[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie chciałem cię budzić powiedział Matt dziwnie miękkim głosem
ale skoro otworzyłaś oczy, to może wypilibyśmy po filiżance kawy.
Następną godzinę spędzili w kuchni, opowiadając Jessy o Ricku i
operacji. Matt potem wyszedł, aby obejrzeć nowo zakupione konie.
Wygląda na zadowolonego zauważyła Jessy. Tak bardzo tego
pragnął. Ale mimo to coś go dręczy, za dobrze go znam, aby tego nie
widzieć. Zajrzała w oczy Trudi. Czy to ma coś wspólnego z panią i
doktorem Fieldingiem?
Trudi uparcie patrzyła na swoje splecione dłonie.
Wymówił mi, Jessy.
Co zrobił?
Wymówił. Wróciłam po rzeczy. Widzisz, Rick z dnia na dzień będzie
silniejszy i w którymś momencie zacznie biegać, więc jego ojciec uważa, że
niepotrzebna mu pielęgniarka.
RS
63
Wypada tylko się cieszyć. Jessy wszakże nie wyglądała na
uradowaną. Ale ja myślałam, że znajdzie się inny powód, który panią tu
zatrzyma. Prawdopodobnie doktor wziął sprawy w swoje ręce. Nie byłabym
zdziwiona, gdyby pojechała z nim pani do San Francisco. Ani trochę
zdziwiona.
Trudi nie odezwała się, lecz podeszła do uchylonych drzwi, przez które
ciągnął przyjemny nocny chłód, i wyjrzała na zalany światłem księżyca
dziedziniec. Matt stał przy otwartym ogrodzeniu i. rozmawiał z Kourym,
który już poprzedniego dnia wrócił z Anderson. Z zaskakującym w
przypadku tak rosłego mężczyzny wdziękiem Matt dosiadł osiodłanego
konia i puścił się kłusem, aby zaraz potem przejść jakby dla zabawy w
galop. Srebrna grzywa konia rozwiewająca się na wietrze widok piękny
aż do bólu. Za ogrodzeniem zaczynała się dolina, gdzie Matt trzymał krowy
i cielęta o białych pyskach, a także kilka buhajów. Bydła pilnowali kowboje,
wystawiający co noc straż. To było Brandywine. To i pionowe, purpurowe
skały. Jutro je opuści na zawsze. Opuści człowieka, który z tego
rozległego gospodarstwa zrobił to, czym jest teraz.
%7łyczyła Jessy dobrej nocy i poszła na górę. Jeszcze nie spała, kiedy Matt
przeszedł obok jej pokoju. Dokładnie jak pierwszej nocy zatrzymał się
przed drzwiami, zanim poszedł do siebie...
Nie wiedziała, która jest godzina, gdy stwierdziła, że nie zaśnie.
Rozsądek nakazał jej wstać i usiąść na werandzie. Nie było sensu rozpaczać.
Nie chcą cię tu więcej, więc trzeba wyjechać i koniec, powiedziała sobie.
Narzuciła szlafrok, na nogi wsunęła sandały i zeszła na palcach po
schodach. Była już na dole, kiedy dotarło do niej, że ktoś jest na dworze.
Wstrzymała oddech, i wyjrzała przez drzwi. Matt siedział na balustradzie
werandy, a gdy usłyszał skrzypnięcie, natychmiast odwrócił się w jej stronę.
Jak tu pusto bez Ricka rzekł nie patrząc na nią. Całkiem inaczej.
Strasznie.
Wkrótce będzie w domu uspokajała go Trudi. Z początku miała
zamiar usiąść w bujaku na werandzie, lecz teraz najchętniej wróciłaby na
górę.
Nie będzie zachwycony, gdy mu powiem, że nie wrócisz z nim do
Brandywine. Pewnie wiesz, dlaczego ci wypowiedziałem.
N... nie, chyba nie... wykrztusiła stropiona. Stanął nad nią, rosły, o
szerokich barkach, niemal przerażający w mroku i ciszy nocy.
To z powodu Fieldinga. Wiem, że właśnie tego pragniesz, więc nie
chcę cię z nami wiązać. Nie zamierzam stawiać ci żadnych warunków, bo
czułabyś się do czegoś zobowiązana. Już raz tak zrobiłem i nic z tego nie
RS
64
wyszło. Nauczyłem się już dawno temu, że nie da się powstrzymać kobiety,
jeśli czegoś naprawdę chce. Tak, można próbować przywiązać ją do siebie,
ale jeśli zechce odejść, i tak odejdzie.
To była inna kobieta, myślała z rozpaczą Trudi. Twoja żona dawno
temu! Nie dałeś mi szansy, nie śmiałam się do ciebie zbliżyć, nawet bałam
się ciebie. Nie dałeś się kochać!
Rzuciła się do schodów, starając się nie widzieć zaskoczonej twarzy
Matta. Potrzebowała teraz spaceru, Jessy kiedyś mówiła, że w dolinie nocą
jest bardzo przyjemnie. Na ostatnim stopniu zaczepiła o coś i upadła w
wilgotną od rosy trawę. Próbowała wstać, lecz uniemożliwił jej to kłujący
ból i silna, a przy tym niesłychanie czuła ręka Matta.
Nie ruszaj się. Najpierw sprawdzę, co się stało. To mi wygląda na...
Ostrożnie pomógł jej usiąść. Pochylała się nad nią opalona,
zatroskana twarz mężczyzny, tak bliska, a zarazem tak daleka. Chyba
zwichnęłaś sobie rękę.
Może tylko skręciłam szepnęła ze łzami w oczach.
To się okaże.
Wziął ją na ręce i wniósł do domu, a ona, mimo bólu, rozkoszowała się
jego nagłą cudowną bliskością. Niósł ją jak zranionego zrebaka do
wodopoju, a potem usadził w fotelu i ostrożnie nakrył swoją wielką dłonią
jej rękę.
Możesz ją podnieść?
Nie wiem. Zaraz potem, powodowana nagłym impulsem, patrząc
w zaniepokojone oczy Matta, dotknęła pieszczotliwie pacami chorej ręki
jego policzka, a potem warg.
W tym momencie opadły maski. Patrzyli sobie długo w oczy. Wreszcie
Matt szybkim ruchem chwycił jej dłoń i przycisnął do ust, a potem z jękiem
przytulił ją do siebie.
Wreszcie! myślała uszczęśliwiona, składając usta do długo
oczekiwanego pocałunku. Wstrzymaj się, czasie! Pragnę zapamiętać tę
chwilę, nie stracić z niej ani sekundy, nie zapomnieć tych cieni nocy,
światła księżyca, jego bliskości. Chcę ją pogrzebać w sercu na całą
wieczność. Wiem, że tak się stanie, to co ofiarowuje mi w tej chwili Matt,
zatrzymam na zawsze w pamięci...
A potem odwrócił się od niej, znów daleki i nieprzystępny, jakby nigdy
jej nie całował...
Matt?
RS
65
yle się stało niemal krzyknął zdławionym głosem. Nie chcę
tego jeszcze raz przeżywać. Nie mogę się mierzyć z facetem takim jak
Fielding. Przyjdzie czas, że będziesz tego
. żałowała, Trudi. Popatrzysz na mnie i spytasz, dlaczego do diabła nie
skorzystałaś z wielkiej życiowej szansy, jaka ci się nadarzała. Będziesz
chciała odejść tak samo jak tamta.
To wcale nie jest tak! Nie możesz tego pojąć?! Kocham Ricka i...
Nie dokończyła zdania. Mówienie o tym, co czuje, było bezcelowe. A
przecież wystarczyłoby, że skinie palcem, a padłaby mu w ramiona nie
oglądając się na nic! Niestety nie umiał pozbyć się lęku, a to oznaczało, że
wszystko stracone...
Bez słowa odwróciła się i poszła do swego pokoju, czując, pulsujący w
ramieniu ból. Tam rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce. Nie
powinna była już tu przyjeżdżać, przecież Jessy mogła jej wysłać rzeczy
pocztą.
Czuła jeszcze na wargach jego pożądliwy, gwałtowny pocałunek.
Kurczowo zacisnęła w ramionach poduszkę, próbując zatrzeć w sobie to
wspomnienie, zapomnieć o jego silnych, czułych dłoniach, cudownej
bliskości, do której od tak dawna tęskniła.
Prześladowana narastającymi w niej obrazami usiadła wreszcie na łóżku.
Matt jeszcze się chyba nie położył, nie słyszała go wchodzącego po
schodach. Pewnie siedział jeszcze na werandzie albo w małym biurze na
tyłach stajni.
W tym momencie zadzwonił telefon, a zaraz potem dobiegło ją
skrzypnięcie otwieranych drzwi i trudny do pomylenia odgłos kroków Matta
na kuchennej podłodze. Rozmowa nie trwała długo, rzuciwszy słuchawkę
wbiegł pędem po schodach i zaczął dobijać się do niej.
To ja, Matt. Otwórz, Trudi! Jego głos miał w sobie coś takiego, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]