[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwracając uwagi na chłopca, usiadł i zabrał się do jedze-
nia.
- Napracowałem się, proszę pana - powiedział chłopiec
tak głośno, żeby usłyszeli go wszyscy w poczekalni. - Obie-
cał mi pan pięć centów.
Anson żuł właśnie kęs smażonego kurczaka.
- Za długo to trwało - odparł z pełnymi ustami.
- Na miłość boską!
Emily odstawiła pudełko. Z małej torebki przytroczonej
do paska wyjęła chusteczkę do nosa, a potem zaczęła w niej
szukać monety. Obawiając się, że Anson ją powstrzyma,
podeszła szybko do chłopca.
- Dziękuję bardzo - powiedziała miękko. - Bardzo ci je-
stem wdzięczna za pomoc.
- Dziękuję, śliczna panienko - odrzekł chłopak, po
czym, spoglądając spod oka na Ansona, odwrócił się na pię-
cie i wybiegł z poczekalni.
- Masz za miękkie serce - orzekł Anson, ale się uśmie-
chnÄ…Å‚.
- Dziękuję ci za to, że mnie doceniłeś - odparła, od-
wzajemniając mu się serdecznym uśmiechem. - A ty jesteś
okropnym zrzędą.
- Piękne dzięki, moja droga. Miło mi, że się rozumiemy.
Mrugnął do niej, a ona zachichotała. Znowu był czaru-
jÄ…cy.
- To zadziwiające, jaki wpływ na twój humor ma jedze-
nie.
105
- A na twój działalność charytatywna.
Postanowiła zignorować tę uwagę i skupić się na posiłku.
Była bardzo głodna, ale bała sięjeść zbyt łapczywie. Nie wie-
działa, ile czasu mają do przyjazdu pociągu. Anson nigdy nie
informował jej dokładnie. Z pewnością się nią zaopiekuje.
Ona nie musi się więc o nic martwić.
Jedzenie było tłuste, ale jeszcze ciepłe i było go sporo.
Jadła powoli, przerywając często. Nie chciała się kompromi
tować, wymiotując w miejscu publicznym. Ostatnio jej żołą-
dek był bardzo wrażliwy.
Skończyła posiłek i zaczęła marzyć o lemoniadzie.
Gwizdnęła lokomotywa.
- Czy to nasz? - zapytała, wstając.
- Tak. Wez swoje rzeczy. Nareszcie stÄ…d wyjdziemy.
Stali na peronie, czekając, aż pasażerowie wysiądą z po-
ciągu. Emily znowu miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje.
Rozejrzała się, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Doszła
więc do wniosku, że to wyobraznia płata jej figle. Ich
zródłem musi być poczucie winy z powodu ucieczki. W głę-
bi serca najwyrazniej pragnę, żeby ktoś nas śledził - uznała
w duchu.
Zaraz jednak odsunęła od siebie tę myśl i wsiadła wraz
z Ansonem do pociągu. Wybrał miejsca w przedniej części
wagonu. Przepuścił ją, pozwalając jej usiąść przy oknie.
Emily nie chciała, by się zorientował, że jest zdenerwowana,
zachowała więc milczenie. Jednak nawet gdy pociąg ruszył,
nie opuściło jej tamto dziwne uczucie.
Siedzi ją jej własne sumienie. Bo przecież okradła włas-
nego brata i okłamała bliskich. Uświadomiła sobie, że wła-
ściwie nie miała innego wyjścia. Poza tym być może jej su-
mienie byłoby spokojniejsze, gdyby ciało miało się lepiej.
Wstała i zdjęła ciepłą pelerynę. Składając ją i podkładając
sobie pod głowę, zauważyła w drugim końcu wagonu znajo-
mą postać.
Jake!
ROZDZIAA SZÓSTY
Emily odwróciła się szybko i usiadła z impetem. Co Jake
robi w pociągu? Kapelusz miał nasunięty na twarz. Chyba
jej nie widział? Ależ nonsens! Widział ją! Na pewno! To
przecież on ją śledzi! Jaki mógłby być inny powód jego obe-
cności? To on ją obserwował w Emporii.
Nagle przyszło jej do głowy, że Jake jest wytworem jej
wyobrazni. Miała ochotę obejrzeć się, żeby się upewnić, czy
jest jeszcze w pociągu. Nie była jednak w stanie się ruszyć.
Najlepiej, by się nie zorientował, że ona go zauważyła. Boże!
Myśli jej się plątały, a równocześnie zdradzieckie serce śpie-
wało: On pojechał za mną! Pojechał!"
- Co się dzieje, dziecinko? - zapytał Anson.
- Nic - odrzekła aż nazbyt pospiesznie.
Natychmiast przestraszyła się, że Anson czegoś się do-
myśli. Oparła się wygodnie, udając, że chce zasnąć. Czy to
naprawdę Jake siedzi tam, za nią? A jeżeli tak, to co? Dla-
czego właściwie miałaby być zadowolona z tego, że za nią
pojechał? Powinna być tym przerażona. Przecież jej jedyną
nadzieją na przyszłość jest Anson. Jedyną nadzieją dla niej
i dla dziecka.
Musi się przekonać, czy naprawdę widziała Jake'a. Zaczę-
ła się kręcić, udając, że stara się przybrać wygodną pozycję.
108
Po chwili wstała i zaczęła poprawiać pelerynę. Rzuciła
okiem w stronę drugiego końca wagonu.
Jake nadal tam był. Robił co mógł, by pozostać niezauwa-
żonym. Siedział skulony, w kapeluszu nasuniętym na oczy.
Ale jej to nie przeszkodziło - i tak nie mogła się pomylić.
Rozpoznała ciemnobrązowy kapelusz i płaszcz, rozpoznała
też kształt jego ramion. Ona czuła jego obecność. Czuła ją
nawet tam, na stacji w Emporii.
Anson przyglądał jej się uważnie. Zaczęła ponownie uda-
wać, że usiłuje zasnąć, ale on jej przeszkodził. Pochylił się
nad nią i spytał po cichu:
- Zobaczyłaś tam kogoś, prawda?
Pokręciła głową przecząco.
Zacisnął dłoń na jej ramieniu.
- Nie kłam. Kto to jest?
Nienawidziła go, gdy był zły. Przerażał ją wtedy.
- To Jake - wyszeptała pospiesznie. - Po prostu znajo-
my.
- I powiesz mi pewnie, że to tylko zbieg okolicznoś-
ci, co?
Wpatrywał się w nią z grozną miną.
- Sama w to nie wierzysz, prawda?
Emily wzruszyła ramionami. Zdradziła Jake'a. Starała się
jednak odsunąć od siebie poczucie winy. Przecież to Anso-
nowi winna była lojalność.
- Powiedz mi o nim coś więcej - zażądał Anson.
Spróbowała uwolnić ramię, ale jego palce zacisnęły się
jeszcze mocniej.
- Wychował się na ranczu - wygadała się.
- Na ranczu?
Anson zmrużył oczy.
- Czy on pracuje u twojego brata? Czy jest możliwe, że
to twój brat posłał go w pogoń za nami?
Pokręciła głową.
- Kiedy opuszczaliśmy ranczo, Jake był w mieście.
Pracuje teraz jako zastępca szeryfa. - Za pózno ugryzła się
w język.
Anson puścił jej ramię i wziął za rękę.
- Posłuchaj uważnie. On nie śledzi ciebie, tylko mnie.
Emily już chciała zaprzeczyć, ale Anson uciszył ją, kręcąc
gwałtownie głową.
- Prześladuje mnie policja z Topeki. Wypuścili mnie
z więzienia i od razu wmyślili na mnie coś następnego. Twój
znajomy czeka na okazję, żeby mnie zaaresztować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]