[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowanie odbiegał od przeciętnej. Jego iloraz inteligencji ob-
liczono na sto pięćdziesiąt punktów i jego marzenie, żeby
zostać lekarzem, wydawało się celem łatwym do osiągnięcia.
Już wtedy kształcił się według indywidualnego programu
nauczania na poziomie uniwersyteckim. Zapisał się też na
nadprogramowy kurs anatomii.
Ale Stephen nie jest tylko molem książkowym. Uwielbia
klasycznego rock and roiła, a zwłaszcza Rolling Stonesów.
Interesuje się także starymi samochodami. I jest zakochany
w swojej dziewczynie. Ma też bardzo kochających go rodzi-
ców i trzy starsze siostry. - Lisa odchrząknęła. - Tak więc
jeszcze rok temu świat należał do Stephena i cieszył się on
każdą chwilą życia. Ale ubiegłej zimy Stephen zachorował
na grypę. Na kilka dni zwolniono go z zajęć. Ot, mała nie-
dogodność, coś, z czym my i nasze dzieci musimy regularnie
sobie radzić. Po tygodniu Stephen wrócił do szkoły, ale nie
do końca udało mu się zwalczyć chorobę.
Wciąż czuł się zmęczony, przy najmniejszym wysiłku bra-
S
R
kowało mu tchu, miał dziwne kołatanie serca i zawroty gło-
wy. Nagle zaczęły go też uwierać buty. I pewnego dnia, na
lekcji historii, Stephen dostał zapaści. Mało brakowało, a
byłby to jeszcze jeden przypadek nagłej śmierci, o której
słyszymy częściej, niż byśmy chcieli... Jednak gdy przyje-
chało pogotowie, Stephen żył. %7łył też niedługo potem, gdy
przyjęliśmy go do nas.
Czemu Lisa mówi o tym w tonie tak osobistym? - zasta-
nawiał się David; czyżby zamierzała omawiać skutki nad-
miernego zaangażowania emocjonalnego w życie pacjen-
tów? Słuchaczy coraz bardziej wciągała opowiadana przez
nią historia. W sali było cicho jak makiem zasiał. Twarz
nastolatka zniknęła z ekranu i pojawiły się na nim wyniki
badań. Diagnoza nasuwała się sama: kardiomiopatia zastoi-
nowa, czyli powikłanie infekcji wirusowej prowadzące do
niewydolności serca.
- Pół roku temu - ciągnęła Lisa - Stephen został wpisany
na listę chorych oczekujących na transplantację serca. Zaczął
nosić pager, czekając na cud, czyli na telefon, który ozna-
czałby długą podróż na północ, do Auckland. Zabierał pager
do szkoły, trzymał go koło łóżka w nocy... Cud zdarzył się
dwa miesiące temu, o czwartej nad ranem. Dawcą była ko-
bieta z Wellington. Rozmiar i grupa krwi idealnie się zgadza-
ły. O wpół do szóstej Stephen, jego matka i ja byliśmy już
na pokładzie samolotu lecącego do Auckland.
W sali wyczuwało się ogromne napięcie - tak jakby wszy-
scy słuchacze wstrzymali oddech.
- Stephena przygotowano do operacji. Bardzo się bał, ale
był też poruszony. Nareszcie ziściło się to, na co wszyscy
mieliśmy nadzieję. Serce dawcy przyleciało helikopterem
S
R
niemal w tej samej chwili co my. Pacjent był gotów, aneste-
zjolog był gotów, gotowi też byli chirurdzy. I wtedy powie-
dziano nam, że jest problem. - Ton głosu Lisy stał się szor-
stki. - Serce nie nadawało się do przeszczepu. Było hipertro-
ficzne. Dawca od dłuższego czasu musiał cierpieć na nie
rozpoznane nadciśnienie i schorzenie tętnicy wieńcowej.
Stephenowi i jego matce zaproponowano tymczasowy po-
byt w Hearty Towers, ośrodku przeznaczonym dla pacjentów
spoza miasta, w nadziei, że wkrótce pojawi się nowy dawca.
Ale Stephen nie zgodził się zostać. Nie chciał być z daleka
od rodziny i przyjaciół, nie chciał też narobić sobie zaległości
w szkole. Teraz serce Stephena jest w ostatnim stadium cho-
roby i ledwie panujemy nad niewydolnością. Od czasu po-
dróży do Auckland trzy razy przyjmowaliśmy Stephena do
szpitala. Każdy jego pobyt tu mógł być ostatnim. I tym razem
chyba rzeczywiście tak będzie...
Lisa na moment spuściła w milczeniu głowę, ale zaraz ją
podniosła.
- Zastanawiacie się pewnie, po co to wszystko mówię.
Przecież nawet gdyby jutro znalazł się dawca, to Stephen jest
zbyt chory, żeby jechać do Auckland. Wszyscy stykamy się
z podobnie tragicznymi przypadkami, które do głębi nas
poruszają. Co wyróżnia ten spośród innych? Rzecz w tym,
że osiągnęliśmy punkt zwrotny w leczeniu takich przypad-
ków - tu, w Christchurch. Od niedawna jest u nas ktoś, kto
posiada umiejętności niezbędne do wykonania transplantacji
serca w naszym szpitalu. Ktoś, kto ma już u nas tak, rzec by
można, wyrobioną opinię, że chyba nikomu nie trzeba go
przedstawiać. Mam oczywiście na myśli Davida Jamesa.
David poczuł, że robi mu się gorąco. Lisa nazbyt szybko
S
R
odnalazła go wzrokiem. Czyżby przez cały czas była świa-
doma jego obecności? Niechętnie się poruszył, zakłopotany
burzą oklasków. Nagle ogarnął go niepokój. Czego Lisa się
po nim spodziewa? %7łe za pomocą czarodziejskiej różdżki
dokona cudu uzdrowienia kogoś, na kim skupi się teraz uwa-
ga całego szpitala?
- Wiem, jak delikatną kwestią jest rozmowa z rodziną na
temat oddania narządów do przeszczepu - podjęła swą wy-
powiedz Lisa. - Ale chciałam wam tylko przypomnieć o
drugiej stronie medalu i opowiedzieć tę historię z punktu
widzenia odbiorcy, czyli z punktu widzenia Stephena. - Po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]