[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zoe wyglądała blado, a radość, którą jeszcze przed chwilą promieniała, całkowicie prysła. Dlaczego nie
powiedział jej wtedy, że pięknie wygląda? Chciał to powiedzieć, ale słowa utknęły mu jakoś w gardle.
- Chodzmy, samochód czeka. - Skinął głową w stronę wyjścia.
- Wiem, powiedziałeś to już - odpowiedziała zgryzliwie.
Przynajmniej sprzeczamy się jak stare małżeństwo, pomyślała.
- Co wystawiają w tej galerii? - zapytała po kilku minutach kłopotliwego milczenia w limuzynie.
- Nie wiem. Coś nowoczesnego.
- Nie wiesz?
- Nie wiem. Ważne, że będą tam moi klienci.
- Klienci?
Zoe dopiero teraz zrozumiała sens tego wieczoru. Była po prostu lalką, dekoracją, który pozwalała
prezesowi Bryant Enterprises lepiej się zaprezentować w oczach klientów.
Zoe poczuła się nieswojo, jak tylko weszli do galerii. Pusta przestrzeń i sterylnie czyste kąty plus
wielkie zabazgrane obrazy na białych ścianach, niektóre nawet ciekawe. Kobiety w eleganckich sukniach i
mężczyzni w smokingach krążyli po sali pośród kelnerów z czarnymi krawatami, którzy roznosili tace
pełne szampana i wykwintnych przystawek.
L R
T
- Wiem, że nie przepadasz za sztuką nowoczesną - wymamrotał Aaron, widząc jej reakcję.
- Kto tak powiedział?
- Powiedziałaś, że mój apartament jest okropny. A jest raczej nowoczesny.
- To prawda, ale są różne rodzaje nowoczesności. Moje obrazy też są na swój sposób nowoczesne.
Te - gestem wskazała na jasne płótna na ścianach - są kolorowe i żywe. Podobają mi się.
Aaron przyjrzał się najbliżej wiszącemu.
- Nie wiem, co to ma przedstawiać.
Zoe przestudiowała obraz.
- Z daleka wygląda jak jakieś święto - powiedziała, patrząc na namalowane postaci ludzi z
rozłożonymi bądz uniesionymi ramionami, stojących przy ognisku, tańczących, promieniejących radością.
Aaron niezdecydowanie potaknął.
- Może.
- Nie podoba ci się? - droczyła się. - A masz tyle sztuki nowoczesnej u siebie!
Wzruszył ramionami.
- To nie ja wybrałem obrazy do mieszkania, tylko dekorator wnętrz. Dla odpowiedniego efektu i
ceny przy sprzedaży mieszkania. Spędzam tam zresztą mało czasu.
- Ale ja spędzam go sporo. Może powinnam wszystko udekorować od początku?
Aaron spojrzał na nią niepewnie.
- Spokojnie, tylko żartowałam. Te obrazy i roślinki, które już sprowadziłam, zupełnie mi wystarczą.
- Możesz zmienić wystrój mieszkania, jak tylko chcesz - powiedział matowym głosem. - Skoro
będziesz tam mieszkać przynajmniej siedem miesięcy.
Przynajmniej. Bo co się stanie, jak dziecko się urodzi? Zoe odepchnęła tę myśl.
- Chcę obejrzeć obrazy.
Jednak im bliżej podchodziła do poszczególnych dzieł, tym... mniej widziała - plamy i pociągnięcia
farby olejnej, nic więcej. Po obejrzeniu paru kolejnych obrazów zdała sobie sprawę, że takie było
zamierzenie twórcy: dzieła trzeba było podziwiać z daleka. Tak jak zapewne ktoś patrzący z daleka na nią i
Aarona brał ich za uroczą, zgodną parę. Widziała, jak kilka kobiet posyła jej zaciekawione albo nawet
zazdrosne spojrzenia. Przyszła tu w końcu z najprzystojniejszym ze wszystkich mężczyzną. Tyle że nie
była z nim naprawdę. Patrzyła, jak Aaron rozmawia z paroma swoimi klientami. Wyglądał poważnie i
zdecydowanie, lecz dalej nieznośnie atrakcyjnie, z ciemnymi oczami i włosami, silnie zarysowanym
podbródkiem i szerokimi ramionami kryjącymi się pod dobrze skrojonym smokingiem.
O wpół do jedenastej nieprzyzwyczajone do nowych butów stopy zaczęły ją potwornie pić. Zoe
była wyczerpana. Aaron podszedł do niej i wsunął dłoń pod jej ramię.
- Wyglądasz, jakbyś miała upaść.
- Tak się też czuję.
- Zabiorę cię do domu.
L R
T
Dom. Pomyślała o zimnym, surowym mieszkaniu, w którym spędziła już tyle samotnych dni i nocy.
Czy to kiedykolwiek będzie jej dom? Mimo wszystko przyjemnie było widzieć, jak Aaron się nią opiekuje,
na przykład teraz, wyprowadzając ją pod rękę z galerii do czekającego na nich auta.
W cieple samochodu, obitego miękką i luksusową skórą, poczuła, że mogłaby natychmiast zasnąć.
Aaron posadził ją obok siebie i objął ramieniem. Ułożyła się niemal instynktownie z głową na jego
ramieniu i ciałem przytulonym do muskularnego boku. Tak miło było wdychać jego ciepły, męski zapach i
czuć opiekuńcze objęcie jego ramienia. Zasnęła, czując się pierwszy raz od dawna szczęśliwa. Obudził ją
dopiero głos Aarona, gdy stanęli pod apartamentowcem:
- Jesteśmy. Dasz radę wysiąść sama?
- Tak, oczywiście. - Wyprostowała się, nagle zawstydzona tym, że się do niego przytuliła. - Nie
wniesiesz mnie przecież do budynku.
- Mógłbym wnieść - powiedział, co wywołało na jej twarzy uśmiech.
- Wiem, że jesteś wystarczająco silny. Ale jeśli myślałeś, że twoja sekretarka kupująca sukienkę
wywoła plotki, to zapewniam cię, że wniesienie mnie do budynku w stylu Rhetta Butlera byłoby jeszcze
gorsze.
Rześkie nocne powietrze rozbudziło ją i gdy dotarli do windy, była świadoma, że coś ponownie
zaczyna iskrzyć między nimi. Podobnie jak wtedy jechali w ciszy windą i za chwilę mieli wejść do jego
apartamentu, oświetlonego jedynie przez światła dobiegające z ulicy. Przypomniało jej się, jak Aaron
zaczął wtedy całować jej szyję... Czy on w ogóle pamięta tamtą noc?
Szpilka buta wpadła w szparę między windą a podłogą, powodując, że Zoe się potknęła. Aaron
złapał ją i przyciągnął do siebie. Popatrzyła na niego oszołomiona, ale on odwzajemnił jej tylko
beznamiętnie spojrzenie.
- Musisz uważać - powiedział, nie puszczając jej.
Zoe czuła jego rękę na nagim ramieniu, i drugą, zdającą się przepalać jedwab jej sukni na plecach.
Czuła napierające na nią jego ciało, siłę ud i klatki piersiowej, a także... wspaniałe napieranie na nią jego
podniecenia. Otworzyła usta i westchnęła lekko, pragnąc pozostać w tej pozycji na zawsze. Poczuła, jak
wbija jej rękę w plecy, przyciągając ją, i gdy jej biodra dotknęły jego, całkowicie pochłonęła ją żądza.
Wiedziała, że nie będą uprawiać seksu. Nie chciała zagrażać ciąży i wiedziała, że on też nie podejmie tego
ryzyka. Ale ich wzajemne przyciąganie było oczywiste, przytłaczające. Ręka Aarona zsunęła się z jej
nagiego ramienia, a dotyk jego palców zdawał się ją rozpalać. Przybliżył swą twarz do jej twarzy i usta Zoe
rozchyliły się, czekając na pocałunek.
- Zoe... - Jej imię było najdelikatniejszym z westchnięć i poczuła, jak jego kciuk przesuwa się po jej
dolnej wardze.
Wydała z siebie cichutki jęk, coś jakby kwilenie.
Aaron oddychał ciężko, walcząc z ogarniającym go podnieceniem, ale nadludzkim wysiłkiem
zdołał się opanować.
L R
T
- Powinnaś iść spać - powiedział.
Poczuła, jakby oblał ją kubłem lodowatej wody, ale jakoś udało jej się potaknąć:
- Tak, powinnam.
Aaron odwrócił się, przejechał nerwowo dłonią po włosach i zaczął rozwiązywać krawat. Zoe
obserwowała go, widząc, że jest tak samo spragniony jej, jak ona jego. Nie chciała, by tak się to skończyło.
Nie chciała iść sama do łóżka. Przełknęła ślinę, czując, jak zasycha jej w gardle, a serce wali jak oszalałe.
- Aaron...
- Co? - Stał odwrócony do niej plecami, lecz spięty głos zdradzał rozsadzające go napięcie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]