[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chrześcijaństwo. Cechą chrześcijanina jest radość z prawd wiary. Duch Zwięty,
który go ożywia, nie pozwala mu być sceptykiem.
Z tej podstawowej pozycji przechodzi Luter do rozpatrywania pojęcia dogmatu
(s. 606 621). Rozpatruje dwa tematy: Jasność Pisma Zwiętego (606 609 i
powtórnie 652 661) i Dogmat o niewolnej woli a chrześcijańska pobożność (609
620). Kto posądza Lutra (a czynił to może jako jeden z pierwszych Erazm) o
podważanie przez reformatorskie wystąpienie fundamentów Kościoła i o brak
poważania dla dogmatu, ten przy lekturze tych dwóch rozważań dojdzie do
przekonania, że tak nie jest, tylko że autor De servo arbitrio, tzn. Luter, nie
patrzy na dogmat jako na coś samoistnego, jako na zestaw elementów nauki
kościelnej. Dla Lutra dogmat, Pismo Zwięte i Chrystus należą ściśle do siebie i
trzeba te trzy wielkości rozpatrywać razem. Dogmat to nic innego jak
samouobecnienie się i samoobjawienie się Boga , jakie mamy w Chrystusie,
zwiastowanego przez Pismo. Wspomniana już tutaj nauka o predestynacji i o
prescjencji Boga nie należy, jak mniemał Erazm, do teologumenów
chrześcijańskiej wiedzy , lecz do obrębu samouobecnienia i samoobjawienia się
Boga , dlatego nie może być chrześcijańskiego nabożnego życia, które można by
pielęgnować i rozwijać w oderwaniu od tej nauki. Przeto nauka o niewolnej woli
jest nie tylko partią nauki o teologicznej egzystencji, lecz partią o
ogólnochrześcijańskiej egzystencji.
W następujących częściach wstępu: Wyznanie i jego powszechne
obowiązywanie (s. 620, 632) i Doktryna i życie (s. 632 641) znajduje się
4
WA XVIII, s. 601 661
rozrachunek Lutra z Erazmem na temat potrzeby, a nawet konieczności i
nieuchronności reformatorskiej walki kościelnej. Jest to temat, gdzie można
wyczuć tchnienie człowieka ogarniętego przez świadomość, że jego działalność
ma epokowe światowo historyczne znaczenie. W częściach tych mamy też
możność wglądu w najistotniejsze i najwewnętrzniejsze sedno reprezentowanej
przez Reformację sprawy, mianowicie, jak człowiek drogą poznania braku
wolności swej woli dochodzi do pokory i do wiary. Widziana od zewnątrz
przedstawia się ta droga jako droga burzy i huraganu, ale gdy się nią dojdzie do
końca, to tam jak w opisanej w 1 Krl 19,8 15, scenie burz na Horebie
następuje spotkanie z Bogiem w cichym, lekkim, łagodnym powiewie wiatru.
Po naszkicowaniu tych najogólniejszych wstępnych tematów pomocniczych,
dochodzi Luter do pojęcia samej woli (s. 634 641), gdzie po raz pierwszy
można dojrzeć to, co przez swoją tezę o niewolnej woli Luter ma rzeczywiście na
myśli, a mianowicie, że tu nie chodzi o wolę przymuszoną, o jakieś niechcenie
(noluntas), lecz o jakąś nieodmienną skłonność, o ukazanie, że w tym, co my
ludzie chcemy i czego pożądamy, włada i okazuje swoją moc i potęgę Bóg lub
szatan (s. 635 637). Wola człowieka jest organem ponadludzkich,
ponadczłowieczych sił i mocy, i kto człowieka posiada, czy to jest Bóg czy szatan,
tego cele są treścią ludzkiego dążenia. Dlatego wyzwolenie człowieka leży poza
człowiekiem, mianowicie w ukrzyżowanym Chrystusie. Dlatego, co dalej Luter w
swoim dziele naucza o braku wolności woli, to wszystko jest tylko wykładem
krzyża Chrystusowego: Christus crucifixus haec omnia secum affert ( Chrystus
ukrzyżowany wszystko to z sobą przynosi s. 639). Stąd też łatwo
wywnioskować, że wszystkie dalsze wywody Lutra nie są niczym innym jak
częścią Lutrowej theologia crucis.
W końcowej partii wstępu, zatytułowanej: Tajemnica Kościoła (s. 639 661)
następuje rozprawienie się Lutra z tradycją. Było to na owe czasy czymś
niesłychanym. Erazm jako rzecznik wolnej woli miał za sobą wszystkie autorytety
Kościoła, Luter zaś stał sam, o własnych tylko siłach. Szczytowym punktem tej
części jest zdanie Lutra: Abscondita est ecclesia, latent sancti (Kościół jest
wielkością ukrytą, święci są nieznani s. 652). Kościół jest tam, gdzie jest
prawda, nie jest zaś tak, że prawda jest tam, gdzie jest Kościół. Swoich świadków
znajduje Kościół w Piśmie Zwiętym, a nie, jak mówili tradycjonaliści ponad
Pismem . I można tu wyczuć, że zdaniem Lutra Kościół jaśnieje swoim
prawdziwym blaskiem tam, gdzie dominuje ta prawda Pisma Zwiętego, ale też, że
Kościół jest czasami w zaniku, a jego widzialna postać nie jest niczym więcej jak
sceną, z której po odegraniu swoich ról zeszli już wszyscy aktorzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]