[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co jest w środku.
- Czy masz koło domu własną skrzynkę na pocztę?
- Właściwie nie wiem. Byłam tam tylko raz w zeszłym tygodniu, kiedy załatwiałam
formalności związane z wynajmem.
- Dlaczego to zrobiłaś? To znaczy, dlaczego go wynajęłaś?
- Zamierzałam zrezygnować z pracy u wdowy. Zawsze marzyłam o jakimś własnym
kącie. A tu w Prowansji mi się podoba. Całkiem niezle umiem gotować, chciałabym
sprzedawać własne wypieki do sklepów.
Uśmiechnął się smutno.
- Wygląda na to, że jesteś tu bardzo samotna, Malou.
- Nie przeszkadza mi to - odparła cicho. - Przeżyłam wiele trudnych chwil.
- Opowiedz mi o. tym - poprosił.
Wyjawiła mu, podobnie jak doktorowi Monier, szczegóły dotyczące rozwodu rodziców,
niepowodzeń szkolnych, swoich nie najszczęśliwszych lat dorastania. Powiedziała też o
tym, jak wreszcie wzięła się garść i nabrała rozsądku.
- Nie masz więc chłopaka?
Serce zabiło jej szybciej, ale Andrej na pewno nie myślał o niczym szczególnym.
42
- Nie, od wielu lat nie mam nikogo. Sparzyłam się bardzo w okresie, kiedy żyłam pełnią
życia, i nie chcę już być jak chorągiewka na wietrze.
- Wyobrażam sobie, jak wyglądały tamte lata. Brakowało ci poczucia bezpieczeństwa i
desperacko szukałaś przyjaciół, niezależnie od tego, jakimi byli ludzmi. Szukałaś
bliskości drugiego człowieka, za każdą cenę, prawda?
- Tak, ale to takie banalne.
Tak właśnie to określił doktor Monier: banalne problemy okresu dojrzewania.
- Oczywiście, że to banalne, ale tak to już jest. W każ dej generacji od nowa. Lecz nie
mówmy już o tym. Opowiedz lepiej, co się stało wczorajszej nocy. Dlaczego nie wróciłaś?
- Ktoś napadł na mnie przy wejściu. Czy wszedł potem do domu?
- Tak. Nie wiem, kto to był. Kiedy usłyszałem kroki, wyszedłem przez okno i schowałem
się na zewnątrz, na wąskim gzymsie. Potem, kiedy niebezpieczeństwo minęło, wróciłem
do pokoju, w pośpiechu naszkicowałem w twoim notesie rysunek i uciekłem w stronę
wzgórza.
Marie - Louise przyszła do głowy nieprzyjemna myśl: czy wystraszył go jakiś człowiek,
czy też może warkocze czosnku w oknach?
No nie, co za bzdura!
Andrej mówił dalej:
- Potem rozglądałem się za tobą. Byłem taki niespokojny! Bałem się, że zasnę, choć i tak
pewnie parę razy się zdrzemnąłem. W końcu postanowiłem wybrać się ponownie do
Chateau Germaine.
- Dobrze, że tego nie zrobiłeś! Czy nie byłeś głodny?
- A jakże! Mógłbym gryzć kamienie!
- Ja też - roześmiała się.
Następnie Marie - Louise opowiedziała o tym, jak poszła do parku po kasetę i jak w
drodze powrotnej zaskoczył ją kondukt żałobny.
- Zakopali trumnę w parku? - spytał Andrej wzburzony.
- Tak, a ja znalazłam się przypadkiem zupełnie blisko. Słyszałam niemal ich oddechy.
43
- Co mówili?
- Nic - odparła krótko.
- Kłamiesz. Co mówili?
- To było takie okropne. Nie powtórzę tego. Wziął jej dłoń w swoją i ścisnął mocno.
- Muszę się tego dowiedzieć! - nalegał.
- Może innym razem, nie teraz.
Opowiedziała mu, że zauważono ją, kiedy wybiegała z parku, że ruszył za nią jakiś
samochód, ona zaś uciekała, a potem, kiedy już dotarła do domu wdowy, ktoś ją ogłuszył
zaraz za furtką.
- Ogłuszył cię? - spytał wstrząśnięty.
- Nno, niezupełnie. Nie wiem, co się stało, zrobiło mi się jakoś dziwnie... I nie rozumiem,
jak się zorientowali, że to właśnie ja byłam w parku... Teraz w lewo! Jesteśmy na dobrej
drodze.
Skoncentrowali się na jezdzie. W tej okolicy nie było już stromych wzniesień, zabudowa
wydawała się nie tak gęsta. Andrej zatrzymał się przy sklepie.
- Musimy kupić trochę jedzenia - powiedział. Marie - Louise zaczerpnęła powietrza.
- Muszę się do czegoś przyznać. Podróż z Cannes i czynsz, który opłaciłam w zeszłym
tygodniu, pochłonęły moje ostatnie pieniądze. Powinnam już dostać wypłatę, ale wdowa
jest w szpitalu.
Spojrzał na nią tymi swoimi fascynującymi oczami.
- Dobrze, że mnie uprzedziłaś. Nie martw się tym, Malou, pieniędzy nam nie zabraknie.
- Wszystko zwrócę...
- O ile się nie mylę, uratowałaś mi życie. Ale rozliczymy się potem. Chodz!
Kupili chleb, mięso, ser i inne produkty, po czym ruszyli dalej.
- Tam stoi kościół - zauważyła Marie - Louise. - Musimy obok niego skręcić w prawo. A
potem już prosto.
Minęli duży teren okalający cmentarz, a następnie niewielki las.
44
- Zatrzymaj się - zawołała Marie - Louise w chwili, kiedy skręcali na zarośniętą drogę
prowadzącą na cmentarz. - Jest skrzynka na pocztę.
- Tutaj? Gdzie jezdzi tyle samochodów? - oburzył się Andrej. - Jesteś lekkomyślna!
- Nie jestem pewna, czy to moja - odparła, wysiadając.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]