[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ode mnie. Ale, oczywiście, zapiszę.
O ósmej byliśmy już po śniadaniu, ja ogolony i wykąpany. Obejrzałem Pita
przy świetle dziennym i doszedłem do wniosku, że poza paroma zadrapaniami nie
odniósł poważniejszych obrażeń. Oddałem klucze i ruszyliśmy do obozu skautów.
Bezpośrednio przed nami skręcił tam pocztowy ambulans. Wyglądało na to, że
będę miał dzisiaj szczęście.
Nigdy w życiu nie widziałem tylu małych dziewczynek, zgromadzonych
w jednym miejscu. Kręciły się jak bąki i w zielonych mundurkach wyglądały
wszystkie jednakowo. Gdy mijaliśmy je, niektóre chciały przyjrzeć się Pitowi,
lecz reszta nieśmiało zerkała na obcych i trzymała się z daleka. W chacie z na-
pisem Kancelaria znalazłem także umundurowaną skautkę, choć byłoby raczej
trudno o niej powiedzieć, że jest małą dziewczynką.
Wyjaśniłem, że jestem wujkiem jednej z dziewcząt, nazywam się Daniel B.
Davis i mam dla Ricky wiadomość o jej rodzinie. Usłyszałem, że żadni goście,
z wyjątkiem rodziców, nie mają prawa wstępu na teren obozu bez obecności któ-
regoś z opiekunów, a w ogóle wizyty zaczynają się dopiero o szesnastej.
147
Nie chciałem odwiedzać Ricky, ale muszę przekazać jej wiadomość. To
pilna sprawa.
W takim razie proszę napisać parę słów na kartce, a ja postaram się ją
przekazać zaraz po rytmice.
Nie ukrywałem rozczarowania.
Nie chciałbym załatwiać sprawy w ten sposób. Wydaje mi się, że rozsądniej
byłoby jednak powiedzieć to dziecku osobiście.
Ktoś umarł?
Nie, nie chodzi o poważne kłopoty rodzinne. Bardzo mi przykro, madam,
ale nie mam prawa powiedzieć tego komuś innemu. Dotyczy to matki mojej sio-
strzenicy.
Powolutku zaczęła ustępować, a wtedy włączył się do dyskusji Pit. Siedział
na mojej lewej ręce. Nie chciałem zostawiać go w samochodzie, zresztą wiedzia-
łem, że Ricky bardzo ucieszy się na jego widok. Widocznie długa wymiana zdań
zaczęła go nudzić, bo wyraził swoje zniecierpliwienie krótkim: Mrrrarrr?
Spojrzała na niego i powiedziała: Wygląda całkiem-całkiem. Mam w domu
kocura, który mógłby być jego przyrodnim bratem.
To jest kot Frederiki oznajmiłem natychmiast. Musiałem wziąć go ze
sobą, ponieważ. . . inaczej być nie mogło. Nie ma kto o niego dbać.
Jak to, biedaczek, taki malutki! Podrapała go pod brodą. Dzięki Bogu,
zrobiła to prawidłowo i Pit ją zaakceptował wyciągnął szyję, zamknął oczy
i zaczął się tak zachowywać, jakby miał do czynienia z ósmym cudem świata.
Cerber cnót dziewiczych pozwolił mi w końcu poczekać przy stole pod drzwia-
mi kancelarii. Zapewniało to minimum intymności, zakłócanej jedynie czujnym
wzrokiem opiekunki. Podziękowałem i usiadłem.
Nie spostrzegłem Ricky, gdy podeszła do mnie. Usłyszałem nagle jej głos:
Wujku Danny! , a potem: Przywiozłeś Pita, to wspaniale! Pit zamruczał z ra-
dością i błyskawicznie przeskoczył na jej ręce. Zręcznie chwyciła go, usadowiła
w pozycji, którą lubił najbardziej, i zaczęli się bawić. Po kilku sekundach piesz-
czot podniosła głowę i cicho powiedziała: Wujku Danny, strasznie się cieszę,
że jesteś tutaj.
Nie pocałowałem jej. Nawet nie dotknąłem. Nigdy nie należałem do facetów,
którzy lepią się do dzieci, a Ricky była dziewczynką, która zgadzała się na to je-
dynie wówczas, gdy nie miała innego wyjścia. Od czasów kiedy miała zaledwie
sześć lat, nasze układy opierały się na wzajemnym poszanowaniu indywidualno-
ści i godności osobistej.
Patrzyłem na nią. Z kościstymi kolanami, rękoma i nogami jak patyki, chu-
da, nie przypominała pięknego dziecka, którym była jeszcze niedawno. Krótkie
spodenki i koszulka w zestawieniu z łuszczącą się skórą, zadrapaniami, siniakami
i - oczywiście brudem nie dodawały jej uroku. Miała dopiero zadatki na kobie-
tę; tylko poważne oczy i żywa wesołość równoważyły niezgrabność zrebięcia.
148
Jednym słowem, wyglądała fantastycznie.
Ja też się cieszę, że jestem tutaj powiedziałem. Trzymając Pita jedną
rękę, spróbowała sięgnąć do wypchanej kieszeni krótkich spodenek.
Przede wszystkim jestem zaskoczona. Właśnie dostałam od ciebie list
wywołali mnie od rozdzielania poczty, nawet nie miałam czasu go przeczytać.
Czy napisałeś tam, że dzisiaj przyjedziesz?
Nie, Ricky. Piszę tam, że odjeżdżam. Gdy go już wysłałem, postanowiłem,
że z tobą muszę pożegnać się osobiście.
Zrobiła smutną minę i spuściła oczy.
Odjeżdżasz?
Tak. Wyjaśnię ci to, Ricky, ale to długa historia. Chodz, usiądz tutaj, a ja ci
wszystko opowiem.
Usiedliśmy przy składanym stoliku pod czerwonymi sosnami i zacząłem snuć
opowieść. Pit leżał na krzesełku obok; z przednimi łapkami opartymi na pomiętym
liście wyglądał jak posąg lwa. Mruczał cichutko swoją pieśń niczym rój pszczół
w polu koniczyny. Spokojnie zmrużył powieki.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy zorientowałem się, że Ricky wie już o małżeństwie
Milesa nie umiałbym jej o tym powiedzieć. Podniosła głowę, zaraz potem ją
opuściła i oświadczyła beznamiętnie: Tak, wiem, tata mi napisał.
Aha, hm.
Nagle zasępiła się w sposób zgoła nie dziecięcy.
Ja tam już nie wrócę, Danny. Za nic w świecie, nie chcę tam mieszkać.
Ale. . . posłuchaj, Rikki-tikki-tavi. Wyobrażam sobie, jak się czujesz. Oso-
biście nie zależy mi na tym, żebyś tam wróciła. Jak jednak chcesz się przed tym
bronić? To jest twój tata, a ty masz dopiero jedenaście lat.
Nie muszę tam wracać. To nie jest mój prawdziwy tata. Babcia przyjedzie
po mnie.
Co? Kiedy ma przyjechać?
Jutro. Przyjedzie z Brawley. Napisałam do niej i zapytałam, czy nie mogła-
bym u niej zamieszkać, bo u taty już nie chcę, razem z tą. . . kobietą. W tym
jednym słowie wyraziła więcej wzgardy niż niejeden dorosły w litanii wyzwisk.
Babcia odpisała, że jeżeli nie chcę, nie muszę z nimi mieszkać, ponieważ ni-
gdy mnie nie adoptował i to ona jest moją prawną opiekunką. Prawda, że nie mogą
mnie zmusić?
Kamień spadł mi z serca. Jedyna rzecz, dla której nie mogłem znalezć rozwią-
zania i która przyprawiała mnie o ból głowy przez długie miesiące, to jak uchronić
Ricky od jadowitego wpływu Belle przez następne. . . hm, prawdopodobnie dwa
lata. Tak, to na pewno będą co najmniej dwa lata.
Skoro cię nie adoptował, Ricky, to jestem pewien, że babcia da sobie z tym
radę, jeżeli obie będziecie trwać uparcie przy swoim. Natomiast możecie mieć
149
poważne kłopoty z jutrzejszym wyjazdem. Być może nie pozwolą ci odjechać
z babcią.
Jak mogą mi przeszkodzić? Po prostu wsiądę do samochodu i odjadę.
To nie takie proste, Ricky. Kierownictwo tego obozu musi działać zgodnie
z przepisami, a ponieważ twój tata to znaczy, chciałem powiedzieć Miles
powierzył im ciebie, nie mogą przekazać cię w inne ręce.
Wydęła usta.
Nigdzie z nim nie pojadę. Ja chcę tylko z babcią.
Rozumiem cię. Mam pomysł. Na twoim miejscu nie przyznawałbym się do
tego wyjazdu, powiedziałbym, że babcia bierze cię na przejażdżkę. A potem po
prostu już bym nie wrócił.
Uspokoiła się troszeczkę.
W porządku.
Hm. . . Nie rób nic takiego, co mogłoby zdradzić twoje zamiary. Nie bierz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]