[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pierwszy raz spotkałam Elodie, Chaston i Annę. Siedział na podłodze, opierając się
plecami o sofę, nogi miał wyciągnięte przed siebie. Przyglądał się fotografii na ścianie.
Usiadłam obok niego, mimo że dywan był nieprzyjemnie wilgotny. Słabe, blade
światło z jednej lampy w pokoju ukrywało dużą część jego twarzy w cieniu.
- Do bani – powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej pogodnie, jak tylko
umiałam. – To chyba efekt uboczny związków w świecie magii.
Wydał dźwięk rozbawienia, a jego ramiona lekko się zatrzęsły. Ale wciąż na mnie nie
patrzył.
- Myślisz, że te dzieciaki miały kiedyś takie problemy? – zapytał, kiwając głową w
stronę fotografii. Było to zdjęcie pierwszej w historii klasy w Hex Hall z 1903 roku.
Widniało tam tylko kilkoro uczniów, a szkoła nie była wtedy karą, lecz schronieniem.
- Możliwe – powiedziałam. – Ta laska w słomianym kapeluszu wygląda na trochę
obrzydzoną.
Szczerze się zaśmiał i w końcu się do mnie odwrócił.
- Wiem, że to była ona – powiedział, sięgając po moją rękę. Nasze palce się splotły. –
Ale wciąż. Widok dziewczyny, którą… widok ciebie całującej się z Calem. I mimo że
wiedziałem, że to ona w momencie, gdy tylko zobaczyłem waszą dwójkę…
- Wciąż było beznadziejnie – dokończyłam spokojnie. – Rozumiem to. Widok ciebie
całującego się z Elodie mnie zabijał.
- A mnie zabijało całowanie jej – powiedział i jego oczy z powrotem powędrowały w
stronę zdjęcia. – Ale to nie było tylko do bani widząc swoją dziewczynę wpychającą
język do gardła innego faceta.
Skrzywiłam się, przypominając sobie, jak zrobiło się gorąco, gdy Archer i Jenna weszli.
Archer nawet nie zwrócił uwagi, albo tylko udawał.
- Ale Elodie ma rację. Cal się o ciebie troszczy. I jest naprawdę dobrym facetem. I
mimo że chciałbym go nienawidzić za to, że jesteście zaręczeni… - Wzruszył bezradnie
ramionami. – Nie potrafię. A to może tylko oznaczać, że jest naprawdę niesamowicie
wymarzony.
- Przestań – powiedziałam, szarpiąc za nasze złączone dłonie. – Cal jest moim
przyjacielem. Tylko tyle. To ty jesteś tym, którego…
Kocham, chciałam powiedzieć. Ale to słowo ugrzęzło mi w gardle i dokończyłam
mówiąc tylko:
- Chcę. Wybrałam. Cokolwiek.
Przytrzymał mój wzrok, nigdy nie widziałam takiej powagi w jego ciemnych oczach.
- Może nie powinienem.
Zszokowana odsunęłam się od niego.
- Co masz na myśli?
- Po prostu… Jeśli byłabyś z nim szczęśliwsza. Byłoby lepiej.
Okej, zaczynałam się już wkurzać.
- Nie ty tu decydujesz. Ale jeśli się tak czujesz, to może powinieneś mi po prostu teraz
wyskoczyć z tym całym tekstem „Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie”.
Ku mojemu zaskoczeniu, Archer się uśmiechnął.
- Tu jest problem – powiedział. – Nie mogę. Zniósłbym, gdybyś to ty mnie zostawiła,
ale ja bym ciebie nigdy nie zostawił.
Zmrużyłam na niego oczy.
- Jesteś nienormalny.
- To próbowałem ci powiedzieć.
Owijając ręce na jego szyi, przyciągnęłam jego twarz do mojej.
- Ale lubię cię takiego nienormalnego – wyszeptałam, gdy nasze usta już się prawie
dotykały. – Więc nigdy więcej nie gadaj takich głupot, dobrze?
Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale tylko westchnął i powiedział:
- Dobrze.
- Cóż za urocza chwila.
Obróciłam głowę. W pokoju stała Lara, uśmiechając się w naszą stronę.
- Miło panią widzieć, panno Mercer – powiedziała do mnie. – Myślę, że musimy
porozmawiać.
Rozdział 24
Po raz drugi tego dnia znalazłam się w gabinecie Lary.
Pokój wychodził na drzewa na tyłach budynku i obserwowałam mgłę wijącą się wokół
poczerniałych pni. Skupiałam się na tym, tak, by nie zwracać uwagi na małą leżankę
przed oknem, gdzie leżała pani Casnoff z rękoma na kolanach i pustą twarzą.
Tonąc w skórzanym fotelu po drugiej stronie biurka, Lara studiowała mnie. Nie
wyglądała na złą. Tylko na ciekawą. Prawie rozbawioną.
- Mam nadzieję, że nie przerwałam niczego zbyt ważnego między tobą a panem
Crossem.
Zacisnęłam palce tak mocno, żeby nie mogła zobaczyć jak drżą.
- Nie, po staremu. Wiesz… jak zrujnować ten wasz cały pokręcony plan i uciec z tej
szalonej wyspy.
Roześmiała się.
- Nawet teraz twoje poczucie humoru cię nie opuszcza. Gdyby nie było to tak
denerwujące, szanowałabym je. - Pochyliła się nad biurkiem, złączając dłonie i coś w
niej, przypominało mi tych wszystkich doradców których poznałam (a uwierzcie mi, że
kiedy chodziłam do normalnej szkoły, poznałam ich mnóstwo). - Czy dlatego
próbujesz porozmawiać z moją siostrą? Dlaczego włamałaś się dzisiaj do mojego
biura?
Wzdrygnęłam się, a Lara oparła się z powrotem na krześle, wykrzywiając usta w
uśmiechu zadowolenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]