They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwiodłem
kurek rewolweru w kieszeni, zdecydowany nie zdradzać swej obecności, dopóki nieznajomy
nie wejdzie do pieczary.
Naraz nastąpiła przerwa, dowodząca, że się zatrzymał. Potem odgłos kroków zbliżył się
ponownie i cień padł w poprzek otworu pieczary.
 Co za cudny wieczór, kochany Watsonie  odezwał się dobrze mi znany głos.  Zdaje mi
się, że będzie nam przyjemniej na dworze niż w tej pieczarze.
Rozdział 12
Zmierć na moczarach
Przez chwilę siedziałem osłupiały, z zapartym oddechem, nie dowierzając własnym
uszom. Nareszcie wróciła mi przytomność oraz głos, a ciężar odpowiedzialności spadł mi z
serca. Tylko jeden człowiek na świecie miał taki zimny, przenikliwy, ironiczny głos.
 Holmes  krzyknąłem.  Holmes!
 Wyjdzże  odezwał się  proszę cię, ostrożnie z rewolwerem. Wyszedłem i spostrzegłem
swego przyjaciela, siedzącego na kamieniu; na widok mojej zdumionej twarzy jego szare
oczy zabłysły uciechą.
Schudł nieco, zmęczenie odbijało się w jego rysach, ale był bardzo ożywiony, cerę miał
ogorzałą od słońca, zaczerwienioną od wiatru. Ubrany w garnitur szewiotowy i sukienną
czapkę, wyglądał jak zwykły turysta, zwiedzający moczary. Dbały o czystość, jak kot o
swoje futerko  co jest jednym z jego rysów charakterystycznych  postarał się, żeby mieć
podbródek tak gładki, a bieliznę takiej niepokalanej czystości, jak gdyby wyszedł ze swej
garderoby przy ulicy Baker.
 Nigdy jeszcze nie byłem równie ucieszony niczyim widokiem  rzekłem ściskając jego
dłoń.
 Ani równie zdumiony, co?
 Tak... wyznaję.
 Mogę cię zapewnić, że moje zdumienie nie ustępowało twojemu. Nie miałem pojęcia, że
wyśledziłeś moją przygodną kryjówkę, ani, że w niej siedzisz, dopóki nie, stanąłem o jakie
dwadzieścia kroków od wejścia.
 Poznałeś ślady moich nóg, co?
 Nie, mój drogi; nie podjąłbym się rozpoznania śladów twoich stóp wśród innych. Jeśli
zechcesz kiedyś ukryć się przede mną na serio, musisz zmienić dostawcę tytoniu; bo gdy
ujrzę niedopałek papierosa z firmy Bardley, ulica Oxford, wiem, że mój przyjaciel Watson
jest w pobliżu. Patrz, leży tam na ścieżce. Rzuciłeś go niechybnie w ważnej chwili przed
wejściem do pustej pieczary.
 Jakbyś widział.
 Domyśliłem się od razu... a znając twoją bajeczną wytrwałość, byłem przekonany, że
zastanę cię tu w zasadzce, z bronią w ręku czekającego na mieszkańca tej siedziby. Wziąłeś
mnie więc za owego zbrodniarza?
 Nie wiedziałem, kim jesteś, ale byłem zdecydowany wyświetlić tę tajemnicę;
 Wyśmienicie, Watsonie! A w jaki sposób stwierdziłeś moją obecność? Dostrzegłeś mnie
może owej nocy, kiedy wybraliście się w pogoń za więzniem, a ja byłem na tyle nieostrożny,
że stanąłem w blasku księżyca?
 Tak jest, widziałem cię wtedy.
 Niechybnie przeszukałeś wszystkie pieczary, aż wreszcie natrafiłeś na tę?
 Nie, obserwowałem twego chłopca i to było dla mnie wskazówką, dokąd się udać.
 Aha, ten stary jegomość z teleskopem!... Nie mogłem wykombinować, co to takiego, gdy
ujrzałem pierwszy raz światło odbijające się w soczewkach lunety  wstał i zajrzał do
pieczary.
 A... widzę, że Cartwright przyniósł mi posiłek... Co to? Kartka? Więc byłeś w Coombe
Tracey?
 Byłem.
 U pani Laury Lyons?
 Właśnie.
 Doskonale! Nasze poszukiwania biegły zatem równoległą drogą. No, gdy zestawimy
osiągnięte wyniki, mam nadzieję, że będziemy bliscy całkowitego wyświetlenia sprawy.
 Rad jestem szczerze, że mam cię tutaj, bo daję słowo, ta odpowiedzialność i tajemnica
zaczynały mi zanadto rozstrajać nerwy. Ale, jak to się stało, u licha, żeś tu przyjechał i coś ty
tu robił? Byłem pewien, że siedzisz na ulicy Baker i zajmujesz się tą sprawą szantażu.
 Zależało mi właśnie na tym, żebyś tak myślał.
 A więc bierzesz mnie do pomocy, ale mi nie ufasz!  zawołałem z odcieniem goryczy. 
Sądzę, że nie zasłużyłem na to.
 Mój drogi, byłeś mi nieocenioną pomocą zarówno w tym wypadku, jak i w wielu innych,
i proszę cię, żebyś mi wybaczył ten pozorny podstęp. Prawdę mówiąc, wszystko to stało się
w części przez wzgląd na ciebie; świadomość niebezpieczeństwa, na jakie się narażałeś,
zmusiła mnie do przybycia i zbadania sytuacji osobiście. Gdybym był razem z sir Henrykiem
i z tobą, miałbym wspólny z wami punkt widzenia, a moja obecność ostrzegłaby naszych
bardzo groznych przeciwników i mieliby się na ostrożności. Tymczasem, pozostając w
ukryciu, mogłem działać ze swobodą, jakiej nie miałbym nigdy, gdybym zamieszkał w
zamku; stanowię zatem nieznany czynnik w sprawie i mam możliwość rozwinięcia całej
energii w chwili krytycznej.
 Dlatego nie mogłeś mnie wtajemniczyć?...
 Bo gdybyś wiedział, nic by nam to nie dopomogło, a mogłoby doprowadzić do wyśle-
dzenia mnie. Zachciałoby ci się może powiedzieć mi coś albo w dobroci swojej przynosiłbyś
mi jakieś przysmaki; narazilibyśmy się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Wziąłem tu z
sobą Cartwrighta... pamiętasz tego malca z biura posłańców... i ten zaspokaja moje skromne
potrzeby: bochenek chleba i czysty kołnierzyk. Czegóż człowiekowi więcej trzeba? Przy
czym dostarczał mi dodatkowej pary oczu i pary bardzo zwinnych nóg, a zarówno jedno, jak
i drugie stały się dla mnie nieocenioną pomocą.
 A więc wszystkie moje raporty poszły na marne?
Głos zadrżał mi na wspomnienie mozołu i dumy, z jaką je pisałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl