[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostrym nożem.
Może pani ma schowaną w rękawie brzytwę? zasugerował Marek. Może to wcale
nie krew? Może to tylko zwykły keczup z Hortexu?
159
Skosztuj odparła wyzywająco Madame Krystyna.
O nie, wielkie dzięki. Ale to, co widzieliśmy... nie, takie rzeczy robi się
tylko za pomocą jakiegoś projektora lub podobnych urządzeń.
Madame Krystyna powoli pokręciła głową.
Młodzież... Mówi się, że jest chłonna i wrażliwa, lecz tak naprawdę okazuje
się dużo bardziej cyniczna od nas.
Czy jest tu jakiś projektor? przerwał jej Clayton. Czy rękawy pani bluzki
są naprawdę puste? I czy to jest prawdziwa krew?
Madame Krystyna popatrzyła mu prosto w oczy.
Wierzy pan, że wszystko to wydarzyło się naprawdę. I zdaje pan sobie sprawę z
tego, jaką krzywdę wyrządziłby pan tej małej dziewczynce, gdyby pan w to nie
wierzył.
Clayton długą chwilę spoglądał w jej zrenice. Następnie skinął głową, zabrał ze
stołu pióro i notatnik i dzwignął się z krzesła.
Choć minęła już północ, komisarz Jarczyk wciąż jeszcze siedział zgarbiony nad
biurkiem i czytał zeznania świadków. Od czasu przejęcia po Stefanie Reju sprawy
Oprawcy spał zaledwie trzy godziny i teraz był już kompletnie wykończony, a pod
powiekami czuł piasek. Ponieważ zawsze uważał, że przy rozwiązywaniu zagadek
kryminalnych główną rolę odgrywa olśnienie, a nie żmudne czynności śledcze,
wyobrażał sobie, iż wystarczy, jeśli wnikliwie przestudiuje sporządzone przez
Reja notatki i dokumenty, a natychmiast ustali tożsamość Oprawcy. Teraz jednak
powoli zaczynał przyznawać się przed samym sobą, że praca jego poprzednika, choć
mało inspirująca, lecz wykonana niebywale drobiazgowo i dokładnie, nie daje
żadnych wskazówek, kim jest Oprawca oraz dlaczego rozpoczął serię tak
dziwacznych i odrażających zabójstw.
Jarczykowi zaburczało w brzuchu, jakby w żołądku ulokował mu się wygłodniały
pies. Oficer otworzył śniadaniówkę, lecz w środku znalazł tylko poobijane jabłko
i dwa zeschnięte pączki, które usmażyła jego teściowa. Sięgnął po jeden z nich i
zaczął go pracowicie przeżuwać. %7łołądkowi najwyrazniej podobało się to jeszcze
mniej i z brzucha dobiegło głośniejsze burczenie, a na dodatek dziwaczny bulgot.
Jarczyk po prostu potrzebował gorącej kąpieli i solidnego posiłku.
Ale nade wszystko pragnął objawienia pragnął, by w sprawie Oprawcy spłynęło
nań olśnienie. Z początku żywił cichą nadzieję,
160
ze upora się z tym śledztwem w ciągu tygodnia i zasłuży na awans, a przynajmniej
na nagrodę. Najlepiej i na to, i na to. Ale akta każdego z czternastu morderstw
pozostawały tajemnicze i tak ze sobą nie powiązane, jak czternaście napoczętych
puzzli bez wzorów na pudełkach, które powiedziałyby, jakie obrazki należy
ułożyć. Nie dojedzony pączek wrzucił do metalowego pojemnika na śmieci. W tej
samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. W progu stanął ubrany po cywilnemu
Ligocki, oficer pełniący nocny dyżur. Miał nienagannie przycięty czarny wąsik i
cieszył się opinią ko-bieciarza, który nie przepuszcza żadnej spódniczce, nawet
tej najszkaradniejszej; a liczba tych ostatnich w Komendzie Głównej Policji
mocno przekraczała średnią krajową.
Wciąż przy pracy, komisarzu!
Jarczyk rozparł się na krześle i zaplótł dłonie za głową. Na koszuli, pod
pachami, miał mokre plamy.
Posłuchajcie, Ligocki, jeśli mamy schwytać tego bydlaka, musimy solidnie
odrabiać prace domowe.
Otrzymaliśmy właśnie telefon z komendy rejonowej na Mokotowie. Sapali
złodzieja samochodów.
Zuchy. Czego chcą? %7łeby prezydent przesłał im list dziękczynny?
Ten złodziej utrzymuje, że wie, kto zabił Antoniego Dłubaka. Jarczyk powoli
opuścił ramiona i wyprostował się na krześle.
Skąd to wie?
Może go sam pan o to zapytać, komisarzu. Niebawem go do nas przywiozą. Jarczyk
uderzył pięścią w bibularz.
Cholera jasna! To jest to! To jest właśnie przełom, na który tak czekaliśmy!
Wiedziałem, że ktoś w końcu puści farbę! Jezu, nie można przecież oderżnąć głów
czternastu wybranym na chybił trafił ludziom i liczyć na bezkarność! Nie w
Warszawie! Nie w mojej Warszawie!
Tak jest, komisarzu\ odparł z komiczną uprzejmością Ligocki. Ma pan
całkowitą rację. Jarczyk podniósł się zza biurka.
Jak przywiozą tego złodziejaszka, zaprowadzcie go natychmiast do pokoju
przesłuchań. Poczęstujcie go kawą i papierosami, jeśli będzie chciał. I żadnych
grózb. Rozumiesz? Ja muszę się trochę odświeżyć.
Wyciągnął plastikową torebkę z przyborami toaletowymi, którą dostał w samolocie
LOT-u, gdy leciał na konferencję policyjną
11 Dziecko ciemności
161
do Pragi. Poszedł do łazienki, puścił wodę do umywalki i zaczął przeglądać się w
lustrze. Pomyślał, że twarz ma wprawdzie zmęczoną, lecz wyrażającą zdecydowanie;
twarz policjanta, który tkwi przy swym biurku i dochodzi prawdy, podczas gdy
wszyscy inni dawno już poszli do domów. Materiał na nadkomisarza. Pózniej na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]