tych dziur, przecież i tak by się przez nie nie zmieściła. To nie
ma sensu - zaoponowałem,
- A czy w tym wszystkim jest w ogóle jakikolwiek sens? - Burman popatrzył na skrzynię,
która odpowiedziała mu pustym spojrzeniem swoich soczewek, nie ustając przy tym w
pracowitym  tik, tik, tik . Wtem: bzzz - bum - klap!
Właśnie otwierałem usta, by uraczyć cholerną trumnę epitetem, kiedy z jej wnętrza dobył
się dzwięk niezwykle wysoki, cienki i subtelny. Nagle przez jedną z mysich dziur smyrgnęło coś
małego i połyskującego metalicznie. Zanim zdążyłem przyjrzeć się temu bliżej, jedna z klapek
otwarła się błyskawicznie i tykające monstrum wchłonęło owo dziwne stworzenie. Zdołałem
jedynie zauważyć, że miało ono kształt cylindryczny i było gładkie jak czółenko od maszyny do
szycia, tylko ze cztery razy większe. A poza tym taskało jakiś drugi metalowy przedmiot.
Popatrzyłem na Burmana. Burman popatrzył na mnie. Przeszukał dokładnie całe
laboratorium i znalazł ze trzy stopy półcalowego stalowego pręta. Następnie przysunął krzesło
do drzwi i trzymając pręt w pogotowiu, nie spuszczał z oka tajemniczych otworów. Tykająca
machina obserwowała go dokładnie.
W jakieś dziesięć minut pózniej znów dało się słyszeć klapnięcie i ten sam przejmujący
wysoki ton. Tym razem otworzyła się jedna z klapek; identyczny wrzecionowaty stwór
wyskoczył z wnętrza skrzyni i podjechał, jeśli tak można to nazwać, pod drzwi, przy których
czatowaliśmy. Ale i teraz refleks zawiódł Burmana. Zamachnął się prętem, ruchliwe wrzeciono
przemknęło jednak zwinnie koło jego stóp, unikając ciosu, który spadł na podłogę, i zniknęło w
jednej z dziur.
- Cholera! - zaklął Burman. Patrzył na niestrudzoną trumnę, nie wypuszczając z ręki
stalowego pręta. - Rozbiłbym przeklęte pudło w drobny mak, gdyby nie to, że koniecznie chcę
złapać takiego drobnego wrzecionowatego stwora. Patrz! - wrzasnął nagle.
Niestety, było już za pózno. Wymachując ciężkim prętem rzucił się do drzwi, ale jego
reakcja była odrobinę za wolna. Trzy czółenka były już w połowie drogi do skrzyni, która
wchłonęła je błyskawicznie z trzaskiem zamykanej klapki.
Wojownicze trio przemknęło szeregiem, tak że tym razem mogłem dokładniej
zaobserwować szczegóły. Dwa pierwsze, złociste, czółenka przypominały te, które widzieliśmy
na początku. Trzecie było większe, szybsze i chyba zwinniejsze. Z przodu sterczało mu cienkie,
złowrogo połyskujące ostrze - jak skalpel. Z powodu szybkości, z jaką się poruszało, nie mogłem
przyjrzeć się tak dokładnie, jakbym chciał, wydaje mi się jednak, że sam czubek skalpela
umazany był na czerwono. Zrobiło mi się gorąco.
Po drugiej stronie drzwi rozległo się skrobanie i w jednym z otworów pokazała się biała
łapa. Kot cofnął się na bezpieczną odległość, kiedy Burman otworzył drzwi, ale nie spuszczał z
oka laboratorium. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości: zwierzę musiało wyczuć obecność tych
piekielnych stworów. Tą samą myślą tknięci, popatrzyliśmy na siebie z Burmanem. Koty są
bajecznie zwinne i atakują błyskawicznie. Jak mu stworzymy warunki, może złowi dla nas jedną
z tych myszy.
Zaczęliśmy więc wabić kota czułymi słowy. Podniecenie wzięło górę nad instynktowną
nieufnością w stosunku do obcych i zwierzę weszło. Natychmiast zamknęliśmy drzwi. Burman,
z prętem w ręku, usiadł przy wejściu, jednym okiem obserwując otwory, drugim kota. Musiał się
zdobyć na maksymalną podzielność uwagi. Kot myszkował po kątach, pomiałkując żałośnie.
Wyglądało na to, że w swoich poszukiwaniach polega raczej na wzroku niż na węchu. Nie było
przecież żadnego zapachu. Z cierpliwością czatującego na zdobycz drapieżnika przeszukał całe
laboratorium. Kilka razy przechodził obok bzykającej trumny, lekceważąc ją całkowicie. Na
koniec zrezygnował; skoczył na stół i zaczął się myć.
Nagle: tik, tik, tik! - bzzz - bum!
Otworzyła się klapka, wypuszczając jednego wrzecionowatego stwora, który [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl