[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wejdz pod kołdrę.
- Madeline - szepnął słabo, a w jego głosie słychać było, że Już dłużej nie jest w stanie się opierać.
- Tak bardzo mi zimno...
- O, Boże... - jęknął Lucien i szybko wślizgnął się pod kołdrę.
Przysunął się do niej, ale wcale nie wydała mu się zmarznięta. Wręcz przeciwnie, powiedziałby
raczej, że była ciepła. Leżąc nieruchomo, starał się nie myśleć o tym, że Madeline jest tak blisko. Ale
ona przysunęła się bliżej i objęła go ramieniem. Lucien zamknął oczy i cieszył się miękką bliskością
swojej żony, jej ciepłem i zapachem. A potem spokojnie zasnął.
Madeline czuła, jak bardzo zmarznięty jest Lucien i postanowiła go ogrzać ciepłem własnego ciała.
Kiedy położyła dłoń na cienkim płótnie jego koszuli, stwierdziła, że ciało mężczyzny jest zupełnie
inne w dotyku niż jej własne. Twardsze i dużo większe. Miała wrażenie, że kryje się w nim wielka siła.
Przyglądała mu się w ciemnościach. Leżał sztywny i wypro-
116
Margaret McPhee
stowany jak kij, zupełnie nieruchomy, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć wykonania
jakiegokolwiek ruchu. Pomyślała, że jeśli nadal będzie taki spięty, nie da rady zasnąć. Ale on naj-
widoczniej postanowił mieć się cały czas na baczności. Mógł udawać, że nie obchodzi go, co się dzieje
dookoła, ale ona widziała jego nieustanną czujność. Ciekawe, przed czym tak bardzo starał się
obronić? Tylko raz widziała, by przestał się pilnować. Było to wczoraj w powozie, kiedy zasnął. Był
wtedy taki spokojny. Nie tak jak teraz, gdy leżał obok niej.
Położyła dłoń na jego żebrach i przysunęła się bliżej, by słyszeć bicie jego serca. Czuła zapach
bergamotki zmieszany z unikalnym zapachem jego ciała. Bliskość Luciena działała na nią
oszałamiająco. Farąuharson i wszystkie związane z nim lę- , ki nagle gdzieś uleciały. Liczył się tylko
ten silny, ciepły mężczyzna, któremu mogła zaufać. Nieważne, że ich związek tylko z nazwy był
małżeństwem. Leżąc obok tego, którego nazywała mężem, czuła, że odnalazła swoje miejsce na
ziemi. Po chwili odniosła wrażenie, że Lucien trochę się rozluznił. Jego oddech powoli się
wyrównywał, czujność zasypiała, aż wreszcie zasnął także i on. Uśmiechnęła się zadowolona,
musnęła ustami jego koszulę i sama też zasnęła.
Lucien obudził się spokojny i zadowolony. Leżał nieruchomo, nie chcąc spłoszyć cudownej chwili.
Wstawał świt i światło dnia zaczynało się przebijać przez cienkie zasłony wiszące w oknach. Uchylił
jedno oko i natychmiast zdał sobie sprawę, że znalazł się w bardzo kłopotliwym położeniu. Obok
leżała wtulona w niego Madeline. Jej plecy przylegały do jego piersi i brzucha, a pośladki dotykały
jego lędzwi. Do tego obejmował ją ramieniem i jego dłoń spoczywała na jej małej pier-
Przebiegły hrabia
117
si. Najgorsze jednak było to, że znajdował się w stanie pełnej erekcji.
Madeline zaczęła kręcić się przez sen i mocniej naparła na niego pośladkami.
Lucien stłumił jęk. Pocąc się ze zdenerwowania, ostrożnie zabrał rękę z miejsca, gdzie nie miała
prawa się znajdować. Nigdy jeszcze bliskość żadnej kobiety nie dawała mu poczucia takiej błogości.
Mógłby tak z nią leżeć do końca świata i wcale nie zatęskniłby do poprzedniego życia. Niestety musiał
wstać, i to w tej chwili. Pragnął jej do szaleństwa, całym sobą, ale zacisnął zęby. Jaki byłby z niego
obrońca, gdyby ją wykorzystał? Okazałby się niewiele lepszy od Farąuharsona. Nie, pomyślał, nie
możesz porównywać się z Farąuharsonem, jesteś Jej mężem, zależy ci na niej. I natychmiast
uświadomił sobie, że nie wolno mu myśleć w ten sposób, że przecież zależy mu tylko na
sprawiedliwości i na wymierzeniu kary. Odsunął się od niej, ale choć powtarzał sobie, że nie powinien
tego robić, nie umiał przestać o niej myśleć.
Madeline musiała wyczuć przez sen, że Lucien się odsunął. Szukając ciepła jego ciała, odwróciła się
do niego i objęła go ramieniem.
Lucien starał się nie oddychać. Czuł, że jego pożądanie rośnie. Przytulił się do niej i oparł rękę na jej
krągłym biodrze.
- Madeline - szepnął, wdychając jej zapach.
W szarym świede świtu patrzył na jej czarne rzęsy, prosty mały nos i rozchylone miękkie wargi.
Głośno przełknął ślinę, z trudem powstrzymując się, żeby jej nie pocałować. Tak bardzo chciałby jej
pokazać, na czym polega bycie mężem i żoną, ale przecież obiecał i sobie, i jej, że ich związek
pozostanie czysto formalny.
118
Margaret McPhee
Pamiętał pytanie, które zadała mu w noc ich ślubu: Czego pan oczekuje w zamian? Pamiętał też, co jej
wtedy odpowiedział: Dyskrecji... Nasz związek będzie małżeństwem tylko z nazwy... Nic się nie musi
zmienić... Ale teraz, kiedy leżał obok niej, zrozumiał, że skłamał, bo tak naprawdę wszystko się
zmieniło. Madeline była jego żoną i pragnął jej. Z zaciśniętymi zębami myślał o tym, że jego
pożądanie nie mieści się w zawartym przez nich układzie. Patrzył na nią jeszcze chwilę, a potem
pocałował jej wspaniałe długie włosy, rozsypane na poduszce, i ostrożnie wyślizgnął się z łóżka.
Madeline wyciągnęła rękę, szukając ciepłego ciała męża, przy którym czuła się cudownie bezpieczna
i spokojna, ale łóżko było puste. Usiadła i mrużąc oczy, rozejrzała się z niepokojem dookoła.
- Dzień dobry, Madeline. - Lucien siedział na fotelu i patrzył na nią.
Uśmiechnął się, więc pomyślała, że pewnie nadal jeszcze śni. Była pewna, że to sen. Ciąg dalszy tego
snu, w którym spała z nim w jednym łóżku, a on tulił ją do siebie całą noc, grzejąc ją ciepłem swojego
ciała. Zarumieniła się na samo wspomnienie tej bliskości, przetarła oczy i podejrzliwie zerknęła na
męża.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]