They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Sądziłam i miałam podstawę tak sądzić...
 Nie o to idzie; czyś jej zabroniła modlić się, tak czy nie?
 Zabroniłam jej, ale...  chciała mówić dalej.
 ...ale  podjął archidiakon  ale, siostro Zuzanno, dlaczego jesteś bosa?
 Bo nie dają mi ani pończoch, ani trzewików.
 Dlaczego twoja bielizna i twoje ubranie są takie znoszone i brudne?
 Bo od trzech z górą miesięcy odmawiają mi bielizny, i jestem zmuszona spać w ubraniu.
 Dlaczego śpisz w ubraniu?
 Bo nie mam ani zasłon, ani materaca, ani kołdry, ani prześcieradła, ani nocnej bielizny.
 Dlaczego tego wszystkiego nie masz?
 Bo mi to zabrano.
 Dają ci pożywienie?
 Domagam się, aby mi je dawano.
 A więc nie dają ci go?
Umilkłam, a on dorzucił:
 Jest nie do wiary, aby postępowano z tobą tak surowo, jeżeli nie popełniłaś jakiejś winy,
która by na taką karę zasłużyła.
 Moja wina polega na tym, że zgoła nie jestem powołana do stanu zakonnego i wystąpi-
łam przeciw ślubom, których nie złożyłam z wolnej woli.
47
 Jest rzeczą prawa rozstrzygnąć tę sprawę; i bez względu na to, jak się prawo wypowie,
trzeba, żebyś tymczasem wypełniała obowiązki życia zakonnego.
 Nikt, proszę księdza, nie wypełnia ich skrupulatniej ode mnie.
 Trzeba, żebyś miała takie same warunki jak wszystkie twoje towarzyszki.
 Tego tylko się domagam.
 Czy na nikogo nie masz powodu się skarżyć?
 Nie, proszę księdza, powiedziałam już: nie przyszłam, żeby oskarżać, lecz żeby się bro-
nić.
 Możesz odejść.
 Dokąd mam iść, proszę księdza?
 Do swej celi.
Zrobiłam kilka kroków, potem wróciłam i padłam do nóg przełożonej i archidiakonowi.
 O co chodzi?  zapytał mnie.
Powiedziałam, pokazując mu w kilku miejscach ślady od uderzeń na mojej głowie, po-
krwawione stopy, sine i wychudłe ramiona, brudne i podarte ubranie:
 Widzi ksiądz!
X
Słyszę pana głos, panie markizie, i większość tych, którzy będą czytali ten pamiętnik:
 Okropności tak mnogie, tak różnorodne, tak nieustanne... Tyle okrucieństwa tak wyszukane-
go w duszach religijnych. To nieprawdopodobne  powiedzą oni  i pan tak powie. I przy-
znaję słuszność takiemu wrażeniu; ale to jest prawda i niechaj niebo, którym się świadczę,
osądzi mnie z całą swą surowością i skaże na ogień wiekuisty, jeśli pozwoliłam oszczerstwu
rzucić najlżejszy cień na jeden choćby wiersz. Aczkolwiek przez długi czas doświadczyłam
na sobie, jak dalece odraza, jaką czuła do mnie przełożona, była gwałtownym bodzcem dla jej
wrodzonej przewrotności, zwłaszcza gdy mogła poczytywać sobie za zasługę swe zbrodnie,
być z nich rada i chlubić się nimi  uraza nie przeszkodzi mi bynajmniej w wydaniu sprawie-
dliwego sądu. Im więcej się nad tym zastanawiam, tym bardziej nabieram przekonania, że to,
co mnie spotyka, nigdy się jeszcze nie zdarzyło i być może nigdy się już nie zdarzy. Raz je-
den (i dałby Bóg, aby to był pierwszy i ostatni!) spodobało się Opatrzności, której drogi są
nam nieznane, skupić na jednej nieszczęsnej istocie całą masę okrucieństw, rozłożonych mocą
nieprzeniknionych boskich wyroków na nieskończone mnóstwo nieszczęśliwych dziewcząt,
które ją poprzedziły w klasztorze i miały zająć jej miejsce. Cierpiałam, bardzo cierpiałam, ale
los moich prześladowczyń wydaje mi się  i zawsze mi się wydawał  bardziej godny polito-
wania niż mój. Wolałabym teraz i wolałabym była umrzeć niż porzucić moją rolę pod warun-
kiem objęcia ich roli. Moje udręki skończą się, pańska dobroć pozwala mi się tego spodzie-
wać  im zaś pamięć, wstyd i wyrzuty sumienia po zbrodni pozostaną aż do śmierci. One już
się oskarżają, niech pan o tym nie wątpi, będą siebie oskarżały całe życie i lęk zejdzie wraz z
nimi do grobu.
Jednakże, panie markizie, moje obecne położenie jest opłakane; życie mi ciąży, jestem ko-
bietą, umysł mam słaby jak istoty mojej płci; Bóg może mnie opuścić; nie czuję w sobie sił
ani odwagi, by znosić jeszcze długo to, co znosiłam. Panie markizie, niech pan się lęka, aby
48
nie powróciła fatalna chwila, nawet gdyby pan wypłakał sobie oczy nad moim losem, gdyby
pana szarpały wyrzuty sumienia, ja przez to nie wyjdę już z przepaści, w którą wpadnę; za-
mknie się ona na zawsze nad desperatką.
 Możesz odejść  powiedział mi archidiakon. Jeden z księży podał mi rękę, żeby mnie
podnieść; a archidiakon dorzucił:  Przesłuchałem ciebie, teraz przesłucham twoją przełożo-
ną... i nie wyjdę stąd, póki porządek nie będzie przywrócony...
Oddaliłam się. Cały klasztor był zaalarmowany; wszystkie mniszki stały na progu swych
cel; rozmawiały ze sobą poprzez korytarz; skoro tylko się zjawiłam, cofnęły się i rozległ się
hałas zatrzaskiwanych gwałtownie, jedne po drugich, drzwi. Weszłam do swej celi; uklękłam
przy ścianie i prosiłam Boga, aby miał wzgląd na umiar, z jakim rozmawiałam z archidiako-
nem, i dał mu poznać moją niewinność i prawdę.
Modliłam się, gdy archidiakon, jego dwaj towarzysze i przełożona weszli do mojej celi.
Mówiłam panu, że nie miałam tam tapet, krzesła, klęcznika, zasłon przy łóżku, materaca, koł-
dry, prześcieradła, żadnego naczynia, mieszkałam w gołych ścianach, z drzwiami, które się
nie zamykały, prawie bez szyb w oknach. Wstałam. Archidiakon stanął jak wryty i zwracając
wzrok pełen oburzenia na przełożoną, rzekł do niej:
 Więc to tak, wielebna matko?
Odpowiedziała:
 Nie wiedziałam o tym.
 Nie wiedziałaś, wielebna matko? Kłamiesz! Czy był bodaj jeden dzień, żebyś tu nie
wchodziła, czyż nie stąd przyszłaś, kiedy cię wezwałem?... Siostro Zuzanno, mów: czy matka
przełożona nie wchodziła tu dzisiejszego dnia?
Nie odpowiedziałam ani słowa, nie nalegał; ale młodzi księża stojący z opuszczonymi rę-
kami, z pochyloną głową i oczami jakby wlepionymi w ziemię dostatecznie zdradzili swe
przykre zdumienie.
Wszyscy wyszli i usłyszałam, jak archidiakon mówił do przełożonej w korytarzu:  Wie-
lebna matka jest niegodna swego urzędu; należałoby wielebną matkę usunąć, złożę w tej
sprawie skargę do biskupa. %7łeby mi cały ten nieporządek był usunięty, zanim stąd wyjdę... .
Idąc dalej dodał potrząsając głową:
 To jest okropne! Chrześcijanki! zakonnice, istoty ludzkie! to jest okropne!
Od owej chwili o niczym już nie słyszałam; ale miałam bieliznę, ubranie, zasłony przy
łóżku, pościel, naczynia, swój brewiarz, swe książki nabożne, różaniec, krucyfiks, szyby,
słowem wszystko, co mi przywracało zwykłe warunki życia w zakonie; pozwolono mi rów-
nież nadal korzystać z rozmównicy, ale tylko w mojej sprawie.
Wyglądała ona niedobrze. Pan Manouri ogłosił pierwszy swój memoriał, który nie zrobił
wielkiego wrażenia; za dużo w nim było błyskotliwości, nie dość momentów wzruszających,
żadnej motywacji. Nie należy tu zwalać całej winy na tego zdolnego adwokata. Absolutnie
nie chciałam, aby atakował dobre imię moich rodziców; chciałam, aby oszczędzał stan za-
konny, a zwłaszcza klasztor, w którym byłam; nie chciałam, aby malował w zbyt odrażają-
cych barwach moich szwagrów i siostry. Miałam na swoją korzyść tylko pierwszy sprzeciw,
prawda, że uroczysty, ale wniesiony w innym klasztorze i od tego czasu bynajmniej nie po-
nawiany.
Gdy się tak dalece ogranicza swą obronę, a ma się do czynienia ze stroną, która niczym się
nie krępuje w swym ataku, która depce to, co słuszne i co niesłuszne, która coś twierdzi; i
zaprzecza temu z tą samą bezczelnością i nie cofa się ani przed posądzeniem, ani przed podej-
rzeniami, ani przed obmową, ani przed oszczerstwem  trudno jest mieć przewagę, zwłaszcza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl